Co dla nas lepsze: globalny kapitał czy gospodarka narodowa?

Obrazek użytkownika Ja Samuraj
Gospodarka

Kto rządzi w Korei Południowej?
Otóż, pomimo, że jest to kraj demokratyczny, z parlamentem wybieranym w powszechnych wyborach, to odpowiedź nie jest wcale oczywista. Rządzi ten, kto decyduje o pieniądzach.
W kraju tym 80% PKB tworzonych jest przez 10 konglomeratów (tzw. czeboli). Wśród nich najsilniejszy jest Samsung, którego wkład w PKB sięga aż 23%! Wydaje się, że jest to firma koreańska, a tymczasem ponad 50% udziałów jest własnością zagranicznych inwestorów. Podobnie jest zresztą z innymi firmami, „koreańskimi” tylko z nazwy. Jeżeli spojrzeć na system bankowy, to 7 głównych, banków operujących na terenie Korei Południowej, także opiera się na kapitale zagranicznym. Te globalne przedsiębiorstwa corocznie notują zyski, które płynnie dystrybuowane są w kierunku udziałowców zagranicznych.
Budżet Korei Południowej praktycznie w całości opiera się tylko na 10 firmach. Daje to im nieprawdopodobną siłę „perswazji” w rozmowach z rządem. Polski, czy nawet amerykański lobbing, to przy tym pestka! Dlatego koreański rząd zmuszony jest do współpracy z tymi gigantami i na ich życzenie, przyjmuje ustawy korzystne dla konglomeratów. Gigantyczne firmy bardzo skutecznie wywierają presję na rząd Korei, strasząc go możliwością przeniesienia swoich fabryk za granicę. A ponieważ te fabryki to 80% PKB, rząd nie ma wyboru i obniża im na przykład podatki dochodowe (CIT). Mniej pieniędzy płynie do budżetu państwa, to rząd obniża wydatki budżetowe na cele społeczne: edukacji, ochrony zdrowia itp. Korporacje zyskują, a społeczeństwo traci.
Oczywiście, dzięki tym posunięciom, firmy notują wzrost zysku netto, który… wycieka z Korei Południowej jako dywidenda dla zagranicznych akcjonariuszy. Dochód, wypracowany przez jeden naród, przenoszony jest do innego kraju.
Jest to mechanizm funkcjonujący powszechnie we współczesnym świecie. System taki powstał na gruncie ekonomii neoliberalnej i idei globalizmu.
Podałem przykład Korei Południowej, ale czy w Polsce dzieje się inaczej?
A co zdziałał neoliberalizm w Japonii? Jeden z poprzednich premierów tego kraju, Junichiro Koizumi, był zaprzysiężonym zwolennikiem neoliberalizmu i promował globalizm. Dlatego aktywnie wprowadzał w Japonii ustawy prowadzące do deregulacji, liberalizacji rynku i wzrostu „mobilności” zatrudnienia. Dodatkowo był także zwolennikiem ostrożnej polityki fiskalnej (oszczędności). Gospodarka japońska na ten pakiet „reform” zareagowała silną tendencją spadkową. Co gorsza, po latach okazało się, że w dotychczas zamożnym japońskim społeczeństwie, pojawiło się drastyczne rozwarstwienie. Znacznie rozszerzyła się luka pomiędzy bogatymi, a biednymi Japończykami.
Jednak trzeba przyznać, że premier Koizumi cieszył się dużym poparciem społecznym. Społeczeństwo japońskie dało się nabrać na piękne hasła, jak: „liberalizm”, „wolny rynek”, „deregulacja”, „oszczędności wydatków rządowych”, „zmniejszenie kosztów opieki zdrowotnej”. Ile osób w Polsce z pełnym przekonaniem poparłoby powyższe rezultaty? Myślę, że bardzo wiele…
Niestety, umiejętnie żonglując tymi hasłami, media - przecież zależne od globalnego kapitału - nadal oszukują społeczeństwo.
Japonia już się „obudziła” i rozpoczęła walkę o odzyskanie gospodarki narodowej. Obecna administracja jest zdeterminowana w realizacji strategii rozwoju gospodarczego – Abenomics. Chociaż, na pewno nie obejdzie się bez problemów i zajmie to dużo czasu.
Kto jest przeciwnikiem tej strategii? Wszyscy ci, którzy czują, że ich interesy są zagrożone. A więc beneficjenci gospodarki globalnej i neoliberalnej. Globalni inwestorzy i akcjonariusze – dla nich nie istnieje pojęcie „gospodarki narodowej”. Nie interesuje ich stan kraju, liczy się dla nich własny zysk. Niestety, z racji posiadanego kapitału i wpływu na media, są to bardzo wpływowe środowiska.
Europa, a konkretnie system Unii Europejskiej i wspólnej waluty euro, są typowymi wymysłami strategii globalizmu.
Polska ma dwa wyjścia: albo pójdzie dalej droga ekonomii neoliberalnej, albo zacznie rozwijać własną gospodarkę narodową.
W tym pierwszym przypadku Polska zawsze będzie jedynie fabryką podwykonawcy dla globalnej korporacji. I będzie współzawodniczyć w obniżaniu kosztów pracy (wynagrodzeń, ubezpieczeń, itp.) na równi z najbiedniejszymi społeczeństwami. A z drugiej strony będzie nęcić globalnych inwestorów niskimi podatkami i wykształconymi pracownikami, których w każdej chwili można się pozbyć. Bo przecież, globalne firmy inwestują tylko tam, gdzie się im to opłaca.
Ale jest też druga droga, droga rozwoju przemysłu krajowego. Czy nie byłaby korzystna sytuacja, gdy Polacy pracują w fabryce w Polsce i kupują wyprodukowane tam rzeczy? To rynek wewnętrzny powinien być podstawą gospodarki narodowej! Nie oparcie się na zagranicy, czy na eksporcie. I nie ma to nic wspólnego z socjalizmem, czy wynaturzeniami rodem np. z Białorusi.
W życiu i w gospodarce nie ma ideałów, ani „jedynie słusznych” rozwiązań. Niemniej warto rozważać i otwarcie krytykować błędy każdego systemu. Również tego aktualnie „obowiązującego”. Ludzie, mający właściwą wiedzę, będą mniej podatni na manipulację i populistyczne hasła polityków. Wymagająca opinia publiczna może wreszcie wykształci i wybierze elity polityczne, które poprowadzą Polskę w dobrym kierunku.

Brak głosów