Ideologia tzw. „świętego spokoju”

Obrazek użytkownika Piana
Idee

Czym jest tzw. „święty spokój”? Jest on po prostu ideologią, sposobem na życie (podobnie jak np. hedonizm czy konsumpcjonizm). Według mnie jest to przede wszystkim rak, który zżera naszą cywilizację. Dlaczego? Bo on wymusza zamknięcie się w sobie, co najwyżej wewnątrz własnej rodziny czy małej społeczności i nakazuje zamknąć oczy i uszy na sygnały z zewnątrz. Nie da się uzyskać efektu świętego spokoju bez zamknięcia się na świat zewnętrzny - jest to po prostu nie możliwe.

W głębi duszy oczywiście czujemy, że ów wymarzony „święty spokój” jest ułudą. Ale jednocześnie nie lubimy gdy ktoś nam go zakłóca. Co więcej, zrobimy wszystko, aby naszą imaginację podtrzymać. W tym celu zakładamy sobie na oczy klapki (takie jakie ma koń dorożkarski). Widzimy tylko to, co chcemy. Bo myślenie, wicie-rozumicie, boli, a złożenie sobie w głowie do kupy kilku niewygodnych faktów przyprawia o ból głowy i rozwala nasze dobre samopoczucie. Tak się musi dziać, bo we współczesnych ludziach jest chęć ucieczki od problemów. Myślimy sobie „mnie to nie dotyczy, co mi tam szkodzi”. Zamykamy się na problemy innych. Co gdy nas problemy sięgną? O tym nikt nie myśli.

Widać to było dobitnie na przykładzie katastrofy smoleńskiej. Pomijam oczywiście kwestie manipulacji medialnych, ale zauważalna była w ludziach chęć do jak najszybszego zamknięcia tego rozdziału. Obojętnie za jaką cenę, byle by o tym nie myśleć (patrz „rzygam Smoleńskiem”). Bo wnioski musiałyby być druzgocące, rozwalające w pył nasz mikro-świat zbudowany na kruchych fundamentach tzw. „świętego spokoju”.

Pozornie takie „olewactwo” to nic zdrożnego. Ideał wygląda mniej więcej w ten sposób. Oddaję kartkę wyborczą, zatem spełniam swój „patriotyczny obowiązek” i teraz zajmę się grillowaniem. Po co mam się zajmować rzeczami, które mnie przerastają? Zresztą w radio i telewizji mówią, że owszem, są przejściowe trudności, ale w ogóle władza jest super i to najlepsza na jaką zasłużyliśmy.

W Konstytucji zapisane mamy do kogo należy władza w III RP. Jeżeli jednak zwykli ludzie nie garną się do dbania o własne sprawy (ideał świętego spokoju na to nie pozwala, bo każde działanie z natury wywołuje konflikty), o gminę, powiat czy władze centralne, to znajda się różnej maści Rychy, Miry i Rosoły. I to ONI sobie zagospodarują opuszczony teren i zrobią to tak, żeby to IM było dobrze. Skoro zwykli ludzie dezerterują….

Działa to mniej więcej jak w zasadzie „si vis pacem, para bellum”. Władza w tzw. demokratycznym państwie musi być kontrolowana. Inaczej robi się z tego demokratyczny totalitaryzm lub jak kto woli totalitaryzm w wersji soft. To nie jest wina rządzących, tak po prostu działa system.

Święty spokój musi z założenia akceptować stan bieżący i nie może domagać się zmiany (skoro jest super, to po co ruszać?). Jak widać jednak na przykładzie III RP, akceptacja chorego systemu powoduje jego dalszą degradację. Cóż mogą zrobić miłośnicy świętego spokoju? Jedyna możliwość to zaakceptowanie stale się pogarszających się warunków. I tym sposobem stają się oni miłośnikami wulgarnej ideologii: „jest chu… ale stabilnie”.

Obniżeniu naszych oczekiwań rządzący będą oczywiście przyklaskiwać. I tak się właśnie dzieje. Skoro już z pogodziliśmy się z fatalną koleją, nienormalną służbą zdrowia, horrendalnymi podatkami i rozpasana biurokracją, to nic nie musimy zmieniać, bo i po co? Ludzie to akceptują. A matoły i tak na nas zagłosują, prawda? Bo przecież nie maja innego wyjścia, tylko my im możemy zapewnić poczucie świętego spokoju. W wersji ekstremalnej możemy na przykład wywołać sztuczną wojnę polsko-polską. Przerażeni i zagubieni znowu nas poproszą byśmy rządzili.

Cały czas upieram się, że jest to tylko „poczucie świętego spokoju”, a nie żaden wymarzony „święty spokój”. To coś jakby wsłuchiwanie się w grającą orkiestrę na tonącym właśnie Tytaniku myśląc, że jesteśmy w nowojorskiej Metropolitan Opera. Wydaje się nam, że jest koko-spoko, a w rzeczywistości oglądamy sztuczny świat, wykreowany na nasze potrzeby.

Na zachodzie na bazie tego wrósł jeszcze złośliwszy rak – polityczna poprawność, ale to temat na zupełnie inną opowieść. Oczywiście tendencje do „opuszczania mostka kapitańskiego” nie są u nas wcale nowe. Wystarczy wspomnieć chociażby osiemnastowieczne „za króla Sasa…” czy też zapisane w „Weselu” motto „byle polska wieś spokojna”.

Idąc tym tropem można dojść do banalnego wniosku, że ludzie nie potrzebują wcale tzw. demokracji. I tak w istocie jest. Wystarczy pełna miska i dobre szoł w telewizji. Ludziom jednak celowo dano możliwość głosowania, aby nie mieli się przeciwko komu wierzgać. Skoro do nich należy władza (patrz Konstytucja III RP), to będą buntować się przeciwko samym sobie? Pułapka idealna.

Brak głosów

Komentarze

Ten tekst, moim zdaniem, zasługuje nie tylko na uznanie i stempel "10". Ideologia "świętego spokoju" - w wersji opisanej przez Ciebie - to jedno z groźniejszych zjawisk naszych czasów. Powinno się o nim mówić, pisać i czytać jak najczęściej.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

charamassa

#324413