Komunistyczna Służba Bezpieczeństwa kontrolowała amerykańską Polonię

Obrazek użytkownika Marek Ciesielczyk
Historia

Nie wszyscy dali się zwerbować

 

CHĘCIŃSKI

Gdy w latach 80. – na zaproszenie tamtejszych organizacji polonijnych -  kilka razy odwiedziłem Arizonę, by przedstawić swoje wykłady, wielokrotnie słyszałem, abym uważał, gdyż X albo Y jest agentem. Taką, esbecką gębę próbowano przyprawić m.in. Stanisławowi Chęcińskiemu, który najpierw działał w Chicago, a po 1985 roku w Phoenix. W USA mieszkał od lutego 1974 roku. Był Przewodniczącym Komitetu Spraw Polskich przy KPA oraz Dyrektorem Krajowym KPA. Niedawno wrócił do Polski. Jako że znam go osobiście, uważam, że moim obowiązkiem jest przedstawić zawartość jego IPN-owskiej teczki.

SB chciała zwerbować Chęcińskiego już we wrześniu 1962 roku. We Wrocławiu rozmawiał z nim porucznik Gorzelańczyk. 1 października po kolejnej rozmowie SB z Chęcińskim w hotelu Grand, kapitan Waldemar Budziło doszedł do wniosku, że SB nie pozostaje nic innego jak rezygnacja ze współpracy z Chęcińskim. 29 maja 1963 roku „zastrzega się paszport” dla Chęcińskiego ze względu na jego kontakty z Jezuitami we Wrocławiu. W dokumentach w IPN, dotyczących Chęcińskiego znajdujemy zapis „utrzymuje kontakty z klerem”, wobec czego SB nie zezwala na jego wyjazd za granicę. „Przeciwko wydaniu wymienionemu paszportu przemawia interes państwa” – czytamy w innym dokumencie z 5 września 1966 roku.

Sprawa Chęcińskiego, (ur. 30 sierpnia 1929 roku), prowadzona była przez SB aktywnie w latach 1973-79 pod kryptonimem „ASTER”.  Według dokumentów zawartych w zbiorze o sygnaturze IPN Wr 024 / 8670, dr inż. elektryk Stanisław Chęciński, który w latach 70. był pracownikiem naukowym Politechniki Wrocławskiej,  wyjechał z żoną i dwójką dzieci do Francji w lipcu 1972 roku i nawiązał kontakt z ambasadą USA w Paryżu, by rzekomo przekazać Amerykanom zdjęcia swych projektów, wywiezionych nielegalnie z PRL-u. SB bazowała na donosach swego Kontaktu Operacyjnego „Urban”, który był bratem niejakiej Joanny Janickiej, konkubiny Piotra Boreckiego.

Donosy te sprawiły, iż SB zaczęła niepokoić się, czy aby nie zostały Amerykanom przekazane jakieś supertajne projekty. Podejrzenia esbeków, że Chęciński pracuje dla Amerykanów,  wynikały także i z tego, że Chęciński był już w roku 1967 w USA na rocznym stypendium naukowym. SB przypuszczała, że młody polski naukowiec mógł zostać właśnie wtedy zwerbowany przez Amerykanów.

Nawet wówczas, gdy Chęciński wyemigrował z Francji do USA, SB próbowała przez wiele jeszcze lat inwigilować Chęcińskiego, by dowiedzieć się, jakiego typu dokumenty wywiózł z kraju. Inspektor Wydziału II SB ,  J.Bartosik przedstawia taki oto wniosek ze sprawy ASTER: „ Na bieżąco analizować akta paszportowe osób, wyjeżdżających do USA, mając na uwadze wyłonienie kandydatów do pozyskania i wykorzystania ich w ramach sprawy kryptonim ASTER”.

 

Z teczki Chęcińskiego z IPN


Oznaczało to, że SB cały czas zastanawiała się, kogo spośród tych Polaków, którzy wyjeżdżali wówczas do USA, można by zwerbować, aby inwigilował w Ameryce Chęcińskiego. Np. dysponujemy notatką służbową SB z dnia 26 sierpnia 1976 ze spotkania z TW „Tolek” we Wrocławiu, na którym omawiane były metody szkolenia tego TW i jego działanie po przyjeździe do Chicago, pod kątem rozpracowania Stanisława Chęcińskiego.

Czytamy w tejże notatce, iż omówiono z TW m.in. : „zasady konspiracji i jej znaczenie w procesie realizacji naszych zadań (….), formy i metody zbierania informacji o osobach i środowiskach będących w zainteresowaniu organów SB oraz sposób zachowania się w czasie realizacji zadań (…), znaczenie współpracy z SB i korzyści z tego płynące”.

TW „Tolek” otrzymał także szczegółową instrukcję, kogo ewentualnie inwigilować w pierwszej kolejności, kogo werbować, by osaczyć Chęcińskiego: „Na terenie Chicago zamieszkują jego (Chęcińskiego , przyp.MC) krewni, z których do najciekawszych należy kuzyn Zabłotowicz, zatrudniony w policji w USA”.

Pewnym paradoksem było w tej sprawie to, że po tym przeszkoleniu przez SB,  TW „Tolek” nie wyjechał do USA, gdyż…. nie otrzymał amerykańskiej wizy (był wcześniej w USA w 1974 roku). SB nie dała jednak za wygraną, skoro już tyle zainwestowała w swego agenta, który miał rozpracowywać Chęcińskiego. W „Notatce służbowej” z 7 kwietnia 1977 roku, ze spotkania z „Tolkiem” czytamy m.in.: „W związku z zadaniem, jakie TW realizować miał na terenie USA w stosunku do figuranta sprawy kryptonim ‘Aster’ (czyli Chęcińskiego, przyp.MC), zaproponowałem ‘Tolkowi’ wyjazd do Szwecji, skąd po dwóch – trzech miesiącach wyjechać mógłby do USA”. Autor tej notatki , kpt SB J. Studzieżba dodał, iż TW „Tolek” zaakceptował tę propozycję. Później zachorowała jednak żona „Tolka” i całą operację SB musiała powierzyć innemu agentowi.

Sprawa o kryptonimie „Aster” wiąże się z esbecką próbą dotarcia do profesora Zbigniewa Brzezińskiego, doradcy prezydenta Cartera i ewentualnego zwerbowania go lub stałego inwigilowania. Z  esbeckiej „Notatki służbowej” z 10 lutego 1979 roku dowiadujemy się, że o wyjazd za granicę stara się córka niejakiej Anny Dziewońskiej, „która zamierza wyjść za mąż za bratanka Zbigniewa Brzezińskiego – doradcy prezydenta US ds. bezpieczeństwa narodowego”.

W innym miejscu, w archiwum IPN można odnaleźć zbiór dokumentów oznaczony IPN Wr 054 / 1209, w którym znajdujemy m.in. dokument, o następującej treści: „…. operacyjne dotarcie za pośrednictwem Dziewońskiej do rodziny Brzezińskich jest nieaktualne w związku z niedojściem do skutku jej planów matrymonialnych”.

Sprawę „Aster” złożono do archiwum Wydziału „C”, gdy Chęciński przyjechał do PRL. SB planowała go wówczas zwerbować, jak pisali 26 czerwca 1979 roku  Mł. Inspektor Wydz.II Edward Przyborski i Kierownik Sekcji I kpt. Jan Janik. Na tym stwierdzeniu sprawa się urywa. Być może jej ciąg dalszy znajduje się z części tajnej archiwum IPN?

 

ŁUKOMSKI 

W latach 1977 – 1983 SB prowadziła sprawę, która w IPN występuje pod sygnaturą IPN BU 012 85 / 877, a dotyczy wiceszefa KPA, Kazimierza Łukomskiego, którego miałem przyjemność poznać jeszcze w latach 80.

Kapitan E. Fulczyński raportuje już 19 kwietnia 1974 roku: „Obok A. Mazewskiego głównymi organizatorami Towarzystwa Przyjaciół RWE (American Citizen for RFE) są Kazimierz Łukomski – wiceprezes KPA, dr Walter Sikora, Jan Krawiec i Andrzej Jeziorański”. Cały czas Łukomski inwigilowany jest przez tajemniczego agenta SB o pseudonimie „Włodkowicz” (czasem w dokumentach SB określa się go jako  „Włodkowic”). Wspomniany wyżej kapitan Fulczyński przedstawia wyciąg z raportu ze spotkania z „Włodkowiczem” z dnia 11 sierpnia 1974 roku: „Łukomski Kazimierz   …lat ponad 50 – ściśle współpracuje z FBI przy organizowaniu wszelkiego rodzaju demonstracji. W dniu 5.8.74 zadenuncjował… do FBI Jerzego Migałę za usiłowanie zrobienia fotokopii listu KPA do sen. Percy. Sugerował, że Migała jest naszym agentem…”

„Włodkowicz” doniósł 2 lutego 1977 roku, że „ma powstać przy KPA (dzieło Łukomskiego i Różańskiego) komórka, która pilnować będzie interesów Wolnej Europy”.  W 1977 roku „Włodkowicz” sporządza dla SB szereg donosów dotyczących działalności niepodległościowej Łukomskiego. Rezydent SB w Konsulacie PRL w Chicago „Spaski” notuje : „Kazimierz Łukomski - od 1973  roku prezes Wydziału Stanowego KPA – zaciekły wróg naszego ustroju (…) główny organizator pikiet w czasie przyjęcia z okazji 22 lipca…”

26 lipca 1983 roku przy okazji operacji o kryptonimie „Komes” SB stwierdza: „Bezpośredni kontakt z figurantem (tj. Łukomskim, przyp. MC) utrzymywał agent pseudonim ‘Włodkowic’. Obecnie w związku z zamrożeniem kontaktu z ‘Włodkowicem’, nie ma możliwości operacyjnego dotarcia do figuranta (Łukomskiego)”. Sprawa Łukomskiego została złożona do archiwum.

Kim był agent „Włodkowicz”, który „opiekował” się wiceprezesem KPA Kazimierzem Łukomskim? Dlaczego w lecie 1983 doszło do „zamrożenia” kontaktów SB z „Włodkowiczem”? Na te pytania mogą odpowiedzieć kolejne dokumenty, do których – mam nadzieję – uda się wkrótce dotrzeć.

 

RAC 

Ur. 10 stycznia 1946 roku Krzysztof Manswet Rac to jeden z najbardziej znanych polonijnych działaczy niepodległościowych w USA. Jego sprawa znajduje się w IPN pod sygnaturą IPN BU 1368 / 140 37.  Ciekawe, że Rac został uznany przez władze komunistyczne za osobę niepożądaną w Polsce dopiero 17 listopada 1980 roku, kiedy to MSW pisało do MSZ: „Uprzejmie proszę o wpisanie do indeksu osób niepożądanych w PRL obyw. USA Rac Manswet Krzysztof s. Romana, ur. 10.01.1946.”  Jako podstawę prawną MSW (czyli SB) podało paragraf 2 punkt 8 instrukcji stanowiącej załącznik do Zarządzenia nr 098 / 67 MSW z dnia 25.09.1967.

Tak zaś brzmiało uzasadnienie tej decyzji z 17 listopada 1980 roku: „W 1962 roku drogą nielegalną przedostał się do RFN, następnie USA (…) K. Rac jest obecnie jednym z aktywniejszych działaczy antypolskiej i antysocjalistycznej grupy emigracyjno-dysydenckiej, skupionej wokół wydawanego w Chicago kwartalnika ‘Pomost’, jest jednym z trzech redaktorów zespołu wydawniczego pisma”.

Kilka dni wcześniej, bo 13 listopda 1980 z-ca naczelnika Wydz. Departamentu I. MSW, pułkownik T. Fiecko pisał do Naczelnika Wydziału V. Biura Paszportów MSW, pułkownika J. Piątkowskiego :  „W związku z antykrajową działalnością K.R. Wasz wniosek o wpisanie go do indeksu osób niepożądanych w PRL uważamy za w pełni uzasadniony”

Dopiero 7 grudnia 1989 roku, to jest trzy miesiące po opisanej w innym moim artykule rozmowie Andrzeja Jarmakowskiego z rezydentem SB w konsulacie PRL w Chicago,  MSW skierowało do MSW pismo o treści: „Uprzejmie proszę o skreślenie z indeksu osób niepożądanych w PRL ob. USA Rac Manswet Krzysztof, s. Romana, ur. 10.01.1946”.

* * *

Warto w miejscu przypomnieć najważniejsze wydarzenia, które doprowadziły najpierw do rozbicia, a następnie całkowitego niemal zniknięcia z polonijnej sceny politycznej POMOSTU:

Ta wyjątkowo prężna, antykomunistyczna organizacja w roku 1987 przeżyła głęboki kryzys. Grupa działaczy popierających nowoprzybyłego z Polski Andrzeja Czumę zaczęła formułować  pod adresem kierujących POMOSTEM Krzysztofa Raca, Mariana Sromka, Romana Koperskiego, Janusza Subczyńskiego i prof. Jana Kryńskiego oskarżenia o dokonywanie nadużyć finansowych. Do grupy rozłamowej należeli m.in. : Andrzej Czuma, Joanna Budzińska, Janusz Szymański z POMOSTU kalifornijskiego oraz  Krzysztof Jabłoński, Ewa Jastrzębska, Tomasz Zabłocki oraz Andrzej Stojałowski. Grupa ta zaczęła takze wydawać równolegly miesięcznik pod nazwą „POMOST & Freedom Network".


W dniach 21 i 22 marca w Chicago odbyl sie Zjazd POMOSTU, którego legalność kwestionowało dotychczasowe kierownictwo POMOSTU. W wybranym na zjeździe nowym kierownictwie organizacji (Rada Dyrektorów) znalazł się tylko jeden z dotychczasowych członków Rady Naczelnej - Jerzy Jabłoński. Na stanowisko prezesa został wybrany Joseph Losiak, na sekretarza - Andrzej Stojałowski, na skarbnika - Joanna Budzińska. Na dyrektorów wybrano: Alfreda Znamierowskiego, Macieja Madeyskiego, Edwarda Duszę, Tadeusza Kamińskiego i Tomasza Zabłockiego. Edward Dusza i Alfred Znamierowski ze stanowisk tych zrezygnowali, gdyż byli zdania, że zjazd nie był legalny.
 

15 kwietnia 1988 roku ogłoszono wyniki wyborów w Pomoście przeprowadzonych pod sądowym nadzorem i sędzia powiatu Cook H. Siegan ogłosił swoją decyzję. Była ona jednoznaczna. W związku z przytłaczającym zwycięstwem Krzysztofa Raca, Janusza Subczyńskiego i w ogóle całego zarządu sędzia zakazał używania nazwy POMOSTU, wypowiadania się w jego imieniu grupie Joanny Budzińskiej i Andrzeja Czumy. W innym procesie sądowym - Christopher Rac and Anna Rac przeciwko Andrzej Czuma -  obie strony doszły do porozumienia w dniu 9 lipca 1991 i zrezygnowały z kontynuowania procesu.  

* * *

ZIOMBER

Wydanie zakazu wjazdu do Polski w przypadku Raca miało przynajmniej jakieś uzasadnienie z punktu widzenia komunistów. Rac wyjechał „nielegalnie” z PRL, a później prowadził „wywrotową” działalność w USA przeciwko reżymowi nad Wisłą.

Na listę osób niepożądanych w PRL-u można się było jednak dostać także i wówczas, gdy człowiek tak naprawdę nie stanowił żadnego zagrożenia dla systemu komunistycznego. Takim przypadkiem jest rozpoznawalny w środowisku polonijnym w Chicago, członek Komitetu Pamięci Polonijnej – Zygmunt Ziomber. Jego teczka znajduje się w IPN pod sygnaturą IPN BU 12 18 / 24 979. Urodził się 8 grudnia 1941 roku.

W sierpniu 1960 roku Ziomber odmówił powrotu do PRL z wycieczki do Włoch. Najpierw trafił do Austrii, a później, w 1961 roku -  jako uchodźca polityczny wyjechał do USA. W roku 1966 uzyskał obywatelstwo amerykańskie. Gdy w  roku 1970 do MSW dotarła informacja, że Ziomber zmienił obywatelstwo, jego nazwisko znalazło się w wykazie osób „których przyjazd do Polski jest niepożądany”. Decyzję o wpisaniu Ziombera na „czarną listę” podjął sam pułkownik M. Milewski, Dyrektor Departamentu I MSW.

W roku 1973 Ziomber chciał odwiedzić chorą matkę w Polsce. Złożył więc wniosek o przyznanie mu wizy. Nie wiedział oczywiście, że jest „osobą niepożądaną w Polsce”. Jako że był to początek rządów Gierka, SB postanowiła pokazać swą „ludzką twarz” i przystąpiła do procesu wycofania swej wcześniejszej decyzji. Cała operacja trwała dość długo. Dopiero 15 lipca 1974 roku nazwisko Zygmunt Ziomber zostało wykreślone z „indeksu osób niepożądanych w PRL”.

Ziomber mógł lecieć do Polski. Nie mamy na razie innych dokumentów, które mogłyby zobrazować dalszy ciąg tej sprawy, jeśli takowy w ogóle zaistniał?

PUCIŃSKI

Jak wynika ze zbioru dokumentów w archiwum IPN o sygnaturze INP BU 01 675 / 56 już w roku 1955 PRL-owskie służby specjalne zaczęły zbierać materiały dotyczące Romana Pucińskiego (który dopiero 4 lata później został kongresmanem). Inwigilację nadzorował sam Naczelnik Wydziału V Departamentu I MSW, ppłk L.Winiawski. Późniejszy kongresman wydał się esbekom interesującym „figurantem” jako że pracował dla pisma „Chicago Sun Times”, w latach 1959-1973 był kongresmanem, a później (1973-1991) radnym w Chicago, sprawował także funkcję szefa KPA na stan Illionois.

 


W roku 1965 agent SB o pseudonimie „Lizus” donosi do centrali, że Puciński rzekomo pracuje dla FBI i „zajmuje się głównie rozpracowywaniem polskich organizacji w Chicago”.  Władze PRL-u tak bardzo nienawidzą Pucińskiego, iż nie mogą sobie wytłumaczyć inaczej jego antykomunistycznej postawy, jak jego rzekomą współpracą z FBI (sic!). Ppłk Z. Piekarek w swym raporcie z lat 60. tak pisze o Pucińskim: „Jest działaczem wyjątkowo reakcyjnym i niektórzy uważają, że jest również kadrowym pracownikiem FBI”.

 

Służba Bezpieczeństwa założyła nawet Pucińskiemu kartę personalno-operacyjną 8 lutego 1966 roku, ale już 20 listopada 1968 sprawę przekazano do archiwum. Przypadek Pucińskiego uznano za „beznadziejny” z punktu widzenia realizacji jakichkolwiek celów operacyjnych SB. Tak organiczny antykomunista uznany został za twierdzę nie do zdobycia. Nie można było także znaleźć jakichkolwiek materiałów kompromitujących Pucińskiego. Jego nazwisko przewija się przez bardzo wiele różnych dokumentów dotyczących innych spraw.

 

Także w latach 80. ocena SB osoby Pucińskiego nie uległa zmianie. W piśmie z 6 grudnia 1982 roku do ppłk Aleksandra Szymańkiego Puciński  ponownie określany jest jako polonijny działacz „wyjątkowo reakcyjny”. Esbecy zwracają uwagę, że Puciński „został wybrany prezesem Stanowego Kongresu Polonii” „za poparciem Rozmarka” (ówczesnego Prezesa KPA, którego reżym PRL-owski także uważał za nieprzejednanego antykomunistę).



************************************

Naiwność amerykańska – przebiegłość PRL-owska

 

Esbecka penetracja amerykańskiego Radia RWE

Jeden TW promuje innego TW

Kim był „Witold Słota”?

 

W innym artykule opisuję przypadek Piotra Mroczyka, ostatniego dyrektora sekcji polskiej Radia Wolna Europa, który współpracował z SB. Inny pracownik RWE i równocześnie b. tajny współpracownik SB, Roman Żelazny, wymyślił niedawno stypendium imienia Piotra Mroczyka”, przyznawane przez założoną przez siebie Fundację "Zacny uczynek". Przewodniczącym Rady tej Fundacji był sam Piotr Mroczyk. Ubiegać się o nie mogą studenci Uniwersytetu Opolskiego studiujący na kierunkach: politologia, stosunki międzynarodowe,  dziennikarstwo i komunikacja społeczna, socjologia, filozofia. Stypendium ma „upamiętniać bogatą działalność zmarłego w 2007r. Piotra Mroczyka”.

Skoro Dyrektorem Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa Amerykanie uczynili b. tajnego współpracownika SB, to nie jest niczym nadzwyczajnym, że także zwykli pracownicy RWE nie byli specjalnie sprawdzani przez amerykańskie służby specjalne. Dziennikarzem Radia Wolna Europa został inny b. tajny współpracownik SB, Roman Żelazny, który później publikował swe artykuły  m.in. w polonijnych pismach w USA (np. w 2000 roku w dodatku do nowojorskiego Nowego Dziennika – „Przegląd Polski”, pod redakcją Julity Karkowskiej, którą być może (?) zna jeszcze z czasów pobytu w RFN. Żelazny najpierw mieszkał w Monachium, a od 28 lutego 1989 (czyli od czasu „okrągłego stołu”) miał już stały pobyt w USA.



Roman Żelazny, syn Władysława, urodzony 18 listopada 1953 roku w Krasnymstawie,  który później współpracował z SB jako TW „Witold Słota” -  był działaczem Solidarności nauczycielskiej w Chełmie. 13 grudnia 1981 został internowany. Jak pisze w swym raporcie kpt. SB - W. Długokęcki (30.04.1982) – „Podczas pobytu w ośrodku dla internowanych Wydz.III KW MO w Chełmie pozyskał go. W czasie rozmowy ‘W.Słota’ był zainteresowany, czy w związku ze współpracą ze Służbą Bezpieczeństwa wchodzi w grę ew. wyjazd za granicę. Otrzymał odpowiedź pozytywną. (…) Podczas pozyskania ‘W.Słota’ napisał stosowne zobowiązanie oraz przekazał materiały na piśmie. W lutym 1982 r. został zwolniony z ośrodka dla internowanych. (…) „

 

_________________________________________


Z notatek prowadzącego ‘W.Słotę’ oficera wynika, że ‘W.Słota’ przekazał informacje dot. istnienia grupy b. członków NSZZ ‘Solidarność’ na terenie Krasnegostawu, zajmującej się wykonywaniem i kolportowaniem ulotek, na podstawie której pięć osób zostało tymczasowo aresztowanych”.

 

Następnie, 4 czerwca 1982 roku  porucznik SB, St. Piotrowski przeprowadził „w mieszkaniu prywatnym tow. M. Płużewskiego, który dotychczas prowadził źródło” rozmowę z Żelaznym , której celem było „zweryfikowanie możliwości i przydatności ‘W.Słoty’ do jego przerzutu na teren RFN w celu perspektywicznego wykorzystania go do rozpracowywania ośrodków dywersji ideologicznej na Zachodzie, ze szczególnym uwzględnieniem Radia ‘Wolna Europa’. (….) Na przedstawioną propozycję współpracy z wywiadem MSW odpowiedział pozytywnie. Podpisał zobowiązanie (w zał.).”

 

Według tego samego raportu SB Żelazny „zwrócił się do nas z prośbą, aby w wypadku wyjazdu umożliwić mu ew. nominację na pracownika stałego – nauczyciela – zapewnić możliwość pracy w swoim zawodzie po powrocie do kraju (….)  Podczas rozmowy zwrócono się do ‘W.Słoty”, aby informacje dot. kolporterów ulotek w Chełmie przekazał na piśmie. ‘W.Słota’ wyjaśnił, że w miarę możliwości dane dot. nielegalnych struktur ‘Solidarności’ na terenie kraju będzie przekazywał tylko i wyłącznie ustnie. Sprawy zagraniczne to inny problem. O nich będzie informować bez żadnych problemów”.


Jak więc widać, legendą jest to, że TW zawsze pisali swe raporty. Wielu agentów SB przekazywało swoje doniesienia wyłącznie ustnie. Legendą jest także , iż agenci SB zawsze podpisywali zobowiązania do współpracy. Np. księża donosiciele nie zobowiązywali się do współpracy z SB na piśmie. Obok formalnych TW, KO czy KI funkcjonowali informatorzy oraz agenci wpływu, którzy nigdy nie podpisywali zobowiązań do współpracy, a mimo to byli często bardziej szkodliwi niż klasyczni TW, KO czy KI.

Żelazny własnoręcznie napisał zobowiązanie do współpracy 4 czerwca, w którym czytamy m.in:

„Chełm, 4.06.1982. Zobowiązanie. Ja, Roman Żelazny, urodzony 18.11.1953 (…) wyrażam zgodę na współpracę i udzielanie informacji Polskiej Służbie Wywiadowczej podczas mojego planowanego pobytu za granicą (….) zadania będę wykonywał sumiennie i rzetelnie”.


Jednak 25 listopada 1982 roku SB sama zrezygnowała z usług Żelaznego, gdy w czasie obserwacji okazało się, że oszukiwał przygodnie napotkanych ludzi i to w codziennych, bynajmniej nie politycznych sprawach. Trudno powiedzieć, czy był wykorzystywany w późniejszym okresie za granicą. Odpowiedź na to pytanie mogłyby dać ewentualnie nowe dokumenty, których dotychczas nie można było przeanalizować.

Sprawę dotyczącą Romana Żelaznego założono w 1982 roku. Dzisiaj dostępna jest w IPN pod sygnaturą: INP BU 012 85 / 727.  

Żelazny wrócił do Polski (do swego rodzinnego miasta Krasnystaw) w 2002 roku, gdy pojawił się dostęp do akt IPN, a ich ujawnienie mogło wiązać się z bolesnymi konsekwencjami dla byłych TW, którzy uzyskali prawo pobytu lub obywatelstwo innego państwa.  Na początku 2004 roku Żelazny zaczął wydawać tygodnik „Echo Krasnegostawu”.

W maju 2008 powstała wcześniej z inicjatywy Romana Żelaznego Fundacja „Zacny uczynek” tworzy Stypendium im. Piotra Mroczyka. Otrzymywać je mają co roku doktoranci oraz studenci. Celem Stypendium ma być – jak na ironię - „umacnianie idei wolności prasy jako fundamentu demokracji, zdobycie wiedzy i przygotowanie zawodowe dla osób studiujących dziennikarstwo bądź prowadzących badania naukowe w tej dziedzinie oraz pokrewnych dziedzinach humanistycznych.”

Stypendium służyć ma też „upamiętnieniu zmarłego w 2007 roku ostatniego dyrektora Rozłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz przewodniczącego Rady Fundacji "Zacny uczynek" Piotra Mroczyka.” – pisze Żelazny.  22 maja 2009 roku fundacja „Zacny Uczynek” (czyli Żelazny) organizuje w Krasnymstawie konferencję "Media, idee, wartości w świecie globalnym i lokalnym".

Aktywność Żelaznego po powrocie do Polski – patrz: (Krasnystaw – Żelazny):

]]>http://www.krasnystaw-powiat.pl/main.php?command=4&menu=aktualnosci&nr_info=280]]>


Żelazny, Buzek, Mroczyk

 

***************

Czy kolaboracja musi oznaczać agenturalność formalną ?

Bardzo często słyszałem w ostatnich latach w USA, iż należy sprawdzić w archiwum IPN, czy X lub Y byli tajnymi współpracownikami SB. Paradoksalnie okazuje się, że najbardziej podejrzewani przez Polonię o współpracę z esbecją,  nie byli ani TW, ani KO ani nawet KI. SB bardzo często sama rezygnowała z werbunku takich Polonusów, których prawie wszyscy podejrzewali o kolaborację z PRL-owskim reżymem.

Jaką bowiem korzyść mogła mieć SB z agenta, o którym wszyscy wiedzą, że jest agentem? W takich przypadkach rezydentura SB w  ambasadach i konsulatach wybierała inne rozwiązanie. Powszechnie oskarżany o sympatię z reżymem komunistycznym przekazywał czasem bardzo cenne informacje lub wywierał wpływ na różne decyzje w środowisku polonijnym, nie podpisując żadnego zobowiązania do współpracy. Działał tak jak agenci wpływu KGB.

Józef Migała

Ciekawym przypadkiem jest sprawa „Świstak” prowadzona przez SB w latach 1954 – 1963. Dokumenty te znajdują się w IPN w zbiorze IPN BU 012 27 / 592. Głównym bohaterem jest tutaj Józef Migała, ur. 17 lutego 1913 roku w Chicago, później zamieszkał z rodziną w Polsce  (w latach 1918-1937 Migała mieszkał w Tarnowie), a w 1947 wrócił do USA. W Chicago był właścicielem biura podróży „Europe Travel Bureau” oraz działaczem PSL. Jego brat to Bonaventura Migała.

Jak się dowiadujemy z dokumentów sprawy „Świstak” Józef Migała był „rozpracowywany pod kątem wykorzystania go do współpracy z wywiadem polskim…” SB usiłowała zwerbować Migałę podczas jego pobytu w Polsce w 1957 roku. W PRL mieszkała wówczas jego matka i brat (w Siedliszowicach k. Tarnowa).

Problemem dla SB – paradoksalnie – był pozytywny stosunek Migały do PRL-u. Jak werbować człowieka, którego Polonia zna jako przychylnie nastawionego do reżymu komunistycznego? „O Gomółce mówi, że ma dla niego uznanie….” - czytamy w raporcie współpracownika SB o kryptonimie „Borkowska” – 19 lipca 1957 roku. „Wspomniał również, że Rozmarek wezwał Kwasiborskiego, red. Związkowca, którego chciał wysłać do kraju z zamiarem pisania reportaży. Migała powiedział z uznaniem i poparciem, władze polskie w porę się zorientowały i odmówiły wydania wizy dla Kwasiborskiego… Migała mówił dobrze o konsulu Witku, uważa go za poważnego i inteligentnego człowieka”.

SB uważała Józefa Migałę „za człowieka, którego można będzie wykorzystać…. można umiejętnie skierować Migałę do pracy, tworząc jednak szyld dla niego strawny” (raport naczelnika Wydz.V Departamentu I, majora Wojtasika).

Czyli po odrzuceniu formalnego werbunku SB chciała wykorzystać Migałę jako swego „agenta wpływu” lub „pas transmisyjny” dla pro-PRL-owskich treści, które miały być wszczepiane Polonii w USA. SB wysłała do USA kobietę o nazwisku Wścieklica, która miała odpowiednio „urabiać” Migałę, który – co należy podkreślić – był interesującym obiektem dla SB zwłaszcza z tego powodu, iż prowadził radio „Głos Polonii”.

3 grudnia 1958 esbek „Kola” raportuje: „Jednym z pierwszych ludzi na terenie Chicago, który poszedł na współpracę z Polską (Ludową – trzeba dodać, MC) jeszcze w 1956 roku jest Migała Józef, syn Stanisława (…) Za naszym (czyli esbeckim, MC) poparciem…. Przyznano mu również upoważnienie dealera PKO, co obok podróży jest złotym interesem (…) Wg mej opinii, Migała… czuje się …. Związany z Polską Ludową, mimo że ją w 1947 r. opuścił”.

Jak więc widać obydwie strony odnosiły korzyści – esbecy mieli swój „pas transmisyjny”, a Migała dodatkowe źródło dochodu. 18 maja 1959 roku Migała odwiedził ambasadę PRL-u w Waszyngtonie i skarżył się II. Sekretarzowi Ambasady, Antoniemu Czajerowi, że ktoś napisał na drzwiach jego garażu, ze jest agentem UB. W rozmowie z PRL-owskim „dyplomatą” Migała krytykował Mikołajczyka oraz „sugerował również zwrócenie większej uwagi na działalność Politycznego Komitetu przy Kongresie Polonii Amerykańskiej, w skład którego wchodzą Krakowski, Witold Borysiewicz – endek, prof. Chłenda – sanacja…Komitet ten odgrywa rolę doradcy politycznego KPA i sieje nienawiść przeciwko Polsce…”  (notaka Czajera z 21 maja 1959)

W uzupełnieniu do  w/w notaki niejaki Karski pisze: „Migała gotów jest udzielić pełnych i szczegółowych wyjaśnień UB w kraju (…) Ponieważ Migała jest b. spalony kontaktami z krajem i Ambasadą – jako kandydat (na TW, przyp.MC) odpada. Tym niemniej w luźnych rozmowach może zawsze udzielić szereg cennych informacji”.

W czasie swej wizyty w ambasadzie PRL-u Migała prosił o poparcie dla jego biznesów w Chicago.

26 sierpnia 1960 roku w czasie swej kolejnej wizyty w Warszawie Migała rozmawia z kapitanem Kuśmierzem st.oficerem operacyjnym w Wydziale II.  Departamentu III. MSW. Radiowiec z  chicagowskiego „Głosu Polonii” donosi: „Piotrowicz (działacz polonijny, przyp. MC) to łobuz snacyjny. (…) Mikołajczyk jest wrogiem Polski, a ja jestem dobrym Polakiem. (…) Sprawa ustrojowa to sprawa Polaków i ona jest zakończona, czy się to komu podoba, czy nie…”

W pewnym momencie Migała mówi wprost do esbeka: „Taką kampanię, jaką ja zrobiłem przeciwko Mikołajczykowi w Polsce, to byście nie kupili za milion dolarów. (…) wszyscy przywódcy emigracyjni kradli, kradną, biorą pieniądze i gdyby tylko był ktoś taki, kto dawałby, to braliby jeszcze więcej…”

By esbek nie miał już żadnych wątpliwości co do współpracy Migały z reżymem PRL-owskim, mówi mu: „Ja mam rozgłośnię radiową, czy pan wie, co to znaczy radio u nas – kto zacznie ze mną walkę, to musi przegrać”. Tak to kształtowała się „niezależność” mediów polonijnych przed pół wiekiem!

Migała zapewnia, że spacyfikował już politycznie chicagowski Związek Klubów Małopolskich: „Obecnie ja wespół z podobnymi do mnie działaczami doprowadziliśmy do tego, że Związek jest zneutralizowany politycznie, nie angażuje się w polityczne wyskoki emigracji….”  Skąd my to znamy? Podobne operacje prowadzono także później na terenie Chicago.

Migała nie będąc przecież ani TW, ani KO , ani nawet KI SB – jak widać – jest niezwykle pożytecznym dla SB źródłem informacji, a zarazem „agentem wpływu” w środowisku polonijnym. W dalszej części swej rozmowy z esbekiem w Warszawie donosi: „Jeżeli chodzi o polskie organizacje emigracyjne to największy jest Związek Narodowy Polski z Rozmarkiem na czele, który jest wrogo nastawiony do Polski, a jednocześnie jest prezesem Kongresu Polonii, w skład którego winny wchodzić wszystkie organizacje polskie, ale na skutek dyktatorskiej polityki Rozmarka szereg organizacji nie należy do Kongresu, należą tam przede wszystkim takie organizacje, które popierają politykę Rozmarka, jego wrogi stosunek do obecnej rzeczywistości w Polsce”.

Migała charakteryzował organizacje polonijne oraz działaczy polonijnych pod kątem przychylności lub wrogości wobec reżymu PRL-owskiego. SB dysponując tą wiedzą, wiedziała jak się poruszać w środowisku polonijnym.

Migała sam oferuje dalszą pomoc władzom komunistycznym. Żegnając się z kapitanem Kuśnierzem, mówi: „… dalszą rozmowę przeprowadzimy sobie, jak przyjadę do kraju na przyszły rok. Wtedy chętnie się z panem zobaczę”. Równocześnie Migała jest w pełni świadom tego, co czyni, dodając: „Prosiłbym pana bardzo o zachowanie naszej rozmowy w tajemnicy (…) nie zrobiłoby to dobrego wrażenia, gdyby wiedziano, że rozmawiałem z kimś z milicji”. „Z milicji” dlatego, iż formalnie SB funkcjonowała w ramach tych samych przecież struktur (np. zastępcą komendanta wojewódzkiego MO był człowiek, który był szefem lokalnych struktur SB).

Ostatnim wpisem w teczce sprawy Migały jest pismo naczelnika Wydziału Departamentu I MSW ppłk K. Tembłowskiego z 12 maja 1983, w którym zezwala na kolejny wjazd Josepha Migali na teren PRL.

W zbiorze dokumentów IPN BU 016 75 / 61 znajdujemy informację o prowadzeniu w latach 1966 – 1968 sprawy dotyczącej „opracowania kandydata do werbunku” – urodzonej 22 maja 1944 roku w Krakowie Lucyny Migały, córki Józefa i siostry Jerzego Migały. 25 listopada 1968 roku rozmawiał z nią w Warszawie major Zygmunt Sabczyński, inspektor Wydz. IV. Departamentu I MSW. 27 listopada SB musiała zrezygnować z dalszych prób werbunku.

Lewandowski

Dokumenty dotyczące Roberta Lewandowskiego, ur. 13 maja 1920 roku,  zgromadzone są w IPN w zbiorze o sygnaturze IPN BU 012 37 / 482. SB założyła mu kartę personalno-operacyjną. Właściciel polskiego programu „Radio Announcer”  już w latach 1957-1960 był przez SB  „opracowywany do ewentualnego werbunku”. Jednak „sprawy nie zrealizowano” – jak czytamy w esbeckiej karcie Lewandowskiego. Niemniej jednak reżym komunistyczny i tak mógł odnieść spore korzyści z działań Lewandowskiego na amerykańskiej ziemi.

 


Lewandowski przebywał w Niemczech w latach 1944-46. Do USA przybył w 1946. Do PRL pojechał już w październiku 1957 roku. Ta wizyta zapoczątkowała współpracę Lewandowskiego z PRL zwłaszcza poprzez jego działania propagandowe, zmierzające nie tylko do usprawiedliwienia komunistycznego reżymu, ale nawet przedstawiania jego rzekomych sukcesów (np. ekonomicznych – sic!).


Z raportów SB wynika jasno, jak zamierzał działać Lewandowski na rzecz PRL-u po powrocie do USA. Lewandowski zapewniał swych rozmówców w PRL (w tym także agentów SB), iż sam już  „przekonał o tym wiele ośrodków polonijnych, że obraz Polski, jaki oni noszą i pielęgnują w swojej pamięci i jaki odtwarzają i przenoszą na młodsze pokolenia, należy do innej epoki (…) po powrocie do Stanów Zjednoczonych będzie – jak mówił , mógł lepiej wiązać jej (Polonii) życie z życiem nowej (sic!) Polski. (…) Będąc w Polsce p. Lewandowski nawiązał kontakt z polską telewizją i radiem oraz Kroniką Filmową w celu doprowadzenia do stałej wymiany filmów. (…) W Warszawie dokonywał zdjęć filmowych… ujmując żywe obrazy i przeprowadzając rozmowy z przygodnymi ludźmi na tle ich pracy zawodowej i wydarzeń życia codziennego.  P. Lewandowski jest zdania, że…. wymiana filmów i obrazów telewizyjnych, przyczyniają się w bardzo poważnym stopniu do zrozumienia przez Polonię tej racji, jaką reprezentuje dzisiaj cały naród polski…”

Jak więc widać działania Lewandowskiego, który nie był przecież ani TW, ani KO ani nawet KI, były o wiele bardziej szkodliwe dla Polonii niż aktywność formalnie agenturalna. Lewandowski usiłował wmawiać Polonii amerykańskiej, że PRL-owska rzeczywistość była do zaakceptowania, co więcej, że „cały naród” polski zachwycony jest tą rzeczywistością. Nawet sami komuniści nie posuwali się do tak bardzo bolszewickiej propagandy sukcesu.


Relacjonowane w esbeckim raporcie opinie Lewandowskiego mogą zdumiewać. Bob twierdzi np. „Polonia amerykańska nie odgrywałaby takiej roli i nie liczono by się z jej głosem w społeczności amerykańskiej, gdyby nie to, że Polska jest już dostatecznie silna i zdecydowanie broni się przed jakimikolwiek zakusami osłabienia jej pozycji. (…) P. Lewandowski uważa, że Polska stanowi obecnie realny dowód trzeźwości politycznej narodu, która przyniosła ogromny wzrost potencjału gospodarczego i stopy życiowej ….”

Pamiętajmy przy tym, że słowa te Lewandowski wypowiadał w roku 1957. Gdy SB przekonała się na własne oczy i uszy, że Bob Lewandowski w swych poglądach wypowiadanych głośno, jest bardziej ortodoksyjny niż towarzysz „Wiesław”, nie próbowali nawet robić z niego formalnego tajnego współpracownika, ograniczając się do przypisania mu roli swego rodzaju „pasa transmisyjnego” komunistycznej ideologii PRL-u. W jednej z esbeckich analiz pojawia się charakterystyka Lewandowskiego, w której czytamy m.in.: „tchórzliwy charakter”.


 

Adam Grzegorzewski

Sprawa Adama Grzegorzewskiego występuje w aktach SB pod nazwą „Speaker”, zaś w archiwum IPN pod sygnaturą IPN BU 017 39 / 193. Grzegorzewski był właścicielem biura turystycznego „Orbit Air and Sea, Land Travel Service” w Chicago oraz prowadził programy radiowe w stacji WOPA 1490. SB opracowywała go jako kandydata do werbunku w latach 1963 – 1972.

Major Jerzy Legucki stwierdza, że Grzegorzewski „z uwagi na znany powszechnie jego pozytywny stosunek do PRL, nie posiada zaufania w interesujących nas środowiskach”. Grzegorzewski – podobnie jak Migała czy Lewandowski odwiedzał często PRL. Bywał tam już w latach 1959-60 jako kierownik wycieczek, które sam organizował. Współpracował z reżymowym Towarzystwem „Polonia”.

12 września 1964 roku SB sporządziła raport z przeprowadzonej rozmowy z Grzegorzewskim, w którym czytamy na temat programu radiowego, jaki w Chicago przygotowywał Grzegorzewski: „Program w szczególności obejmuje (…) informacje różnych organizacji polonijnych lub też własne, a niekiedy nawet inspirowane przez nasz konsulat generalny w Chicago”. Czyli Grzegorzewski funkcjonował jako agent wpływu, nie będąc formalnym TW SB. Poza tym był doskonałym źródłem informacji dla SB, które przekazywał np. agentom o pseudonimie „Piotr”, „Pal” i „Sobczak”.

19 września 1964 roku Grzegorzewski spotkał się w Polsce w restauracji „Grand Hotel” z agentem SB, przedstawiającym się oficjalnie jako pracownik MSZ o nazwisku Dembowski. W sporządzonej 25 września 1964 roku notatce z tej rozmowy sondażowej czytamy: „Na stawiane pytania odpowiadał chętnie (…) oświadczył , że rozmawiał … osobiście z Rozmarkiem i usilnie namawiał go na przyjazd do Polski. (…) Spośród dziennikarzy prasy polonijnej „S” (czyli „Speaker” – Grzegorzewski, przyp. MC)  wysoko ceni Białasiewicza z ‘Dziennika Chicagowskiego’ oraz Piotrkowskiego. Białasiewicza ocenia jako… pozytywnie ustosunkowanego do kraju. (…) Wyraził również zgodę na szersze jak dotychczas wykorzystywanie swego programu (radiowego) na tym odcinku (tj. propagowanie oficjalnej politycznej linii PRL-owskiej, przyp. MC). Chętnie wyraził zgodę na spotkanie przy następnej jego bytności w Polsce w grudniu br.”

Rozmawiający wówczas z Grzegorzewskim esbek dochodzi do wniosku, że „Kontakt ten mógłby być wykorzystywany do uzyskiwania na bieżąco informacji dot. działalności organizacji polonijnych i poszczególnych działaczy.” St. Oficer Operacyjny Wydz. VIII. Departamentu I. MSW , major Legucki dodaje, że  poinformowano o tym podrezydenturę SB w Chicago.

Rok później, w lecie 1965 roku z inicjatywą spotkania z oficerem SB w Warszawie wystąpił sam Grzegorzewski, telefonując do domu do esbeka – jak czytamy w notatce notatce rozmowy z Adamem Grzegorzewskim z 27 lipca 1965 roku.  St. Oficer Operacyjny Wydz. IV, Departamentu I MSW, kapitan Z. Sobczyński relacjonuje, że Grzegorzewski jako wartych kontaktu Konsulatu w Chicago (czytaj rezydentury SB, przyp. MC) wymienił dziennikarzy polonijnych Boba Lewandowskiego (trudno się dziwić) oraz Six-Sakowicza. „Nisko ocenił… kongresmana Pucińskiego, Zabłockiego, Rostenkowskiego – niechętni obecnej Polsce”.  Lewandowskiego określił jako „cwaniaka”. Grzegorzewski informował SB także nt. FBI. Podał np. dane oficera FBI Zylskiego, który go w przeszłości przesłuchiwał. Jako związanego z FBI wymienił Tadeusza Cabaka, który bywał w Konsulacie PRL w Chicago oraz Zygmunta Podbielskiego.

SB nie zdecydował się na zarejestrowanie Grzegorzewskiego jako swego TW, lecz postanowiła wykorzystywać go do „doraźnych naprowadzających spraw”.

Podbielski

Wspomniany wyżej Zygmunt Podbielski funkcjonował naprawdę w Chicago jako Kontakt Informacyjny SB o pseudonimie „Fen”. Dokumenty go dotyczące zebrane zostały w IPN pod sygnaturą IPN BU 017 86 / 153, zaś sprawa prowadzona była w latach 1968 – 1979.

SB postanowiła założyć teczkę kontaktu informacyjnego 30 sierpnia 1968 roku. Podbielski urodził się 28 stycznia 1915 roku w Księżopolu. Przyjechał do USA w styczniu 1946. Był właścicielem „Danin Electric Service”. W aktach SB występuje jako „Przewodniczący Oddziału Koła B. Żołnierzy AK w Chicago”. Musiał więc mieć dostęp do środowisk kombatanckich.

W tej sprawie ponownie trafiamy na tajemniczego agenta SB, działającego w Chicago, o pseudonimie „Włodkowic” (lub „Włodkowicz”). 23 marca 1977 roku „Włodkowic” informował SB o przypuszczalnych kontaktach „Fena” – Podbielskiego z FBI.  Wówczas kierownikiem rezydentury SB w konsulacie PRL w Chicago był oficer o pseudonimie „Poray”. KI „Fen” był prowadzony bezpośrednio przez oficera SB o pseudonimie „Jezierski” od września 1970 roku. Podbielski został zwerbowany w dość klasyczny sposób, podczas swego pobytu w Polsce w roku 1968. „Fen wyraził zgodę na współpracę z polskim wywiadem na bazie uczuć patriotycznych”. Udzielał SB informacji np. na temat KPA. Donosił na takich działaczy polonijnych w Chicago, jak: Stępień, Witkowski, Bilek, Jarosz, Kowalski, Machowski, Harcaj, Kafkowski.

Zazwyczaj KI „Fen” odbywał 3 spotkania miesięcznie z rezydenturą SB w konsulacie PRL w Chicago.  Kontaktował się z SB także w czasie swoich wizyt w Polsce. SB cały czas sprawdzała wiarygodność jego osoby oraz informacji, jakich dostarczał poprzez swoje inne źródła w Chicago. W czasie wizyty Edwarda Gierka w USA KI „Fen” otrzymał od SB „nagrodę” w wysokości….80 dolarów (sic!), w 1973 roku – 57 dolarów. W sumie wziął od SB ok. 500 dolarów. Kwitował odbiór pieniędzy. Na spotkania z „Fenem” w latach 1972 – 1974  SB musiała wydać  217 dolarów i 50 centów.

St. Oficer Wydziału III. Departamentu I MSW, ppor T. Tyszkiewicz uznał w swym raporcie, że „Informacje przekazywane przez ‘Fena’ są szczere i zasługujące na wiarygodność”. KI „Fen” ujawnił SB nazwiska kilku pracowników FBI. Żona Podbielskiego do roku 1971 pracowała jako tłumaczka w Immigration Orfice. Mogła więc przekazywać SB ciekawe informacje.

25 maja 1979 SB stwierdziła w końcu, że Podbielski jest mało wartościowym współpracownikiem, głównie ze względu na swój wiek. Podbielski miał wówczas 64 lata. Decyzją majora R.  Tomaszewskiego, inspektora Wydziału X. Departamentu I MSW,  SB zakończyła współpracę z Zygmuntem Podbielskim – „Fenem”.

Moskal

Cztery dni przed rozpoczęciem rozmów przy „okrągłym stole”, 2 lutego 1989 roku, „Towarzysz Czerwiński” (jak został określony autor tajnego raportu) donosi z Konsulatu PRL w Chicago do warszawskiej centrali w depeszy nr 20  (przedstawionej w szyfrogramie nr 1807/I z 4.02.89, który – według instrukcji „Po wykorzystaniu należy … zniszczyć zgodnie z przepisami o postępowaniu z dokumentami tajnymi”), że z inicjatywy ówczesnego Prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej, Edwarda Moskala doszło do jego rozmowy telefonicznej z Krzysztofem Smoleńskim z Konsulatu PRL w Chicago.

Raport ten z rozmowy z Prezesem Moskalem był na tyle ważny, iż został skierowany bezpośrednio m.in. do generała Kiszczaka oraz Cioska, Czyrka i Kwaśniewskiego. Do kancelarii Departamentu III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wpłynął 7 lutego 1989 roku. W archiwum IPN znajduje się w zbiorze dokumentów oznaczonych: INP BU 0296/200/3.

 


Centrala SB w Warszawie dowiaduje się z w/w szyfrogramu od rezydentury w Chicago m.in., że: „Moskal dał Smoleńskiemu do zrozumienia, że nie zmienił swego przychylnego stosunku do nas. Prosił o cierpliwość i zrozumienie jego sytuacji jako prezesa KPA i ‘wynikających z niej nacisków’. Zapowiedział, że być może już wkrótce będziemy mogli szerzej porozmawiać. Dodał, iż wie o planowanej na 5 bm. demonstracji (antykomunistycznej, przyp. MC) przed konsulatem oraz, że osobiście zabronił ogłaszać w środkach masowego przekazu, będących własnością ZNP (chodzi o ‘Dziennik Związkowy’), rozgłośnię radiową WPNA, apeli o udział w niej. Nie podziela ani celu demonstracji, ani takiej formy walki politycznej (….)

Był to nasz pierwszy kontakt bezpośredni z Moskalem od czasu jego wyboru na prezesa ZNP i KPA. Postawa Moskala w rozmowie potwierdza, że w kierownictwie KPA toczy się ostra walka o wpływy i kierunek polityczny. Zaangażowanie się w demonstrację Łukomskiego i Pucińskiego oraz negatywny do niej stosunek Moskala dowodzi, że jest ona przejawem walki o poparcie środowiska. Powodzenie demonstracji byłoby argumentem dla ‘radykałów’, których Moskal chce zdecydowanie usunąć. (…)

Inicjatywę dalszych kontaktów z nami pozostawiamy Moskalowi. Oceniamy, że sam wystąpi z inicjatywą, kiedy uzna, iż sytuacja mu na to pozwala”.

 

Wg dokumentów z IPN Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej nie tylko więc „ukradkiem” kontaktował się z Konsulatem PRL w Chicago, ale deklarował współpracę z władzami PRL, stosując zwykłą cenzurę z stylu iście komunistycznym, kneblującą usta mediom, których właścicielem był Związek Narodowy Polski. Na uwagę zasługuje stwierdzenie, że był to pierwszy bezpośredni kontakt Moskala z reżymowym Konsulatem od czasu jego wyboru na prezesa ZNP i KPA. Czy oznaczało to, że wcześniej Moskal kontaktował się, gdy jeszcze nie był prezesem, czy też że był to jego pierwszy kontakt w ogóle?

 

W innym artykule opisuję przypadek Andrzeja Jarmakowskiego, który nie będąc formalnym TW, spotykał się potajemnie z rezydentami SB w konsulacie PRL w Chicago w drugiej połowie 1989 roku i przekazywał im różne informacje. Pewną ciekawostka jest, że Jarmakowskiego bronił Sławomir Cenckiewicz, który nie ujawnił żadnych istotnych nazwisk polonijnych esbeków, mimo ze jako pracownik IPN miał znacznie lepszy dostęp do dokumentów polonijnych niż ja.

 

SREBRNY

Jeden z zagorzałych zwolenników lustracji Polonii zwrócił mi uwagę na człowieka, który mieszka dzisiaj przy ulicy W.George St w Chicago, nazywa się Jerzy Srebrny, urodził się 1 sierpnia 1951 roku i był etatowym funkcjonariuszem PRL-owskiego aparatu bezpieczeństwa w Katowicach od 1977 do 1981 roku. Prezentuję jego dane. Po sprawdzeniu ujawnię dokładny adres tego człowieka w Chicago.

______________________________________________________________________

  

Kamyszew

Nie jest prawdą, że SB była w stanie złamać każdego. Były oczywiście przypadki, iż do współpracy z bezpieką dochodziło w sytuacjach dramatycznych dla werbowanego, ale najczęściej możliwości SB były ograniczone, a potencjalni TW dobrowolnie deklarowali chęć współpracy. Trudno więc tłumaczyć to, ze ktoś był kapusiem, „siłą esbeckich argumentów”. 

W zbiorze dokumentów INP BU 00275/636 znajdujemy dowody na to, że jeśli ktoś nie chciał, to nie współpracował z SB, mimo systematycznych prób werbunku. Jako kandydata na tajnego współpracownika SB zarejestrowała np. Krzysztofa Kamyszewa (syna Mieczysława, urodzonego 7 maja 1958 roku w Warszawie – numer ewidencyjny 37 357).  SB wiązała pewne nadzieje z tą osobą także i dlatego, że jego kuzynka mieszkała wówczas w Chicago. Kamyszew odmówił jednak zdecydowanie współpracy z SB w 1984 roku i odpowiedzialny za jego werbunek esbek, ppor. Honkisz musiał w końcu zrezygnować.

 

Puacz

Z akt nr IPN BU 012 28 / 203 dotyczących Edwarda Puacza, urodzonego 13 października 1905 roku (przybył do USA w 1964, zmarł 16.01.1985), wynika, iż SB interesowała się nie tylko nim, ale także jego żoną Mirosławą Puacz (z d. Stanisławska, ur. 10.01.1946), właścicielką księgarni, która wyemigrowała do USA w 1965 roku.

Puacz wraz z żoną (na paszporcie konsularnym PRL) przyjechał do PRL-u 28 sierpnia 1983 roku. Dyrektor Dep. III MSW, generał brygady H. Dankowski polecił zbierać informacje na temat Puacza. Zainteresował się nim także Dyrektor Dep.I MSW generał brygady Zdzisław Carewicz w lutym 1984 roku. Nie znalazłem jednak żadnych dokumentów, z których by wynikało, że Puaczowie zostali zwerbowani.

 

Znamierowski 

Pod sygnaturą IPN BU 011 36 / 22 znajdujemy akta opisujące sprawę „NYL”, dotyczącą Alfreda Michała Znamierowskiego, urodzonego 21 czerwca 1940 roku. Znamierowski w Polsce zajmował się heraldyką. Wyemigrował w 1966 roku. W latach 1967 – 1978 pracował w Radio Wolna Europa w Monachium, a - 1985-1994 - w „Głosie Ameryki”. Był członkiem najwyższych władz Ruchu Społeczno-Politycznego POMOST i jego przedstawicielem w Waszyngtonie. W 1989 wrócił do kraju.

Z notatki służbowej SB z 4 lipca 1979 roku wynika, że SB przeprowadziło rozmowę z ojcem Alfreda – Juliuszem Znamierowskim, który miał twierdzić, że syn chce wrócić do PRL-u. Rozmowę przeprowadził płk St. Kubat, st.inspektor Wydz. XI, departamentu I.

Esbecy nie byli jednak zainteresowani współpracą w tej sprawie, czytaj – powrotem do kraju Alfreda Znamierowskiego, pisząc 2 czerwca 1981 wprost: „Nasza służba… nie wykazała zainteresowania angażowaniem się w sprawę”.

]]>www.marekciesielczyk.com]]>

]]> ]]>

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

www.marekciesielczyk.com

jest sobota godz. 7:41 zdjęcia dokumentów z IPN nagle zniknęły. Ciekawe????

Vote up!
1
Vote down!
-1
#369558

Świetny materiał. Ma Pan może coś więcej o Tadeuszu Czerwińskim?

Vote up!
1
Vote down!
-1

zuberegg

#382996