O kobietach w kampanii

Obrazek użytkownika kataryna
Kraj

Parytety, kongresy, uprzejmości… Miło, sympatycznie, ale

czy rzeczywiście płeć ma znaczenie podczas wyborów? Oczywiście, kandydaci na wyścigi przypominają, że kobiety to bardzo ważny elektorat. Co wcale nie oznacza to, że zagadnienia związane z parytetami, równouprawnieniem płci, są czymś więcej niż tylko powierzchownym motywem w kampanii. Warto tu jednak uważnie obejrzeć nie tylko polityczną podaż, ale i popyt. Pytamy dziś zatem zaangażowane w debatę publiczną Kobiety: jeśli nie mają możliwości głosowania na kobietę, ale mogą głosować na mężczyznę, to którego poprą i z jakich powodów? Co liczy się w ich wyborze najbardziej? Krótko mówiąc, czy płeć to temat drugorzędny czy może raczej papierek lakmusowy promodernizacyjnych postaw kandydatów?

Zostałam zaproszona do wypowiedzi na powyższy temat,  wklejam swój komentarz, zapraszam też do lektury komentarzy moich korespondencyjnych "współdyskutantek" na stronie Kultury Liberalnej.

***
Im dłużej obserwuję polską politykę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że płeć – poza krótkim okresem intensywnej walki w kampanii wyborczej – nie ma w niej żadnego znaczenia. W sejmowej pracy wszyscy sprawdzają się mniej więcej tak samo. Nie dostrzegam jakiejś jakościowej różnicy między paniami-polityczkami a panami-politykami, choć nie wykluczam, że z uwagi na zachwiane proporcje panie-polityczki upodobniają się do panów-polityków, aby w polityce przetrwać, stanowiąc w niej mniejszość. I że gdyby było ich więcej, to nie polityka zmieniałaby je, ale one politykę. Ale nie ma przecież takiej pewności, a eksperymenty na żywym ciele demokracji niespecjalnie mi się podobają.

Nie jestem więc zwolenniczką parytetów i nie uważam, żeby to był ważny problem. Nie jestem w tym chyba odosobniona, bo sądząc po śladowym poparciu, jakie w ostatnich wyborach prezydenckich otrzymała Henryka Bochniarz, czy jakim "cieszy się" Partia Kobiet, większość polskich kobiet wcale nie uważa, że aby były dobrze reprezentowane, muszą być reprezentowane przez kobietę. Okazuje się, że przy urnie na płeć nie bardzo zwracamy uwagę. I nie ma powodu, żeby to na nas wymuszać, narzucając partiom płciowe kwoty. Stosunek kandydatów do parytetów czy kwot nie jest więc dla mnie czymś, co biorę pod uwagę w swoich własnych wyborach.

Biorę natomiast pod uwagę stosunek do kobiet w ogóle i pod tym względem Kaczyński wypada o niebo lepiej od Komorowskiego, bo niewiele o kobietach mówi i nie stara się im na siłę podlizać. Jednocześnie otacza się kobietami, które są dla niego partnerami. Dość wymienić Zytę Gilowską, czy nieżyjące już Aleksandrę Natalii-Świat i Grażynę Gęsicką. W jego kampanii wyborczej też współrządzi kobieta, Joanna Kluzik-Rostkowska, której rola nie sprowadza się do zamieszczania infantylnych komentarzy na Twitterze. Bardzo mi się podoba stosunek Kaczyńskiego do kobiet, doskonałe połączenie nie udawanego, uroczo staroświeckiego szacunku, z prawdziwym partnerstwem. Nie obserwuję kampanii zbyt uważnie, ale wydaje mi się, że w tym temacie Kaczyński nie zaliczył żadnej wpadki. Zupełnie inaczej niż jego rywal.

Komorowski zalicza bowiem wpadkę za wpadką. Polityk, który jeszcze w lutym „bawił” publikę protekcjonalnym wierszykiem o parytetach:

Nie mogę zrozumieć, po co wam kobiety
Jakieś nowomodne, płciowe parytety
Skoro w Polsce zawsze nie my kobietami
Rządzimy na co dzień – lecz kobiety nami
Ale jeśli chcecie władzy, to ją bierzcie
Zdobądźcie Sejm polski wyzwolone wreszcie…
Wypędźcie stąd mężczyzn bez prawa do łaski
Pozbawcie Marszałka władzy oraz laski
Niech tu laska rządzi, bądź co bądź kobieta
Wyrwana z rąk męskich wskutek paryteta

Kilka miesięcy później zjawia się na Kongresie Kobiet, żeby zadeklarować, że on to właściwie walczy w Platformie o parytety: „Namawiam swoje własne środowisko, aby przyjąć parytet 35-procentowy na listach wyborczych. Ale jeśli Sejm uchwali 50 procent, to też podpiszę tę ustawę”. Tyle że obywatelski projekt ustawy jak leżał w Sejmie, tak leży i jakoś nie może doczekać się poważnego potraktowania.

Nie podoba mi się przypominanie sobie o nas w czasie kampanii. Nie zależy mi na parytetach, ale zależy mi na poważnym traktowaniu. Z rubasznością marszałka w ogóle mam problem, nie lubię obleśności w polityce, bo jest ona tym, co wiele kobiet od niej odstręcza. Nie podobały mi się SLD-owskie żarty o „lufach czołgów prężących się na widok Aleksandry Jakubowskiej” i uwagi o jej „kształtnej piersi”, nie podobają mi się też żarty Komorowskiego o całowaniu w rękę „bo od czegoś trzeba zacząć” czy wierszyki o tym, co ma na myśli, gdy widzi koło siebie koleżanki klubowe. Nie lubię tego rodzaju żartów w sytuacjach publicznych i mam nadzieję, że gdy już marszałek zostanie prezydentem, będzie się od nich powstrzymywał. Należę do tej pozbawionej poczucia humoru mniejszości, która nie umie docenić koszarowych żartów, takich choćby jak ten o duńskich kaszalotach.

www.kulturaliberalna.pl

Brak głosów

Komentarze

Kultura, savoir-vivre, styl, to nie są wartości jakie można ZAKUPIĆ wraz z tytułem. To praca nad wychowaniem dzieci PRZEZ POKOLENIA.

A zmurszałka zasady??? Pokazał je rozrechotany nad trumnami powracającymi ze Smoleńska. OTO CAŁY ON.

Pozdrawiam myślących.

Vote up!
0
Vote down!
0
#68772

o kobietach i parytetach mówią zawsze przy wyborach, a swoją drogą porażką na listach wyborczych uważam muchę, senuszyn kidawę błońską, jedna która komentuje poczynania polityków peło,skrzecząca małpa druga,a mucha, która uważa się za miss i takie nad nią zachwyty szkoda,że nie idą za tym słowa i mądrość i inteligencja.....daje 10

Vote up!
0
Vote down!
0

Marika

#68805