Wiśniewską w historyka

Obrazek użytkownika kataryna
Blog

Katarzyna Wiśniewska, dziennikarka o niepospolitym poczuciu humoru objawiającym się pysznymi żartami na temat prześladowania księdza Isakowicza-Zaleskiego przez SB, pochyliła się z troską nad prymasem Glempem, prześladowanym przez IPN. Widać empatia Wiśniewskiej zarezerwowana jest dla ofiar IPN i dla rzeczywistych ofiar SB nie zawsze jej starcza.

A poszło o brutalny atak jaki na prymasa Glempa przypuścił na łamach Rzepy tandem Cenckiewicz-Gmyz, co Wiśniewska z niesmakiem relacjonuje w artykule pod wymownym tytułem "Popiełuszką w prymasa". Polecam lekturę jeśli ktoś chce zrozumieć czym się różni cynglostwo od dziennikarstwa.

Katarzyna Wiśniewska nie umie i nawet nie próbuje obalić żadnego z faktów przytoczonych przez Cenckiewicza, przeciwnie, przyznaje, że opisywane przez niego konflikty to sprawa znana a swój stosunek i zachowanie wobec księdza Popiełuszki sam prymas Glemp uznał za niewłaściwie i obciążające jego sumienie.

Katarzyna Wiśniewska: Opisując napięte relacje między kard. Glempem a ks. Popiełuszką, Cezary Gmyz i Sławomir Cenckiewicz serwują nam odgrzewane i niezbyt świeże kotlety. Znane są gorzkie zapiski księdza Jerzego, że rozmowa z prymasem Glempem była dla niego gorszym przeżyciem niż rozmowa z SB. Nie od dziś wiadomo też, że ks. Popiełuszko miał do prymasa wiele żalów, np. o to, że podczas stanu wojennego nie zajął zdecydowanego stanowiska, że powstrzymywał się od ostrej krytyki pod adresem władz. To prawda, postawa prymasa w latach 80. mogła budzić wątpliwości. (...) Najwyraźniej sam prymas ma dziś świadomość swoich błędów. W 2000 r. podczas poruszającego rachunku sumienia, który wygłosił w imieniu Kościoła w Polsce, mówiąc o "winach duchowieństwa w minionym okresie" wyznał, że "także doświadczył lęku". Najbardziej dramatycznie zabrzmiały wówczas jego słowa o kapelanie "Solidarności": "Pozostaje na moim sumieniu ciężar, że nie zdołałem ocalić życia księdza Popiełuszki mimo wysiłków podejmowanych w tym kierunku. Niech mi to Bóg przebaczy".

Czytelnik, którego nieznośny ton w jakim Wiśniewska podsumowuje solidne i bardzo ciekawe wypracowanie historyka nie zniechęci do sięgnięcia do źródła i zapoznania się z całym artykułem Cenckiewicza (choćby po to, żeby ocenić skalę podłości i odpowiednio dopasować swoje oburzenie) może się trochę rozczarować bo swoje nikczemne ataki na Glempa Cenckiewicz bezczelnie podpiera jednoznacznie krytycznymi wypowiedziami księdza Adama Bonieckiego, a temu niestety baaardzo daleko do IPNu (i generalnie odpowiedzialnego za całe zło PiSu), pewnie dlatego w swojej recenzji Wiśniewska nie wspomina o tym jak zachowanie prymasa oceniał - według relacji agenta - ksiądz Boniecki.

Sławomir Cenckiewicz: Przykładowo, w styczniu 1984 r. SB uzyskała ze źródeł agenturalnych szczegółowe informacje na temat opinii redaktora naczelnego polskiego wydania „L’Osservatore Romano” ks. Adama Bonieckiego dotyczącej krytyki ks. Popiełuszki przez niektórych polskich hierarchów: „W dniu 5 I 1984 r. wrócił do Rzymu z pobytu w Polsce ks. A. Boniecki. W dniu 6 I 1984 r. był on na obiedzie u papieża i jak twierdzi, przekazał mu szczegółowe sprawozdanie ze swojego pobytu w Polsce. W Warszawie Boniecki spotkał się z ks. Popiełuszko. Uznaje go za bohatera i nie podziela oceny abp. Bronisława Dąbrowskiego i ks. Józefa Bolonka, którzy uważają, że Popiełuszko jest „…osobnikiem niedoważonym i nienadającym się do odgrywania ofiary prześladowania…”„(pisownia oryginalna – przyp. red.). Według wywiadowców ks. Boniecki miał też skrytykować polskich hierarchów, a zwłaszcza prymasa Glempa, za to, że udają, iż nie wiedzieli o „istnieniu prywatnego mieszkania Popiełuszki w Warszawie przy ul. Chłodnej”, co z kolei wykorzystywała propaganda komunistyczna, publikując na ten temat sensacyjne artykuły w prasie. „Zdaniem Bonieckiego zachowanie J. Glempa w stosunku do „rzekomo” rozpolitykowanych kapłanów jest skandaliczne”. Wywiad PRL starał się na wszelkie sposoby potwierdzić te informacje. Dzięki sieci agenturalnej w Watykanie już kilka tygodni później Departament I ustalił, że stanowisko Jana Pawła II jest zbieżne z opinią zaprezentowaną przez ks. Bonieckiego. Papież miał zwlekać z przyjęciem kardynała Glempa, który 16 stycznia 1984 r. przybył do Watykanu. Zdaniem rezydentury Jan Paweł II miał pretensje do kardynała Glempa za zbytnią uległość wobec reżimu Jaruzelskiego, napominanie „rozpolitykowanych kapłanów” związanych z „Solidarnością”, „autocenzurę”, której dopuścił się, przygotowując tekst orędzia na Boże Narodzenie w 1983 r. oraz za wyrażoną w kazaniu z 6 stycznia 1984 r. jednostronną krytykę instalacji rakiet NATO w krajach zachodniej Europy bez przypomnienia, iż jest to reakcja na agresywne zamiary bloku sowieckiego wobec wolnego świata.

Tak, tak, wiem, to są wszystko informacje z teczek, świstków trzy razy kserowanych i tak dalej. Ale przecież żyją jeszcze świadkowie, choćby ksiądz Adam Boniecki, co za problem rozprawić się z Cenckiewiczem merytorycznymi argumentami i alternatywną hipotezą? Rzecz w tym, że Wiśniewska nawet nie próbuje, nie podejmuje żadnej dyskusji. Tu w ogóle nie chodzi o to jak było ale o wykorzystanie kolejnej okazji do wbicia w głowy  swoich czytelników jak bardzo podłe i nikczemne jest grzebanie w przeszłości. Zwłaszcza jeśli z tego grzebania wychodzi, że jedni jednak byli bohaterami (jak ksiądz Isakowicz-Zaleski czy ksiądz Popiełuszko), inni tych bohaterów sprzedawali (jak ksiądz Czajkowski), a jeszcze inni zlecali ich prześladowanie (jak "ludzie honoru").  W redakcji, w której cieplej myśli się o Kiszczaku i Czajkowskim niż Isakowiczu-Zaleskim prawdziwa historia nie może być mile widziana. Stąd te dziwne reakcje na normalny, rzeczowy artykuł opisujący pewien wycinek polskiej historii, o którym historycy mają prawo pisać i o którym my mamy prawo wiedzieć. I stąd typowa dla takich artykułów konstrukcja pełna moralnego wzburzenia z pozycji samozwańczego sumienia polskiego dziennikarstwa.

Nie zajmowałabym się Wiśniewską bo szkoda klawiatury na jej antylustracyjną publicystykę ale po niedawnym wywiadzie jej byłego redakcyjnego kolegi, który niektórych dziennikarzy nazwał "cynglami" podniosły się  (choć nie wiem czy gdzieś poza Czerską) głosy oburzenia na niestosowność (podłość, nikczemność - niepotrzebne skreślić) używania takiego określenia wobec dziennikarzy. Cóż, określenie może niezbyt eleganckie (pozostawiam to ocenie tych, którzy za eleganckie uważają zwroty w rodzaju "para-dziennikarskie bagno a la Rzeczpospolita") ale czasami niektórych dziennikarzy trudno nazwać inaczej. Jeśli ktoś poważne historyczne opracowanie bez żadnej próby obalenia przedstawionych w nim hipotez podsumowuje tak:

Katarzyna Wiśniewska: Pech chciał, że teczkę prymas ma czystą jak łza. Bezpieka przez kilkanaście lat próbowała zmusić go do współpracy, bezskutecznie. Na szczęście agentów ci u nas dostatek, dlatego podpierając się ich wynurzeniami, Cenckiewicz nie miał większego problemu ze znalezieniem haków na prymasa.

To nie jestem w stanie nazwać go dziennikarzem, to zwykły cyngiel. O co zresztą Wiśniewska z pewnością się nie obrazi skoro sama Cenckiewiczowi przypisała najniższe możliwe motywy i bez próby zmierzenia się z jego ustaleniami ogłosiła, że jedynym celem jego pracy było "znalezienie haków na prymasa" przy użyciu wynurzeń agentów. Mam wrażenie, że Wiśniewska po prostu projektuje na Cenckiewicza swoje własne podejście do zawodu. Cenckiewicz w recenzji Wiśniewskiej pod jakże wymownym tytułem nie jest historykiem, nie jest nawet publicystą, jest cynglem, tak jak rozumiał pewnie to słowo Michał Cichy. Więc jeśli na łamach Gazety piórem dziennikarzy Gazety można kogoś opisać jako cyngla to trzeba sobie przynajmnniej darować obłudne oburzenie gdy ktoś robi to samo.  Michał Cichy niczego nie odkrył, on tylko znalazł  odpowiednie określenie.

Katarzyna Wiśniewska: Popiełuszą w prymasa

Kataryna: Co śmieszy Wiśniewską

Brak głosów

Komentarze

Kataryno droga, najmilsza i jedyna. Tak, tak.

Piotr W.

Vote up!
0
Vote down!
0

Piotr W.

]]>Długa Rozmowa]]>

]]>Foto-NETART]]>

#15024