Putin osobiście odpowiada za zamach na samolot Malezji?

Obrazek użytkownika Mariusz Cysewski
Kraj

To jedno ze zdjęć energicznie usuwanych z sieci i przez Rosję, i państwa Zachodu

Szczekaczki pełne są słowa „katastrofa” na określenie  zamachu na samolot pasażerski Malezji. Dobrze choć, że nie „wypadek”. Albo „wydarzenie”. Ale nie mówmy „hop”; możemy śmiało przyjąć, że wszystko jeszcze przed nami. Maniera ta pewnie – jak zwykle - wynika z agenturalności wajchowych; tu jednak towarzyszą jej analogiczne (co do sensu i kierunku) wypowiedzi mediów zachodnich, w tym amerykańskich. Zachód mimo przewagi wojskowej, niezrównanie większej niż nad Hitlerem w roku 1939 znów nie chce wojny, jak wtedy optując za kapitulacją i „pokojem naszych czasów”; a zatem agresor może, i nadal będzie, dokonywał aktów agresji dopóty, dopóki nie osiągnie swych celów. Oby niepełny był to obraz.

 

Zamach i mord na pasażerach cywilnego samolotu to akt zaplanowany z wyprzedzeniem i dokonany z premedytacją, co wynika już choćby z samej specyfiki obsługi wykorzystanej broni. Mord ten był celowy, nastąpił w konkretnym kontekście i zmierzał do osiągnięcia w sposób zbrodniczy, ale i racjonalny polityczno-wojskowych celów; głównie przełamanie impasu w wojnie. Cele te osiągnął.

To właściwie zabawne wierzyć, że w ubogiej Rosji szympansom pozwala się łazić po różnych kosztownych zabawkach, przekręcać w nich wajchy i przyciskać różne guziki pod kolorowymi światełkami. Każdy szympans ma tyle ma oleju we łbie by wiedzieć, że jakby co – tak czy owak nie żyje. I trzyma się od wajch i guzików z daleka. To nie wyłącznie rosyjska specyfika. Pod tym względem aż tak bardzo się nie różnimy. Spróbujcie państwo w Polsce kogoś namówić np. w pociągu do zabaw hamulcem bezpieczeństwa. I to byłoby najprostsze wyjaśnienie, dlaczego rakietę odpalił nie przypadkiem „obecny” obok wyrzutni szympans, a umundurowani, trzeźwi żołnierze z latami praktyki, ćwiczeń, i działając na rozkaz.

Ale to nie wszystko. 

W Rosji hierarchia posłuszeństwa sięga od dołu do samej góry.

O planie zamachu nie mógł nie wiedzieć osobiście Putin.

Ongiś opisywałem śmieszne dla niezorientowanych postępowanie sądów radzieckich, wiernie protokołujących każde słowo. Podobnie jak radziecki sędzia, tak i każdy człowiek radziecki postępuje ściśle według rozkazów. Jeżeli przekracza zakres wyznaczony rozkazem, szkodzi nie tyle innym, co przede wszystkim „Moskwie”. A chcieć szkodzić Moskwie? – toż to działalność antyradziecka, a za nią kara jest jedna. Każdy funkcjonariusz tego państwa – owszem: największe nawet popełni zbrodnie. Ale będą to zbrodnie w imieniu i na rozkaz Moskwy. Na własną rękę i użytek sołdat, a tym bardziej oficer nawet nie piśnie.

Sparafrazuję mój pogląd sprzed roku na bezpośrednie zaangażowanie Putina w zamach w Smoleńsku[1]: „Mówiąc o ludziach zwyczajowo trudniących się ciągle tym samym wątpliwym procederem Anglicy mawiają żartobliwie: the usual suspects, ci sami podejrzani co zwykle. [Przez rosyjską zasadę samodzierżawia], w Rosji jest tylko jeden podejrzany. Rosjanin nie trudzi się przemyśliwaniem, czy Putin rozkazał wysadzić w powietrze bloki mieszkalne w Moskwie i Wołgodońsku – bo to akurat jest oczywiste i wynika z zasady samodzierżawia, wyłączności politycznej woli i środków działania na danym terytorium - a jedynie, co Putin chciał osiągnąć i jak będzie to maskować”[2].

Pogląd o celowości i premedytacji (czyli nieprzypadkowości) zbrodni rosyjskich, jak i o wręcz koniecznym bezpośrednim osobistym zaangażowaniu w nie Putina – bo bez Putina zbrodni tych po prostu by nie było – ostatnio wyraził Andriej Iłłarionow, niegdysiejszy doradca Putina. Nie chcę streszczać tej wypowiedzi; polecam ją w całości (tutaj: ]]>http://wpolityce.pl/swiat/206419-szokujacy-wywiad-b-doradcy-putina-rozpatrywano-tez-atak-na-samolot-z-warszawy]]> ).

Oczywiście, każdy jest omylny, a my dysponujemy tylko prawdopodobieństwami. Ale i z tym zastrzeżeniem, powyższe uwagi są dla mnie trafne w sposób dość oczywisty. Mniej za to znana może być kolejna ilustracja obowiązującej w Rosji zasady hierarchicznej podległości i osobistej odpowiedzialności sprawujących władzę za bodaj wszystkie działania tej władzy.

W czasie puczu Janajewa w 1991 r. mieszkańcy Moskwy jęli gromadzić się wokół tzw. Białego Domu. Trafił tam i Jelcyn. Mniej wiemy o kontrakcji zamachowców Janajewa. Biały Dom szturmować miał batalion antyterrorystyczny KGB „Alfa”. Pod względem profesjonalnym wyborowy - najlepiej w Związku Sowieckim wyszkolony i wyposażony do zadania tego rodzaju, jakie przed nim postawili puczyści. Po zakończeniu przygotowań i zajęciu pozycji wyjściowych jego dowódca udał się do puczystów z raportem i po dalsze rozkazy (czyli po prostu rozkaz szturmu). W raporcie określono szacowane straty na ekstremalne po stronie demokratów, ale drastyczne i wśród antyterrorystów - 800 żołnierzy na 1200 ogółem (2/3 stanów). Dowódca zapewnił, że szturm uda się; ale wobec spodziewanych strat zażądał rozkazu na piśmie. Pijany do nieprzytomności minister obrony Jazow odesłał go do innych. Z kolei szef KGB Kriuczkow mamrotał o historycznej odpowiedzialności, historycznej roli Rosji itd. itd. Prócz mętnych sugestii, pisemnego rozkazu nikt nie wydał. Kilka lub kilkanaście godzin potem, nadal bez rozkazów i wobec dalszych symptomów niezdecydowania i rozkładu obozu zamachowców, jednostka Alfa przeszła na drugą stronę.

Szczegóły tych wydarzeń mogą być trochę inne; ja przytaczam je z pamięci jak je zapamiętałem „na gorąco” z mediów rosyjskich w roku 1991, a takie relacje siłą rzeczy ścisłe być nie mogą. Ale załóżmy. 

Żądając rozkazu na piśmie, dowódca Alfy dokonał wyboru optymalnego. Ponosiłby odpowiedzialność w razie załamania szturmu i klęski puczu. Ale ponosiłby ją i w razie zwycięstwa puczu po szturmie okupionym ogromnymi stratami. Przy tak wysokich stratach, wręcz z pewnością zostałby kozłem ofiarnym. Puczyści podaliby, że Alfa np. „zbuntowała się” – pucz w puczu - samowolnie i przestępczo podejmując akcję zakończoną morzem krwi. Dowódcę pokazaliby w telewizji krótko przed rozstrzelaniem.

Zasada samodzierżawia, braku indywidualności i inicjatywy, wyłączności dowodzenia sprawia, że nie można „urozmaicić” horroru własnym wkładem, że rozkazy drastyczne muszą pochodzić „z samej góry”. Za „samą górę” ryzykować nie będą nawet ludzie wysoko plasowani w strukturach władzy, bo w każdym wypadku samodzielności - nawet upozorowanej - zostaną kozłami ofiarnymi.

Pisemne rozkazy co prawda się gubią, zwłaszcza w Polsce. Stąd pytanie, czy pisemny rozkaz szturmu coś zmieniał dla kandydata na miejsce przed plutonem egzekucyjnym. Jednak widać uznał on, lub obstawił, że zmienia. I udało się. 

Trudno powiedzieć, czy udało się też dowódcy kilkunastoosobowej obsługi rosyjskiego Buka. Wyrzutni, i kilku pojazdów towarzyszących.

Może i zwracał się do przełożonych o rozkaz na piśmie.

Ale z rozkazem czy bez, trudno mu wróżyć długie życie – i najbezpieczniej dla niego będzie w areszcie Międzynarodowego Trybunału ds. Zbrodni Wojennych w Hadze.

Najlepiej w ślad za swym Führerem.

 

Mariusz Cysewski

 

Kontakt: tel. 511 060 559

ppraworzadnosc@gmail.com

]]>https://sites.google.com/site/wolnyczyn]]>

]]>http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn]]>

]]>http://mariuszcysewski.blogspot.com]]>

]]>http://www.facebook.com/cysewski1]]>

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)