Hołdys przedawkował PO

Obrazek użytkownika seaman
Kraj

Istnieje prawdopodobieństwo graniczące z niepodobieństwem, że partie polityczne pozbawione finansowania z budżetu państwa zaczną skrzętnie ciułać grosz do grosza i zbierać ziarnko do ziarnka, odrzucając jednocześnie z oburzeniem niemoralne propozycje od zepsutych do szpiku kości biznesmenów. Powtórzę, że owszem, istnieje taka możliwość, ale ja bym się raczej przychylił do wersji Marka Hłaski, że takie historie są możliwe jedynie w powieściach typu „Ania z Zielonego Wzgórza”. No dobrze, zróbmy jeszcze wyjątek dla przemówień Donalda Tuska.

Ale cóż, Hłasko niestety nie żyje i z tej prostej przyczyny nie może zabrać głosu na temat finansowania partii politycznych. Żyje natomiast inny facet na literę H, a mianowicie Hołdys Zbigniew. Onże Hołdys uważa, że gdy partie zaczną być futrowane z procentów od PIT-ów, to ukrócone zostaną wszelkie zbytki w wydatkach, a hojne finansowanie imprez partyjnych, w których motywem dominującym są wino, kobiety i śpiew, zostanie przerzucone na barki członków i sympatyków. Czyli będzie trochę jak w tym seksistowskim grepsie – chciałaś mieć ładnego męża, to teraz rób!

Ale to oczywiście niewinny żart, bo przecież mówiąc poważnie, chodzi o to, że zmiana źródła finansowania nie zmieni ani trochę charakteru machinacji, które przecież nie polegają na tym, że działacze partyjni są wyjątkowo rozrzutni, lecz na ludzkiej, odwiecznej żądzy władzy i pieniądza. Partie jak nie miały skrupułów będąc zasilane z budżetu, tak nie będą ich miały, gdy zrzucą się na nie podatnicy. Problem jest z publiczną kontrolą wykorzystania tych pieniędzy, a nie z tym, że pochodzą od państwa. Państwo demokratyczne jest od tego, żeby zapewniło finansowanie demokracji, a system partyjny jest jej nieodłącznym elementem. Przynajmniej na razie.

Ja już sobie wyobrażam, jak to po owej zmianie finansowania strażacy z ochotniczych jednostek gremialnie zapałają politycznym afektem do ludowców, a jednostki zawodowe straży pożarnej w niewytłumaczalnym i nagłym porywie serca przylgną do partii żartobliwie zwanej obywatelską. A wszyscy razem zapragną swoje uczucia udokumentować szczodrymi darami z podatkowych odpisów.

To żadna sztuka dać lub odebrać partiom pieniądze, sztuka polega na zapewnieniu równych szans w walce o władzę wszystkim chętnym do udziału w tych zawodach. A nie będzie równych szans, jeśli przykładowy Kulczyk odpisze sobie swój procent na PO, a ja odpiszę sobie mój procent na PiS, albowiem procent procentowi nierówny. To byłoby dokładnie tak, jak z tymi równymi szansami dla dzieci - że to niby każde może sobie zdawać do Liceum im. Batorego w Warszawie, albo im. Marynarki Wojennej w Gdyni, ale tak się jakoś składa, że dzieci z podmiejskiej wsi Głucha Dolna w tych liceach nigdy się nie uświadczy. Taka dziwna dyskryminacja w przyjęciach, pomimo niezaprzeczalnej równości w składaniu świadectw.

Jednak już spuśćmy tak zwaną zasłonę milczenia na te zdumiewająco naiwne złudzenia u ludzi typu Hołdys i Tusk, co do dobrodziejstw odcięcia partii od budżetu państwa. Co prawda niektórzy mi zaraz zarzucą zbrodniczą naiwność w kontekście powyższego zdania, ale ja jestem człowiek łagodny i koncyliacyjny – jak nasz szczery przywódca plecie bzdury, to wolę wierzyć, że jest naiwny, a nie głupi, czy (nie daj Boże!) cyniczny.
Zastrzegam sobie także, żeby mi nikt nie prawił morałów, że to jest nieważne, co Hołdys gada i w związku z tym nie powinienem się tym w ogóle zajmować. On bowiem przedstawia tu pewien koślawy punkt widzenia swojego środowiska (bardzo licznego, jak sam twierdzi), który od dawna mnie zdumiewał, a nawet w jakiś chory sposób fascynował.

Otóż Hołdys bardzo stanowczo podsumował partię żartobliwie zwaną obywatelską, przytaczając obficie różne złamane przez nią obietnice, "ordynarne faule", zaniechania, obcość wobec kultury oraz przeniewierstwa drobniejszego kalibru. Hołdys w związku z tym ma okropny dyskomfort, że żył w ciemnocie tyle czasu i ogólnie narzeka, że wraz ze środowiskiem „jest ofiarą pewnej imaginacji na temat tej partii”. „Wytworzyliśmy sobie wizję, że to są młodzi, fajni, inteligentni ludzie i oni coś zrobią” - ujawnia Hołdys i tym samym dowodzi, że Platforma była dlań niczym zioło dające najlepszego kopa, bo jak inaczej to rozumieć?

Przy czym owa nieszczęsna imaginacja rozwiała się niczym sen jakiś złoty, gdy Donald Tusk nie spełnił oczekiwań, ponieważ okazał się starym zgredem, który nabrał towarzystwo Hołdysa właśnie na swoją rzekomą fajność i młodość, że nie wspomnę o inteligencji. I tu dochodzę do najciekawszego wątku, gdyż Hołdys jest przekonany, że jego imaginacja i fałszywa wizja dotyczyła wyłącznie wizerunku Platformy Obywatelskiej. Nie ma on natomiast wątpliwości, że partię Prawo i Sprawiedliwość postrzegał prawidłowo, czyli jako „trochę niepoczytalnych, nie dających się wyhamować ludzi pokroju Ziobry, Kempy, Jarosława Kaczyńskiego, Brudzińskiego i tak dalej”.

Tym samym delikwent prezentuje tak zdumiewający brak elementarnej konsekwencji w myśleniu, że właściwie to jego samego można posądzić o niepoczytalność umysłową. Jest bowiem oczywistym założeniem, że fałszywej wizji czy imaginacji w umyśle człowieka musi towarzyszyć nieświadomość jej fałszywości, w przeciwnym razie by jej nie ulegał. A jeśli tak, to powinien się Hołdys przynajmniej zatrwożyć, że logicznie rzecz biorąc może tkwić także w fałszywej wizji na temat PiS i Jarosława Kaczyńskiego.

Tym bardziej, że sztandarowym punktem programu byłej umiłowanej partii Hołdysa, która tak się w jego oczach skompromitowała, było przecież deprecjonowanie PiS-u w każdy możliwy i niemożliwy sposób. A dzisiaj, po 6 latach, nie postawiono temu ugrupowaniu żadnych zarzutów, jeśli oczywiście nie liczyć wizji śledczych Ryszarda Kalisza. Siłą rzeczy więc partia Tuska i jej medialni sponsorzy musieli w fałszywy sposób przedstawiać partię Kaczyńskiego. To wie każdy, kto ma oczy do patrzenia i uszy do słuchania.

Tymczasem Hołdys oraz jego środowisko nie mają żadnej refleksji w tym kontekście. Oni mają przekonanie, że Donald Tusk ich nabrał wybiórczo - oszukiwał na temat swoich zamierzeń programowych, a mówił prawdę o swoich politycznych wrogach. Kłamał rano, lecz był szczery wieczorem. Był wiarygodny, kiedy ostrzegał Hołdysa przed niegodziwością PiS, ale łgał, gdy mu obiecywał Pakt dla Kultury. I taki stan umysłu środowiska Hołdysowego to jest katastrofalna rzeczywistość, a nie żadna imaginacja.

Paradoksalnie więc Hołdys i jego towarzystwo wbrew swojemu przekonaniu, że uwolnili się od fałszywych wizji, nadal są pod wpływem prochu zwanego PO. Pomijając już drobny fakt, że sami uczestniczyli w dilerce tego prochu.

Hołdys: Nowi, młodzi, przystojni! Jesteśmy ofiarą imaginacji na temat PO - RMF24 - Przesłuchanie - Tylko w RMF24

Brak głosów

Komentarze

 Poświęca Pan czas, Panie seaman na pisaniu pierdół o jakimś hodłysie.

Co to jest za typ  ten hołdys, że poczuł się Pan podniecony emocjonalnie  do tego stopnia aby wyemitować notkę na NP na jego temat?

Deliberowanie o takich indywiduach jak hołdys uważam za sado-masochizm intelektualny.

Czy dzisiaj w Polsce nie ma innych problemów, o których w kulturalym środowisku NP można by podyskutować?

Tekst o prostaku bez wykształcenia, o nazwisku na h (nie chodzi o Hłasko) traktuję jako zwykły dryf tematyczny autorstwa osoby nie mającej koncepcji o czym by tu sensownym napisać aby mimo wszystko podkreślić swoją obecność.

Vote up!
0
Vote down!
0
#367417

Lubię cię czytać ale o Hołdysie ..

Nie pisz więcej o tym przygłupie.

Vote up!
0
Vote down!
0

kazikh

#367442