Pokolenie części zamiennych

Obrazek użytkownika jasieńko
Blog

 Jedni naukowcy wszczepiają ptakom, rybom, zwierzakom lądowym czipy, a potem śledzą i podglądają swe ofiary w ciągu ich krótkiego życia. 

Inni pracują w pocie czoła nad inteligentnymi systemami śledzącymi i kontrolującymi obywateli własnego i innych krajów.
Jeszcze inni badają szczury, ich nasienie, zachowania, mutują je, zarażają, przeszczepiają, modyfikują, psują, naprawiają i tak dalej.
I wszystko to dla naszego dobra... 
Wszystkie te ich zawodowe zachowania przenoszą się niepostrzeżenie do życia codziennego i każda kolejna ingerencja w podstawową ochronę prywatności obywatela własnego kraju nie wywołuje już żadnego większego protestu. 
Przecież to dla naszego dobra.
 
Niezauważalnie na całą działalność człowieka przenosi się pewien wzorzec postępowania – model części zamiennej. 
W obecnej rzeczywistości funkcjonuje powszechnie system części zamiennej. 
Ten uznany za postępowy, nowoczesny, oszczędzający wiele - choć tak naprawdę nie wiadomo co – zastąpił funkcjonujący od wieków system naprawy. 
Ostatnimi bastionami tego systemu pozostały nasze drogi, koleje i budżet, które się notorycznie łata czyli naprawia. 
Każdego dnia model części zamiennej powiększa swój obszar działania. Po opanowaniu rynku komunikacji lądowej, wodnej i powietrznej, po zajęciu rynku artykułów gospodarstwa domowego, rynku co bardziej skomplikowanych procesów produkcyjnych, przerzucił się na nowy obszar - na świat biologiczny. 
Ktoś to próbuje i na nas. 
Do niedawna rynek ludzkich części zamiennych był skromny. Po wstępnym etapie magazynowania płynów eksploatacyjnych czyli krwi, a później szpiku, przyszła kolej na klasyczne podzespoły – serduszko, nereczka, wątróbka. Teraz nabrało to rozpędu i powstają liczne warsztaty naprawcze dla człowieka, gdzie operują spece od wymiany części. Po pokonaniu pierwszych trudności precyzja i technika posunęły się naprzód na tyle, że wymiana podzespołów człowieka jest traktowana jako złoty środek na wszelkie problemy. 
Tylko co to ma wspólnego z jakością naszego organizmu i czym się stajemy? 
Powoli, rok po roku, nieistotne zaczyna być to, czym jesteśmy karmieni. 
To co oferuje się nam do jedzenia przestaje nim być – staje się karmą. Karmą taką jak dla psa, kota i innego drobiazgu domowego. I dziwnym trafem, wśród znajomych, coraz częściej słyszę, że ich pupilek domowy „zmarł” – jak się okazało – na raka. 
Nam pozostawiono - jak na razie – nadzieję w postaci dołączenia do światowego systemu części zamiennych. 
Co jakiś czas podają na portalach informacyjnych wiadomość o tym, że: gdzieś znaleziono zwłoki z wyciętymi narządami, że gdzieś sprzedano dzieci, które użyto do pobrania narządów, że ktoś jest podejrzewany o handel ludzkimi narządami, itd., itp. 
Jeszcze trochę i odwieczne pojęcie kanibalizmu przestanie być odrażające. 
W dobie wysoko rozwiniętej cywilizacji – czym się szczycimy – zabijanie niedoszłych noworodków na pozyskiwanie świeżych komórek czy pewnych substancji, czy też lansowane ulżenie w cierpieniu poprzez eutanazję, przestaje być czymś co powoduje jakikolwiek odruch sprzeciwu. Wszyscy już myślą pozytywnie – to dla naszego dobra. 
Jednym słowem - to nasza droga do raju. 
Powoli, powoli, oswajamy się z apelami o pomoc w sprawie dawstwa jakiejś części zamiennej dla kogoś tam. Powoli przyjmujemy za zasadne podpisać cyrograf, że w wypadku śmierci zgadzam się na użycie moich części ciała dla ratowania czyjegoś życia czy zdrowia. Tym samym zbliżamy się do świata złomowisk samochodowych, z których wymontowuje się części „w jeszcze dobrym stanie technicznym”.
 
W tej stopniowo zmienianej rzeczywistości niczym specjalnie dziwnym są Konkluzje Rady w sprawie dawstwa i przeszczepiania narządów ogłoszonych w Dz.U. UE 2012/C/396/03 z 21.12.2012 r., w których to Rada Unii Europejskiej przypomina o:
Komunikacie Komisji „Plan działania dotyczący dawstwa i przeszczepiania narządów /2009-2015/: zacieśnianie współpracy między państwami członkowskimi”, w którym nakreślono dziesięć działań priorytetowych mających pomóc państwom członkowskim zmierzyć się z trzema głównymi wyzwaniami w dziedzinie dawstwa i przeszczepiania narządów, a mianowicie: 1/zwiększanie dostępności narządów, 2/zwiększaniem skuteczności i dostępności systemów transplantacyjnych oraz 3/podnoszeniem poziomu jakości i bezpieczeństwa.
Przy czym jak zwykle – użyto i tu wytrychu - chodzi o bezpieczeństwo. 
Nikt nie bierze pod uwagę potencjalnym implikacji związanych z psychiką i świadomością ludzi, którym przeszczepiono narządy innych osób. Dochodzą o tym sygnały, że osoby po przeszczepieniu narządów przejmują pewne cechy dawcy,  jednak o tym się nie mówi specjalnie głośno. 
Dziwi jedno: w dobie podróży kosmicznych, sterowania robotami przy pomocy myśli, produkcji wyspecjalizowanych czipów o wielostronnym zastosowaniu, miniaturyzacji prawie wszystkiego co się da – nie potrafimy skonstruować technicznie dobrej /nie mówię doskonałej/ nerki, wątroby itd., bo w przypadku serca jakiś postęp jest. 
Na to pieniędzy brak, natomiast na wszelki wyścig zbrojeń – odwrotnie, są.
Wniosek nasuwa się taki – niestety, nie jesteśmy wysoko rozwiniętą cywilizacją. 
Przyczyna jest pewnie inna - jest nas za dużo i nie opłaca się, natomiast opłaca się pakować wielkie pieniądze w pionierskie operacje przeszczepiania czegoś tam, osobom rzeczywiście w krytycznej sytuacji życiowej, lecz nie czarujmy się – to jest poligon doświadczalny dla przemysłu części zamiennych. 
Przyczyną może być jeszcze coś... 
Nie od dziś wiadomo co poniektórym, że wojska krajów z dostępem do morza usilnie pracują nad stworzeniem człowieka-ryby, oczywiście dla celów wojskowych. Okazało się, że przeszczepy jako metoda nie doprowadziły do zamierzonego celu, stąd pewnie metodę przeszczepów odstąpiono cywilom. Armia zajęła się inżynierią genetyczną, która daje większe możliwości /za: Ichtiandry są wśród nas – Władimir Łotochin, tłum. R.K.Leśniakiewicz, NŚ 3/2012/. 
Świat idzie też w innym kierunku – bada się kod genetyczny przyszłych rodziców nienarodzonego bądź już poczętego dziecka i na tej podstawie można znaleźć „coś” co pozwoli na przerwanie ciąży lub podjęcie decyzji o nie rodzeniu dziecka z powodu „potencjalnej możliwości” narodzin człowieka obciążonego jakąś wadą lub skłonnością „do”. Do tego wystarczy troszkę krwi matki i śliny ojca. 
Ocenie będzie poddane nie milion genów, a miliardy genów tworzących genom. Komputer to przeanalizuje i wyda z siebie wynik, a może wyrok i zostawi z problemem podjęcia decyzji. 
Szybko okaże się, że idealne dziecko nie istnieje, a rozbudzona medialnie presja na idealne potomstwo będzie przyczyną nowych problemów psychicznych przyszłych, niedoszłych lub spełnionych rodziców /za: Uwaga na test przeznaczenia – Świat Nauki 03/2012/. 
Podsumowując – i marnie jemy i marniejemy. 
Toteż przy takiej perspektywie z pewnością będzie nas ubywać - a o to, w tym wszystkim chodzi. 
Zamiast dbać o rozwój zrównoważony, zdrowe pożywienie, i ograniczać do minimum zajęcia lekarzy, robimy coś zupełnie przeciwnego. 
Natomiast z punktu widzenia rozwoju, nasza cywilizacja poniosła klęskę. 
Świadczy o tym rozwój rynku ludzkich części zamiennych. Poza, niezłymi dość, mechanicznymi protezami nie potrafiliśmy stworzyć dobrych zamienników narządów wewnętrznych i przyznanie się do tego - to właśnie – przeszczepy. 
Intelekt całego zbiorowiska ludzkiego przegrał z matką Naturą – stać nas tylko na grzebanie w niej. 
A grzebanie nie jest bezpieczne i o tym chyba wiedziały cywilizacje wcześniejsze. Być może były tylko mniej ambitne... albo mniej zachłanne. 
 
 
 
 
Brak głosów