Tusk, Legia Warszawa i cały ten bardak

Obrazek użytkownika jazgdyni
Idee


Bylejakość – coś, co od lat rządzi wszystkim w Polsce.
Ameryka Łacińska ma inne słowo klucz  - manana. Oznacza tylko jedno – pełen zwis w robocie. A konkretnie – po co robić dzisiaj, jak można zrobić jutro. Czyli nie to samo co bylejakość. Bo bylejakość oznacza odpieprzyć coś szybko, właśnie byle jak, by mieć to z głowy i nie przejmować się jakością wykonania.
To właśnie cała działalność ferajny Tuska na tym pojęciu się opiera.
 Sześć lat temu ulewy pozalewały i dokonały ogromnych szkód na Śląsku i Podkarpaciu. Tusk jeździł, pamiętacie, z miejsca na miejsce i obiecywał: - to się zrobi, tu się wał postawi, tu się ureguluje, itd (po prawdzie, nie wiadomo, jakiego wała miał Donald na myśli). I co? Ulewy tego lata udowodniły, ponownie niszcząc i dewastując, że Tusk i jego ekipa perfekcyjnie opanowali systemy – "bylejakość" i "manana". "Dobra, dobra... jakoś to będzie"; "Jak nie dzisiaj, to jutro". To mantra naszych ukochanych władz. Komorowski przynajmniej nic nie robi i nie obiecuje, za co jest kochany przez cały naród.
 
Cała Polska, a przynajmniej jej męska część, doznała ostatnio niespotykanej wścieklicy. Powodem był warszawski klub futbolowy Legia. W ważnym meczu ze znacznie wyżej notowanym szkockim Celticem, Legia wygrała u siebie 4:1 radując Polaków w całym kraju, co ważne, bo nie wszyscy za tym warszawskim klubem przepadają. Tacy malkontenci, jak ja, marudzili wprawdzie, że powinno być co najmniej 6:1, no, ale gdy durnota się uprze i do strzałów karnych wystawia znerwicowanego nieudacznika, to potem jest, jak jest. A za tydzień, w Szkocji, na wyjeździe, Legia dowaliła przeciwnikom jeszcze dwa gole.
I tu grom z jasnego nieba – Legia zdyskwalifikowana, bo na trzy końcowe minuty, wysoko wygrywanego dwój-meczu trener wpuścił na boisko nielegalnego zawodnika!
Po ochłonięciu z zalewającej mnie wściekłości mam dylemat – czy to właśnie bylejakość, czy może celowe działanie. Zaraz tłumaczę; wychowany chociażby na filmie "Piłkarski poker", czy na wciąż toczącej się, tzw. aferze "Fryzjera" dobrze wiem, że zmieniając na trzy minuty przed końcem, wynik wysoce wygrywanego meczu, można bardzo grubo zarobić. Ktoś sprytny się połakomił? Może... Albo właśnie to ta nasza głupia i beznadziejna bylejakość...
 
 ***********
 
Fantastycznie potrafimy pracować za granicą. Polscy fachowcy są wprost rozrywani. Pracują dobrze, szybko i solidnie. Cóż więc takiego jest powodem, że tak samo nie pracuje się w kraju?
Polską w pracy, od gabinetu premiera, aż po najlichszy warsztat rządzi bylejakość. Brak solidności i dobrej roboty. Wykonywanie zadań ot tak sobie. I hołdowanie hasłu – jakoś to będzie.
Sądzę, że powodem jest brak osobistej odpowiedzialności za swoją pracę i poczucie bezkarności.
Nie utrwalił się stabilny i powszechny etos pracy. Jest on normalny w społeczeństwach protestanckich, więc Polak przeflancowany w tamte warunki, chcąc nie chcąc, musi działać zgodnie z tamtymi regułami. Wie, że jak im się nie podporządkuje, to jego pracowniczy żywot będzie krótki. A ponieważ z reguły jest inteligentny, to szybko zostaje przodującym pracownikiem.
Niestety, zaobserwowałem, że tak się nie dzieje w państwach katolickich. Wszystkich: rzymsko-, grecko-, czy ruskokatolickich. Tutaj religia nie położyła zbyt dużego nacisku na wytworzenie obowiązkowości. Zbyt łatwo się wybacza.
Bylejakość mogliśmy zaobserwować na lotnisku w Modlinie. Poprzednio na sypiących się i pękających nowych autostradach. Na budowie warszawskiego metra, A chyba najbardziej po wybudowaniu Chluby Narodowej – warszawskiego stadionu.
Czy to pan premier rzucający słowa na wiatr, jak jakaś przekupka (wg jego słów walutę euro mieliśmy już mieć w 2011 roku), czy majster w warsztacie samochodowym, lekce sobie ważą solidność, dotrzymywanie słowa i odpowiedzialność. I my biedni poddani, klienci i odbiorcy już tak się do tego przyzwyczailiśmy, że praktycznie nie zwracamy na to specjalnej uwagi. A kto zwraca, to jest od razu określany jako nachalny i upierdliwy.
Solidność daje spokój i poczucie bezpieczeństwa. Jesteśmy stale podenerwowani, bo nie wiemy, czy pieniądze dotrą na konto, czy osiedlowy sklepik nagle przestanie sprowadzać nasz ulubiony chleb, czy dojedziemy na czas do pracy, bo nagle drogowcy, bez uprzedzenia postanowili rozgrzebać ulicę. To się z kolei przekłada na nasze wykonywanie obowiązków, bo nie możemy się solidnie skoncentrować, gdyż w podświadomości mamy za dużo drobnych kłopotów.
Jesteśmy niezorganizowani. Organizacja to pięta achillesowa całej Polski. Średni szczebel kierowniczy jest najgorszy na świecie. Polak raczej nie ma predyspozycji, by być dobrym kierownikiem. Nie jest pragmatyczny i za bardzo nim miotają uczucia. I nie potrafi sobie tak ustawić pracy, aby była to codzienna rutyna. Zazwyczaj miota się od akcji do akcji. Od katastrofy do katastrofy. Popatrzcie tylko na naszego kochanego fjutbolistę Tuska...
Bylejakość nie pozwala na wytworzenie i utrwalenie się odpowiednich standardów w naszym kraju. Standardy decydujące o jakości pracy, usługi i wyrobu są niezbędnym elementem dojrzałej cywilizacji. Jak ja idę do swojego stałego, skądinąd dobrego fryzjera, to nigdy nie mogę mieć pewności, że on mnie tak samo ostrzyże. Nie ma standardów. Kochamy improwizację. Kochamy – jakoś to będzie. Nie, to cholerny błąd. Ulubiona zupa pomidorowa w ulubionej restauracji „Jadło” zawsze powinna być taka sama. I to nie do czasu, aż się kucharz zmieni, tylko zawsze. Chyba, że knajpę kupi nowy właściciel i zacznie swoje porządki.
 
Bylejakość w pełnej krasie, ten brak obowiązkowości i odpowiedzialności, tą wieczną improwizację zobaczyliśmy ostatnio nie tylko w powiązaniu z tragicznymi efektami działalności futbolowego klubu Legia, ale także w działaniach rządu, w polityce wobec Rosji i wojny handlowej, którą między innym nam wypowiedziała. Przecież już przynajmniej od pół roku było wiadomo, że ruskie uderzą. I było też wiadomo, że nie zakręcą ropy i gazu, bo sami by na tym za dużo stracili. No i co robili poprzednio, jak chcieli nam palcem pogrozić? Stawiali embargo na polską żywność – mięso, przetwory, warzywa i owoce. Takie to trudne i zaskakujące? Co ten cały pełen nieudaczników, z chłopkiem-roztropkiem, ministrem rolnictwa Sawickim zrobił, żeby zminimalizować skutki spodziewanego embarga? Nic! Kompletnie nic.
Kompletna, durna i bezmyślna bylejakość. Za to teraz improwizacje – każdy Polak będzie żarł jabłka jak chora kobyła; cwanie oszuka się ruskich prowadząc eksport przez Białoruś; będzie się w końcu robiło w Polsce cydr, jeżeli oczywiście wielkie, międzynarodowe firmy piwowarskie pozwolą. A strach w gaciach nie pozwala, żeby ruskim odpowiedzieć taką samą monetą. Np. zablokować import węgla pod pozorem dużej zawartości siarki. Utrudnić życie stacjom benzynowym Łukoilu. Odebrać w końcu w Warszawie nieruchomości, które ruskie bezprawnie zajmują od czasów sowieckiej okupacji.
Czyli, jak zwykle bałagan i improwizacja. Nasza kochana bylejakość.
Najpierw – jakoś to będzie, a potem – Polacy, nic się nie stało!
 
 

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.8 (9 głosów)

Komentarze

1 - zatrudnia niekompetentnych ludzi

2 - wystarczyło nie zmarnować karnych, a nawet walkower nic by nie zmienił.

 

Vote up!
1
Vote down!
0
#1435316

Witam!

 

Słusznie Pan mówi.

Czyli, jak piszę - bylejakość.

 

Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
-1

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1435317

polki widac im sie to oplacalo co zrobili,a Polacy udaja, albo nie chca wiedziec co sie dzieje w prywatnych klubach nowej postPRLowskiej ``elity polskiej``. zreszta nie chca tez wiedziec co sie naprawde tak w samej Polsce dzieje patrzac na frekwencje wyborcze.

Tak ze kochani po co te nerwy oni sie maja dobrze , a wy melise musicie pic.

 

Vote up!
2
Vote down!
-2
#1435348