Wikiliki i takie tam

Obrazek użytkownika Piana
Świat

Media od kilku tygodni rozpisują się na temat tajnych dokumentów ujawnionych przez portal Wikiliki (lub coś tym stylu). Nie chcę tu pisać o źródłach przecieków, inspiracjach i oosbach kierujących z tylnego siedzenia. Plotki wskazują na trop rosyjski (jako zemsta za niedawne rozbicie siatki szpiegowskiej), tudzież izraelski (watek irańsko - saudyjski). Nie sposób tego potwierdzić, więc nie będę o tym dyskutował.

Pobieżna lektura wątków z ujawnionych materiałów wskazuje, że mamy tu do czynienia z dyplomatycznym „pudelkiem.peel”. Dowiedzieć się można, że ten to „samiec alfa”, a ten z kolei to d… wołowa i tak dalej. Są to z pewnością ciekawe kulisy, ale niewiele wnoszą do sprawy. Ujawnione tajne akta są równie sensacyjne jak informacja, że królowa Bona nie żyje. Szczególnie w aspekcie spraw nadwiślańskich. O tym, że jankesi sprzedali nas za garść paciorków i koralików Rosji pisało wielu, w tym „prawicowy oszołom” Michalkiewicz Stanisław. Jako, ze to On „prawicowym oszołomem”, to oczywiście nie może mieć racji z założenia. O tym wie każdy odbiorca „mejnstrimwych” mediów.

Wróćmy jednak do sedna. Znacznie ciekawsze od sensacji były reakcje rządu amerykańskiego. Ośmieszony „Wuj Sam” postanowił zniszczyć, w ramach zemsty, tenże portal oraz jego twórcę - Assange. Zabranie domeny, blokowanie wpłat (PayPal oraz Visa i Mastercard) czy też wyrzucenie z serwerów Amazona. Skąd to znamy? Sam Assange został oskarżony o gwałt. Zarzuty wobec twórcy portalu są wyssane z palca i jednocześnie niezamierzenie komiczne. Śmieszniejsze nawet od słynnego kawału z czasów późnego Peerelu, kiedy to panienka, po zauważeniu, że dolary są fałszywe, stwierdza, że została zgwałcona.

Pozwolę sobie zatem zadać jedno pytanie – czymże różni się rząd amerykański pragnąc zniszczyć Assange od rosyjskich mocodawców puszkujących Chodorkowskiego? Czyżby granice między tzw. demokracją a totalitaryzmem (w wersji soft oczywiście) się zacierały? Może już się zatarły? Moim zdaniem Rubikon został przekroczony już dość dawno temu, tylko ludzie o tym jeszcze nie wiedzą, bo nikt im nie powiedział. Ilu z nas jest świadomych, że mówi prozą?

Inną rzeczą jest utrata powagi, ośmieszenie się. Gdybym obecnie był władcą jakiegoś niedużego państwa, któremu Waszyngton grozi za nieprzestrzeganie „reguł demokracji” czy też wolności słowa, zaśmiałbym się prosto w twarz. Panie Obama, chcesz Pan eksportować demokrację, wolność słowa, czy też tzw. „prawa człowieka” na cały świat.Lepiej zacznij Pan od własnego podwórka.

Ostania już rzecz. W konstytucji RP (tak wiem, że to już guzik warty papier) napisane zostało, że „władza zwierzchnia należy do Narodu”. Nie znalazłem nic śmieszniejszego w tym dokumencie. Zarówno nad Wisłą, jak i po drugiej stronie Atlantyku władza należy do tego, do kogo należy, a „Naród” („w normalnym społeczeństwie nie ma miejsca na takie pseudowartości jak naród”) może co najwyżej siedzieć cicho.

Brak głosów