Co ma piernik do wiatraka?!

Obrazek użytkownika Dixi
Blog

Żałosne jest, kiedy zwolennicy „aborcji na życzenie” otwierają usta w sprawie zapłodnienia in vitro.

Nie tylko pachnie to, ale wręcz śmierdzi eugeniką, zwaną dla niepoznaki „planowaniem rodziny” (a przy okazji skokiem na cudzą kasę, co jest dla lewicy normą).

Nie chce mi się przypominać, że Hitler wprawdzie miał wielkie kłopoty z przyjściem na świat, ale za to Beethoven powinien być „wyskrobany”, zanim się urodził, tak wielkie miał obciążenia społeczne i genetyczne (pewnie byłby, gdyby wtedy prawa ustanawiało SLD).

Mój stosunek do sztucznego zapłodnienia jest ambiwalentny.

Rozumiem, że są rodziny, które cierpią z tego powodu, iż nie mogą mieć dzieci. Rozumiem, choć już mniej, że wybierają zapłodnienie pozaustrojowe, zamiast adopcji (a ta, w odróżnieniu od pomysłów Napieralskiego na wesołe in vitro z budżetu jest trudna i obłożona biurokratycznymi ograniczeniami). W tej decyzji jest być może strach przed „wybrakowanym towarem”, a może też instynkt i potrzeba przeżycia porodu, doświadczenia nieporównywalnego z żadnym innym. In vitro może być różne, więc, przy niedoborze aktywnych plemników niektórzy ojcowie mogą zyskać szansę na przeniesienie swoich genów (inni muszą się pogodzić z faktem, że będą to geny dawcy).

W wypadku zapłodnienia in vitro nauka nie musi wcale wchodzić w sprzeczność z chrześcijańską etyką. Kościół katolicki mógłby się upierać przy dogmacie, że to Bóg daje potomstwo, ale nie na tym polega problem. Podczas „produkcji” dzieci powstają też „zapasowe” (i najczęściej zbyteczne embriony). Można je mrozić na przyszłość (co stwarza wielorakie problemy prawne, jak na przykład możliwość rodzenia się pogrobowców nawet dziesięć i więcej lat po śmierci ojca, ale także takie zjawiska jak niszczenie „poczętego życia”, handel nim, pojawianie się „dzieci” pary homoseksualistów… albo, co chyba najstraszniejsze, trzymanie niedoszłych braci i sióstr urodzonego dziecka na swoiste „części zapasowe”).

Nie od rzeczy jest tu wspomnienie jeszcze o jednym aspekcie. Zapłodnienie in vitro kosztuje, więc wymaga (i daje szansę, bo nie ma tu „wpadek”, ani zdawania się na los szczęścia i… Boga) porządnego namysłu. Nie sztuka urodzić sobie dziecko, bo państwo funduje, potem wziąć becikowe i oddać bachora do domu dziecka, na utrzymanie państwu (czyli ponownie nam wszystkim). Dzieci in vitro dziś są planowane, chciane i to bardzo. Jeśli będą pochodzić „z automatu”, to my wszyscy weźmiemy za nie odpowiedzialność (ekonomiczna i moralna), nie rodzice.

Owszem. Biorę pod uwagę rodziny, które bardzo chciałyby mieć dziecko, a nie mają pieniędzy na in vitro. Można zakładać, że skoro ich nie stać na zabieg, to tym bardziej nie utrzymają potomka… Zakładam jednak, że są też ludzie, którzy się żywić nawet samymi ziemniakami i kapustą, a o dziecko potrafią zadbać…. To bardzo delikatna kwestia. Nie rozwiąże jej jednak ustawa.

Ostatnio mieliśmy przykład wręcz przeciwny. Państwo przy pomocy sądu (i na wniosek „opieki społecznej”) zabierało dziecko matce, pod pretekstem, że jest upośledzona, a na podwórku jej posesji można zauważyć bałagan. Nieprzystosowana – więc ciach – robimy chirurgiczną kastrację. To coś akurat dla Napieralskiego, który wierzy w urzędy (wszechwiedzę ośrodków centralnego sterowania) i nie ma zamiaru na nie skąpić (gdzie zatrudniłby inaczej swoich „społecznie wrażliwych” towarzyszy?).

Bóg (mówię jako osoba, która wierzy w jego istnienie) dał na wolną wolę, a nawet kazał „czynić sobie ziemie poddaną”. Wyciągam stąd wniosek, że odkrycia naukowe mogą, a nawet powinny być wykorzystywane. Pytanie jednak, czy robimy to etycznie i odpowiedzialnie?

„Zapasowe zarodki” nie są w gruncie rzeczy problemem nie do przejścia. To tylko kwestia pieniędzy. Nie opłaca się szukać innych metod, skoro te już odkryte i wdrożone są skuteczne i przynoszą zyski. Co więcej, samo zapładnianie kilku, czy kilkunastu jajeczek, to tylko sprawa oszczędności w „procesie produkcyjnym”. „Produkt” powinien być na tyle tani, żeby „klientów” było na niego stać. Mniejsza o etykę. Od tego są lobbies polityczne.

Najlepiej oczywiście (ale nie dla mnie), jeśli za wszystko płaci państwo. I za zapłodnienie, i za aborcję (i za brak aborcji „na życzenie”, jak w przypadku Alicji Tysiąc).

Lewica (nadal, choć mamy ponad pół wieku doświadczenia, z którego nie każdy umie skorzystać) domaga się, żeby w jej ręce złożyć życie i… pieniądze obywateli. Każdy pretekst jest dobry (a badania opinii publicznej są przez lewiznę badane równie skrupulatnie, jak przez PO). Frajerów nie brakuje. Także „bezinteresownych idiotów”, których problem (tylko pozornie, bo będą przecież płacić na in vitro, a pieniędzy za chwilę zabraknie na leczenie żyjących już dzieci i starców) niby bezpośrednio nie dotyczy, śa jednak w swoim przekonaniu dobroduszni i tolerancyjni.

Jeszcze jedno. Sam Napieralski (który szczęśliwie uniknął aborcji, a nie został tez poczęty in vitro) jest prawdopodobnie na wylocie, bo tez pod jego rządami SLD leżała odłogiem (mała strata). Mamy więc do czynienia z ostatnimi podrygami „polskiego Zapatero”.

Pomysł oszczędzenia na IPN w imię łaskawego fundowania zapłodnienia in vitro, to czysta paranoja. Co ma piernik do wiatraka????

Na IPN można spokojnie zarobić odbierając, na przykład, majątki komunistycznym mordercom i agentom. To byłoby szukanie oszczędności nieco bliżej, a biorąc pod uwagę, kto i jak się uwłaszczył, kasy starczyłoby też na leczenie raka, cukrzycy, żółtaczki i gruźlicy, a nawet - syfilisu.

Inspiracja:

http://wiadomosci.onet.pl/2074234,11,sld_zlikwidowac_ipn_a_pieniadze_przeznaczyc_na_in_vitro,item.html

Brak głosów

Komentarze

po pierwsze, sama refundacja byłaby czymś chorym. Dlaczego państwo nie refunduje na przykład poprawiania zmarszczek na tyłku wobec tego?

Inna rzecz etyczna wątpliwość. A zrób sobie taki eksperyment myślowy. Że z zarodków pobiera się komórki progenitorowe, traktuje się je następnie dawkami hormonów, które prowadzą do przekształcenia się w gamety. Potem dokonuje się IVF, następnie taki zarodek zostaje umieszczony w macicy. No i rodzi się dziecko, którego biologiczni rodzice nigdy nie żyli.

Jeszcze jest taka sprawa. Czy jeżeli ktoś nie potrafi spamiętać na przykład nazw wszystkich pasożytniczych widłonogów, to powinno się mu pozwalać na przeszczep komórek macierzystych do mózgu?

Wbrew pozorom problem jest bardzo podobny jak IVF. Ponieważ ludzie są zróżnicowani fizycznie i umysłowo, czy prawo powinno dopuszczać równanie do siebie?

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#36343

Chodzi o nowego człowieka. Moim zdaniem, a Twoim powinno być tym bardziej :):):), dziecko dwojga obdarzonych zaletami umysłu, a nawet ciała (bo czasem to tylko sprawa "leniwych" plemników, albo ich małego stężenia w spermie)jest potencjalnie bardziej cenne dla społeczeństwa (na dodatek wychowane przez odpowiedzialnych rodziców, a nie zdemoralizowane), niż potomek zapitych i znarkotyzowanych degeneratów.
Oczywiście niezbadane są wyroki Boże, co nawet napisałem.
Automatyczne refundowanie sztucznego zapłodnienia to jednak pomyłka. Wolę świadome macierzyństwo (i rodzicielstwo), nawet, jeśli idzie o in vitro.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#36347

Masz o tyle racje, że "wyrównywanie" mogłoby dotyczyć na przykład drobienie z "niepełnosprawnych" biegaczy olimpijskich metodami przeszczepów, kuracji i rehabilitacji na koszt państwa. Tu mamy jednak do czynienia z nowym życiem, więc jest tym trudniej.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#36348

odnośnie "nowego życia". Czy wobec tego sklonowania metodą nuclear transfer też jest etyczne? A może skoro mamy kierować się pięknem ciała i lotnością umysłu, to może uznać, że i mamy sobie od tak projektować dzieci za pomocą inżynierii genetycznej i embrionalnej? Poza tym należy jeszcze spojrzeć na to z drugiej strony. Czy gdyby dziecko nam nie pasowało genetycznie bądź morfologicznie, mamy prawo je prawo poddać aborcji? Problem jest dosyć złożony wbrew pozorom.

Poza tym samo IVF to swoista prywatyzacja eugeniki. Przecież plemniki można seksować z użyciem cytofluorymetrii przepływowej. Już można zatem zdecydować, czy się będzie miało chłopca czy dziewczynkę. Poza tym umożliwia takie zabawy, jak wyżej wspomniane. Przecież łatwiej jest transfekować komórkę jajową niż zarodek. (Owszem można robić chimery, ale to wymaga pobrania komórek ES, utrzymania je w hodowli tak, żeby się nie zróżnicowały, transfekcji (bodajże elektroporacja) z jakimś plazmidem z eukariotycznym promotorem, potem wstrzyknięcia tych komórek do blastocysty. Ale to dobre dla myszy, jeżeli chcemy uzyskać jakieś knock-outy, osobniki z nadekspresją jakiegoś genu itd.... ale z człowiekiem czekać kilkanaście lat).

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#36350

... Kirkerze!
Uważam, że wszelkie zabawy z genetyką są niezwykle niebezpieczne, ale też rozumiem dwoje ludzi, którzy chcą dochować się potomstwa. Jak najbardziej świadomie, odpowiedzialnie, uczciwie i etycznie. Za własne pieniądze i bez kombinowania z klonowaniem. Tak najbliżej normalności... Można leczyć różne choroby,nawet ślepotę i tym podobne upośledzenie, można też - "bezpłodność" (wynikającą czasem z drobiazgów).
Już napisałem, że alternatywą, może nawet lepszą ze względu na dziecko, jest adopcja.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#36351

Jest ten sam co z "malżeństwem" homosiów. Powie się A, to od razu wołają o "B". Jeżeli IVF zostanie rozpowszechnione jako ogólnodostępny nieodpłatnie zabieg, to co powstrzyma społeczeństwo od następnych kroków, jakie wymienia Kirker?

Metoda nuclear transfer jest w zasadzie rutynowa w embriologii, cytofluorometr z sorterem można znaleźć w każdym lepszym laboratorium cytologicznym lub onkologicznym, tak samo sprzęt i hodowle do namnażania i klonowania genów.

Jest to problem przyzwolenia na otwarcie niezamykalnych wrót.

Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!

Vote up!
0
Vote down!
0

Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!

#36387

... zyski, to będzie wcześniej czy później wdrożone. Można jednak próbować stworzyć rozsądne ramy prawne.
Widzę wszystkie zagrożenia wynikające z rozwoju embriologii, ale w stosunku do samego zapłodnienia pozaustrojowego, które może służyć bezdzietnym małżeństwom (i tylko im),jestem, powiedzmy, tolerancyjny.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#36415

ale ja wskazałem możliwe nadużycia, które są już całkiem prawdopodobne.

Inne kwestie: przecież w wyniku IVF powstaje wiele zarodków? Co zrobić z tymi, które potem nie ulegną implantacji w macicy? Przyjmując, że osobnik człowieka powstaje w wyniku zapłodnienia (jak osobnik większości zwierząt wielokomórkowych), to jak definiować prawa tego osobnika. Czy stosować absolutną definicję, że od zapłodnienia aż do śmierci jest to taki sam osobnik, tylko, że w różnych stadiach życia, czy też zależnie od fazy życia dobierać prawa tegoż osobnika. Stosując to drugie rozwiązanie, można dojść do wniosku, że człowiek dopiero się staje człowiekiem i kryterium wyznaczające osobnika czy też przynależenie do Homo sapiens nic tuta nie wyjaśnia. Pytanie, co definiuje człowieczeństwo w takiej sytuacji.

Poza tym, skoro godzimy się na IVF, to czy nie godzić się na wczesną aborcję. Przecież i tak te zygoty czy zarodki są z reguły niszczone, to więc dlaczego by nie godzić się na taką bardzo wczesną aborcję. Wracamy zatem do kryterium człowieczeństwa.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#36458

Jeśli nie jest on rozwiązany dotychczas, to tylko z powodów ekonomicznych (nie opłaca się próbować do skutku z zapładnianiem i osadzaniem w macicy jednego jaja).
Jeśli idzie o definicję życia ludzkiego, to moim zdaniem jedyną logiczną granicą jest właśnie moment zapłodnienia (i moment śmierci z drugiej strony).
Uważam też, że fakt, czy zapłodnienie dokonało się w macicy, czy poza nią, nie jest do końca decydujący (pomijając już fakt, że bywają ciąże pozamaciczne). Właściwie możemy sobie wyobrazić sztuczną macicę (byłby to w istocie tylko bardziej zaawansowany techniczni inkubator) tak jak istnieje sztuczne serce, którego sensu nikt (może poza jakimiś sektami, co piszę na zapas, bo nawet przetaczanie krwi bywa uznawane za niedopuszczalne) nie kwestionuje z perspektywy etycznej.
Dla odmiany na przykład klonowanie uważam już za przekroczenie dopuszczalnej granicy.
Poza tym wyraziłem pogląd, że całkowita refundacja zabiegów in vitro przez państwo jest dla mnie bardzo wątpliwa i to pod wieloma względami, a "pomysł" (właściwie prowokacyjne hasło "dwa w jednym") zdobycia na to pieniędzy dzięki zamknięciu IPN - kuriozalny i skandaliczny.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#36477