Prof. Witold Kieżun

Obrazek użytkownika Milton
Historia

    Buszując po sieci natrafiłem na bardzo ciekawy fragment wspomnień prof. Witolda Kieżuna o pobycie w sowieckim łagrze z żołnierzami japońskimi w 1945 r.

Mam wielki szacunek dla p. Profesora za jego wielką wiedzę z dziedziny zarządzania i za gorący niekoniunkturalny patriotyzm. Bardzo żałuję, że przy reformie administracyjnej w Polsce w roku 1998-1999 wcale nie brano pod uwagę krytycznego głosu p. Profesora, ale jest to temat na inne opowiadanie, do którego kiedyś wrócę. W cytowanym niżej fragmencie przedstawione jest podejście Japończyków do sytuacji skrajnie trudnej, to w jaki sposób organizują się. Warto porównać to z naszymi obecnymi polskimi zachowaniami.

" 9. Razem z Japończykami

  Istotnie, wkrótce przyjechali chorzy jeńcy japońscy, świetnie wyekwipowani, ale większość ciężko rannych, niektórzy beznadziejnie. Po paru dniach przybyła też grupa jeńców Wehrmachtu, niezwykle owacyjnie witana przez Japończyków. Japończycy wprowadzili od razu swoje porządki. Mnie umieszczono w sali z 27 Japończykami. Starszym tej sali wybrano nie najstarszego stopniem, ale relatywnie najzdrowszego. Jak się później zorientowałem, od razu ustalono zasady podziału żywności, porządek dnia w ramach regulaminu szpitalnego, ale wzbogacony o codzienną oryginalną japońską ranną gimnastykę dla chodzących chorych i poranne oddawanie w kierunku wschodnim pokłonu dla cesarza. Ustalono też zasadę opieki nad niechodzącymi chorymi przez ich sąsiadów z lewej strony.

    Moim sąsiadem był lotnik Osada Omodi z Jokohamy, który dostawszy rozkaz kapitulacyjny wylądowania na lotnisku sowieckim i poddania się, świadomie skapotował. Ocalał, ale miał uszkodzony kręgosłup. Jako najbliższy sąsiad z lewej strony miałem obowiązek zaopiekowania się nim, co nieźle mówiący po angielsku Japończyk przyjmował z wdzięcznością.

Japończycy świetnie orientowali się, gdzie się znajduje Polska, nazywając nasz kraj Porando, z silnym akcentem na „po”. Była to japońska wymowa angielskiej nazwy Poland. ...

     Niektórzy mówili trochę po angielsku, część nieco rozumiała rosyjski, była to bowiem armia z Mandżurii przygotowana do walki z ZSRR. Nie mogli tylko zrozumieć, co ja tu robię, wiedząc, że Polska walczyła z Niemcami i była aliantem Wielkiej Brytanii i Ameryki. Tłumaczyłem im cierpliwie, ale bariera językowa była jednak zbyt duża, żeby uzyskać pełne zrozumienie.

     Rozpocząłem bardzo intensywną naukę japońskiego, którego wymowa nie jest trudna. Ostatecznie miałem swój osobisty słownik około 1000 słów, co umożliwiło mi porozumienie się w prostych sprawach. Rosjanie od razu zorientowali się w tej mojej elementarnej znajomości języka japońskiego i nieraz usiłowali traktować mnie jako tłumacza rosyjsko-japońskiego.

Wewnętrzny salowy regulamin był bardzo precyzyjnie ustalony, obowiązywała postawa kolektywna, porcje jedzenia otrzymywane od Rosjan były dodatkowo dzielone. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że mam obecnie większe porcje chleba. Wyjaśniono mi, że Witordo Porando jest bardzo wysoki i wyraźnie niedożywiony, a więc musi dostawać więcej. Wiązało się to niewątpliwie z moim solidnym wypełnianiem obowiązku opieki nad Osada Omodi, który imponował mi swoim patriotyzmem i osobistą kulturą.

     Przed moim wyjazdem z Kaganu podał mi adres swojego ojca, oświadczając, że jest to jeden z najbogatszych ludzi w Jokohamie i że po wyzwoleniu mogę liczyć na dożywotnią wdzięczność jego rodziny. Osada wielbił Chopina, gwizdał fragmenty z koncertu F-moll. Po powrocie do Polski napisałem list do Jokohamy, wysłany z Francji; po wielu miesiącach przyszła odpowiedź od ojca, że syn umarł w ZSRR. Japończycy jedli bardzo mało. Skromne racje żywnościowe były dla nich wystarczające i zawsze chętnie sprzedawali chleb za tytoń.

    Szybko rozpoczęły się incydenty z żołnierzami sowieckimi. Japończycy, jako jeńcy wojenni, musieli salutować żołnierzy sowieckich wyższych stopniem od nich. Znali dobrze oznaki rang i nie salutowali, gdy na podwórku spotykali żołnierzy tej samej, albo niższej rangi. Tymczasem niektórzy Rosjanie domagali się, ażeby każdy Japończyk salutował, nie znając oczywiści rangi jeńca ubranego w chałat szpitalny. Krzyczeli więc na nich po rosyjsku, a nawet usiłowali zmusić do przyłożenia dłoni do czoła. Japończycy reagowali ostro systemem karate.

     Wkrótce też rozpoczęły się incydenty natury politycznej. Przywieziono całą serię filmów sowieckich i wieczorem organizowano seanse w świetlicy, obowiązkowe dla wszystkich „chorych chodzących”, a więc mających temperaturę poniżej 38,5°C. Okazało się, że są to propagandowe antyjapońskie filmy. Na pierwszym pokazie wszyscy Japończycy siedzący na ławach odwrócili się tyłem do ekranu. Gdy to zauważono, kazano powtórzyć film i pilnowano, ażeby nikt nie zmieniał pozycji. Wówczas podniósł się wielki krzyk, że jest zimno (istotnie wieczory były zimne), i że muszą okrywać się kocami. Gdy wyrażono zgodę, wszyscy przykryli się kocami wraz z głową. Zakazano więc brać koce i wówczas Japończycy siedzieli z zamkniętymi oczami.

    Najpoważniejszy jednak incydent miał miejsce, gdy „chodzącym chorym” kazano przekopać teren otaczający szpital i starannie go zagrabić, ażeby można było zobaczyć ślady uciekinierów. Wówczas już na tyle poznałem japoński, że mnie kazano tłumaczyć, o co chodzi i uczestniczyć w pracy. Japończycy pracowali „na niby”, wolniutko poruszali łopatami i przerzucając ziemię, głośno rozmawiali, śmiali się. Tę pracę obserwował major komendant NKWD. Zdenerwowany tym obijaniem się zawołał mnie i kazał im wytłumaczyć, że muszą pracować jak należy. W miarę swoich możliwości językowych wytłumaczyłem im rozkaz komendanta, który został przyjęty potwierdzeniem: hai, hai, ale tempo pracy nie poprawiło się.

    Wówczas komendant, doprowadzony do wściekłości, wyrwał jednemu jeńcowi łopatę i pokazał, jak należy pracować. Japończycy z uśmiechem zgodzili się, znowu mówili: hai, hai, ale w niczym nie zmienili dotychczasowego stylu pracy. Komendant nie wytrzymał nerwowo, wyrwał znów łopatę i trzonkiem lekko uderzył jednego z Japończyków. Ten natychmiast padł na ziemię wołając: „bolnoj, balnoj” – chory. To rosyjskie słowo było powszechnie znane. Komendant kazał jeszcze raz wytłumaczyć, o co chodzi. Japończycy odpowiedzieli, że są chorzy i nie mogą pracować.

    Wówczas komendant polecił mi wyjaśnić, że zostaną tutaj tak długo na zewnątrz, dopóki nie wezmą się do pracy. Mnie kazał wrócić do szpitala. Wezwał dodatkową ochronę więzienną, która otoczyła Japończyków. Japończycy wykopali szybko doły latrynowe i spokojnie siedzieli na ziemi. Ten stan trwał dwa dni. W tym czasie Japończycy w szpitalu odmawiali jedzenia, przyjmowania lekarstw i zabiegów medycznych. Dwóch oficerów japońskich oświadczyło pełnomocnikowi NKWD na szpital (za moim pośrednictwem), że żądają przyjazdu generała japońskiego z obozu w Krasnowodsku, będącego obecnie obozem dla Japończyków (jednakże z dostarczaną słodką wodą do picia). Oświadczyli, że są skłonni wszyscy umrzeć z głodu, ale nie dopuszczą do takiego ich traktowania.

    Po dwóch dniach przyjechał generał japoński z generałem sowieckim (szybkość ich przyjazdu wskazywała, że przylecieli samolotem) i rozpoczęły się negocjacje, które skończyły się ustaleniem, że: żaden chory nie będzie zmuszany do pracy, zaległe racje żywnościowe będą rozdzielane poprzez zwiększanie codziennych porcji, wszyscy jeńcy dostaną dodatkową porcję tytoniu, nie będzie przymusowych seansów filmowych. A więc Japończycy w pełni wygrali. Ich postawa, diametralnie odmienna od tchórzowskiej i konformistycznej postawy esesmanów i gestapowców w Krasnowodsku pokazała, że jest jednak sposób na „ruskich”. "

http://www.witoldkiezun.com/docs/ak_jedzie_na_sybir_9.htm

pzdr

Milton

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

Tak, tak i... robić swoje.

I następne stwierdzenie na temat postawy niemieckiej wobec Rosjan. Dziwnie znajoma postawa. Czyżby genetycznie?

______________________________________________

"Strzeżcie się Wilki, strzeżcie się przynęty..."

Vote up!
0
Vote down!
0

"...dopomóż Boże i wytrwać daj..."

#35706

....genetyka nigdy nie klamie...;)

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#35707

jest ,ale rządzący nami,go nie uznają,płaszczą się,padają na kolana i

dostają kopa,im sie należy ale  MY?za co...?

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#35711

Gościu !!!!
z Ruskim to trzeba se wypić !!!!
wtedy szacun jest !!!!!
Nasi dystyngowani cygarko i konaczek -
Pedały z dużą rurą - to se rusek wziął.

Vote up!
0
Vote down!
0
#35712

tak to jakoś szło:) a stakan to nie koniakówka,ot i co,pozdr:)

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#35757

Mnie bardziej zafascynował inny fragment dotyczący umiejętności samoorganizacji w danych okolicznościach.

"Starszym sali ZOSTAŁ nie najstarszy stopnie, lecz najzdrowszy."

Jak to się dzieje w jakiejś organizacji polskiej(np. partii): "szefem organizacji wojewódzkiej danej partii został nie najlepszy, lecz największy intrygant."

Ciekawe wnioski wypływają z tych postaw, nieprawdaż ?

pzdr
Milton

Vote up!
0
Vote down!
0
#35739

 a moze dlatego,ze ruskie wcale od nas nie wyszły,moze mysmy tylko snili

by wyszli? wszak to moskiewska szkła...INTRYGA,Plotka i td.....DEZINFORMACJA....

paskudne,ale jak niestety widać skuteczne,smorgonska uczelnia

dobrze ich szkoliła,nie zabyli niczewo,pozdr:)

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#35758

Tak zupełnie przy okazji został rozstrzygnięty baaaaaardzo stary spór dwuch nieżyjących już, ale Wielkich Polaków. Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego. Otóż Roman Dmowski twierdził w swoich wczesnych latach, że Polska "tylko" z Rosją. Piłsudski twierdził, iż Niemcy mogą conajwyżej zabić, Rosja struje i pozbawi Polaków dusz.

Chyba tak to mniej więcej wyglądało. Patrząc na społeczeństwo polskie wlatach 1918-1939, a następnie 1939-1954 i porównując społeczeństwo polskie z lat 1990 - 2009, odpowiedź narzuca się sama. Niestety.
_____________________________________
"Strzeżcie się Wilki, strzeżcie się przynęty..."

Vote up!
0
Vote down!
0

"...dopomóż Boże i wytrwać daj..."

#35780