Parytety w praktyce

Obrazek użytkownika kataryna

<p align="justify">Feministki walczą o parytety i pewnie w końcu je wywalczą bo w klimacie wszechobecnej politycznej poprawności trudno się będzie sprzeciwiać, nikt nie chce wyjść na niepostępowego. Dla zwolenników parytetów mam wspaniałą wiadomość, wymóg parytetu już się gdzieniegdzie pojawia, na przykład w programie Leader+ (fundusze strukturalne UE na rozwój wsi) o dofinansowanie mogą się starać tylko instytucje, w których zarządach każda płeć ma minimum 40% miejsc (pewnie ktoś trzeźwy sobie uświadomił, że parytet 50% - 50% jest nie do wprowadzenia w zarządach nieparzystych). Wymóg minimum 40% dla każdej płci jest oczywiście nie do spełnienia w zarządzie trzyosobowym (a takie są bardzo częste) ale kto by się takimi drobiazgami przejmował jak walka o słuszną sprawę się toczy. Zresztą projektodawcy Ustawy o równym statusie kobiet i mężczyzn też nie mają głowy do matematyki, bo w artykule 7 ustawy wpisali, że od 1 stycznia 2012 każda z płci ma mieć co najmniej 50% miejsc w organie kolegialnym, co oczywiście jako niemożliwe jest bez sensu. Zresztą nawet jak zmienią to "co najmniej" na "nie więcej niż", będzie ciekawie, bo oczywiście iść za tym musi zamienienie nieparzystych (a więc najefektywniejeszych) organów kolegialnych na takie gdzie można podzielić miejsca między płcie równiutko po połowie. Oczywiście to i tak wszystkiego nie załatwia bo nawet parzysty organ kolegialny, gdzie płcie rozkładają się idealnie po równo, musi mieć w swoim regulaminie zapisy na wypadek pata w głosowaniu, zazwyczaj wtedy decyduje głos przewodniczącego, który jest jeden i nieparytetowy. Ale na pewno i na to znajdzie się rada bo to bardzo pomysłowe towarzystwo.  </p><p align="justify">A na koniec rzut oka jak wyglądają parytety u samej ministry Środy , bo gdzie jak gdzie ale u pełnomocniczki ds równego statusu, walczącej właśnie o wprowadzenie parytetów ustawą, z pewnością jest wszystkiego po równo. No, prawie po równo. 17 kobiet, 3 facetów. Medice cura te ipsum.</p>

Brak głosów