Czerń jeszcze bardziej czarna

Obrazek użytkownika Piana
Kraj

W zeszłą sobotę siedziałem rano przy komputerze i miałem zamiar pisać o pamięci, a raczej o jej szkodliwości w procesie otumanienia medialnego. Życie dopisało do rozważań bardzo mocną kartę. Szczerze mówiąc dopiero próbuję poskładać sobie wszystko w głowie po tragedii, więc z góry przepraszam za nieco chaotyczny styl.

Wracając so samej pamięci, to gdyby w sobotę rano wykasowano wszystkim pamięć, to odbiór ostatnich wydarzeń byłby zupełnie inny. W każdym razie pamięć o tym co się wydarzyło nie pozwala spokojnie patrzeć na wiadomości w telewizorze. Nie pozwala i już. Na ile to wszystko spektakl medialny, na ile manipulacja, na ile autentyczny smutek - nie potrafię ocenić. W jednym z odcinków rewelacyjnego cyklu „System 09” (można zobaczyć na tvp.pl, polecam) przedstawiony został mechanizm, który zastosowano tuż po śmierci JPII. Teraz wystarczyło tylko, odkurzyć stare zapiski, poszukać w komputerach i gotowe.

W normalnym kraju zakrzyknęlibyśmy „Umarł król, niech żyje król!”. Tak, właśnie, w normalnym państwie… ale nie nad Wisłą, gdzie mieliśmy do niedawna nieustający seans nienawiści niczym u Orwella. W normalnym kraju (chciałoby się zacytować słowa pijanego byłego ministra) nie szkaluje się osób przy władzy. Krytykować owszem, oceniać – jak najbardziej i wytykać błędy. Tyko co to wszystko miało wspólnego z merytoryczną krytyką. Odpowiedź jest prosta – nic nie miało. Sprawiało to wrażenie, iż Tubylcy sami sobie plują w kaszę. Jak można poważać takich ludzi? Nijak.

Jak już wspominałem, pamięć jest szkodliwa z kilku powodów. Między innymi uodparnia człowieka na manipulację i pozwala zakrzyknąć „Hola Panie, wczoraj mówiłeś Pan co innego”. Stąd też tak bardzo jest znienawidzona – odsyłam do Orwella. Ja właśnie poczułem się jak bohater „1984”, gdy nagle wysypały się zdjęcia, gdzie śp. Lech Kaczyński jest uśmiechnięty, wyluzowany, gdzie czuć ciepło i sympatię. Przepraszam, czy one były zakazane, czy chowano je z adnotacją „nie używać”?

Jeszcze jedno się przypomina. Odezwały się głosy przywódców światowych, że śp. Prezydent to wielki przyjaciel i mąż stanu. Znowu pamięć się odzywa. Przecież to nie kto inny, jak śp. prezydent Kaczyński to był kartofel, kurdupel, homofob, co to wstyd nam przynosi w Europie, produkt radiomaryjny, obciach i żenada. Zegarki na stronach internetowych już odliczały koniec kadencji. Wywalić Kaczora jak najprędzej, bo to on jest hamulcowym, on nie pozwala iść naprzód, a tu Europa czeka. No, gdzie teraz Ci wszyscy? Czy usłyszymy „jaki prezydent, taka katastrofa” z ust marszałka Komorowskiego? Gdzie ci, co nazywali go chamem czy idiotą? No ja się pytam gdzie? Czy redakcja TVN powie coś więcej poza to, że może „niezbyt obiektywnie” go przedstawiała? Gdzie „dożynanie watahy”? Halo, czy wszyscy zamilkli?

Są dwa możliwe warianty. Oba nieciekawe. Pierwszy jest taki, że tak naprawdę wszyscy uważali śp. Prezydenta za super gościa, z którym można pogadać o wszystkim, słowem erudytę, a do tego dowcipnego kompana i prawdziwego domatora. Skoro tak, to skąd owe wszystkie epitety, złośliwości? Skąd jad? Bo taki był sms z centrali partii? Bo tak szef kazał? W takim razie gdzie macie coś takiego, co w dawnych czasach nazywano kręgosłupem moralnym? To jest takie ustrojstwo, co nie pozwala sobie gwałcić umysłu i nie uznaje kłamstwa i skundlenia w imię materialnych korzyści. Wolisz za garść miedziaków sprzedać swoje wartości, czy też wstawać o piątej rano, aby malować kominy? Ponoć do piekła jest autostrada, a do nieba wąska, kręta ścieżka. To musi być prawda.

Wariant drugi. Teoria, iż w sumie poglądów nie zmienili na jotę, ale uronią łzę i rzucą kilka czułych słów. Ja tego nie kupuję. Nie wierzę obłudnikom i już. Dlaczego? Bo skoro mamy powtórkę z 2005, to czemu nie powtórkę na całego? Kto ma uszy niechaj słucha. Lat temu pięć, gdy żegnaliśmy Jana Pawła II, to ileż łez nie padło, świec nie zostało wypalonych i ile słów o braterstwie miedzy zwaśnionymi kibolami poleciało? Akurat kibice to chyba najkrócej trwali w postanowieniu, gdyż kilka dni później jeden z nich dostał świadectwo braterstwa, miłości i przebaczenia przy użyciu noża wepchniętego w brzuch.

Szoł trwał jakiś czas, a później (jakieś pół roku później) odbyły się wybory parlamentarne i prezydenckie. Czy ktoś pamięta, co się po ich zakończeniu działo? Sklerotyków odsyłam do poszperania w internecie. Hasła do wyszukiwarki „zagrożona demokracja, pełzający zamach stanu, populizm, podsłuchy, totalitaryzm, Stalin, etc”. Czasami to kosztuje (archiwa gazet są w większości płatne), ale za naukę płacić trzeba a lekcja będzie warta dużo więcej niż wydane pieniądze.

Wniosek kolejny - skoro teraz mieliśmy odrobinę szczerości (kto pamięta program „Minuta prawdy” w serialu „Alternatywy 4”) z przyznaniem się do nieobiektywności, to skąd mamy pewność, iż w pozostałych dwóch tysiącach spraw nie jesteśmy regularnie robieni (jak się kiedyś mawiało) w bambuko? Kto zagwarantuje? Pan? Pani? Społeczeństwo?

Czy mogą spojrzeć sobie w lustro wszyscy ci co mówili o „obciachowym” prezydencie? Co powtarzali niewybredne dowcipy serwowane przez media? Teraz pewnie powiedzą, że to presja społeczna, bo tak wszyscy i że to było w dobrym tonie. Ja to wszystko pamiętam. Nie ma co się tłumaczyć – masz mózg, to go używaj, a nie płacz teraz. Piszę o tym już od dawna.

„Być może padło wiele niepotrzebnych słów” chlipie w radiu młoda wykształcona z wielkiego miasta. Co za brednie!! Jakich niepotrzebnych?? Wszystko było odkładnie zaplanowane i obmyślane. Żadnego zbędnego przecinka. Kto pamięta jak to było? Platforma rusza się w dzikiej techno-paradzie, więc skacz do rytmu, no skacz. Kto nie skacze ten wsteczniak, ciemniak, burak, moherowiec, czy jakoś tak. Wyłącz myślenie, tu rytm pulsuje i on Toba pokieruje. Tak, rytmiczny puls dociera do najgłębszych pokładów mózgu i bezwiednie zaczynasz się podrygiwać.

Był rozkaz – to się go wykonuje! Na początku lat 90-tych był obowiązek nabijania się z Wałęsy (kto pamięta jeszcze koszulki „Bendem prezydentem”?). Teraz był rozkaz nabijania się z Kaczyńskich. Kto go wydał? Ha! Zagadka. Krasnoludki? Marsjanie? Pingwiny z Madagaskaru? Ktoś jednak musiał, skoro tyle osób wiło się rytmicznie w chocholim tańcu obrzucając wulgarnymi epitetami każdego, kto ośmielił się choćby minimalnie inne zdanie.

Co oni teraz biedacy zrobią? Czy przemalują transparenty w jednej chwili niczym demonstranci z „1984” na wieść o zmianie sojuszy? Na razie biedacy pewnie cierpią na brak wskazówek, więc przez resztki szarych komórek przyszła chwila refleksji, że sumie trochę głupio wyszło. Miała być zabawa w „głupiego jasia”, a tu kurde beret.

Jak już wcześniej pisałem, zalew informacji blokuje samodzielne myślenie. Póki co nie została jeszcze zaprezentowana nowa wykładnia mądrości etapu, więc u większości panuje dysonans poznawczy – reakcji psa Pawłowa bardzo ciężko się pozbyć, a tu resztki sumienia się odzywają. No i w końcu jak mam myśleć? - krzyczy w rozpaczy przeciętny czytelnik „Gazety Wyborczej” i nałogowy pochłaniacz „Szkła kontaktowego”. Czy to tak tylko na chwile, a później wrócimy do naszej standardowej linii?

Do śp. Prezydenta mam żal (mogę, głosowałem w II rundzie w 2005) o naiwne zaangażowanie się w sprawy wschodnie – sposób działania był dziecinny oraz (oczywiście) o „Traktat Lizboński”. Hmmm… na mieście mawiają (jak ja lubię spiskowe teorie), iż „lizbona” musiała być podpisana i już, iż zostaliśmy (mówiąc obrazowo) podstawieni pod ścianą, a śp. Lech Kaczyński jedyne co mógl to zwlekał do samego końca licząc na cud. Ma to ręce i nogi i jest dość prawdopodobne.

Skoro Traktat Lizboński musieliśmy podpisać, (nacisk kładziemy na hasło” musieliśmy”), to co się dzieje wokoło? Ciarki przechodzą po plecach i nawet obejrzenie „Martwicy mózgu” nie pomoże i nie zahamuje procesu myślowego. Marzenie… choćby na chwilę wyłączyć tok myślenia, bo przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, ale nie da rady.

Jeśli jest to prawda, dopełnia to obrazu niedawnej tragedii. Dodajmy do tego obłudę klasy politycznej i sterowalność dziennikarskiej tłuszczy, to obraz rzeczywistości jest być może czarniejszy niż opisuję to w swoich spostrzeżeniach. Proszę mi nie mówić, iż czerń nie może być bardziej czarna – widziałem przecież w telewizorni reklamy „Perłol Blek Medżik”.

Brak głosów