Budować wały czy grillować?

Obrazek użytkownika Piana
Kraj

Na lekcji historii nautyczno nas, że w XVIII wielu obce mocarstwa zmówiły się, by nam dokopać. No i byli tam też szpiedzy, co to dywersję siali. A do spółki mieli też pomagierów: magnaterię o zerowej moralności i szlachtę-gołotę, co to musiała raty za samocho.… to znaczy za dworki spłacać. Z języka polskiego możemy się też dowiedzieć o różnej maści intelektualistach zachodnich tamtych czasów, którzy robili prorozbiorową propagandę. Nie za darmo oczywiście, bo to byli intelektualiści – tylko pożyteczny idiota robi to za friko.

Aspekt ważny, a jednocześnie pomijany w analizie tamtych czasów, to ludzie zupełnie obojętni na ówczesne wydarzenia. Ciężko powiedzieć jaka to była procentowo część ludności, ale moim zdaniem znacząca. Wtedy socjologia była co prawda w powijakach, ale (zakładając, że ludzie się nie zmieniają) jest to wielce prawdopodobne. Chętnie poczytałbym analizę postawy tych ludzi, również w odniesieniu do czasów współczesnych. Czy niesie nam to jakieś przesłanie? Czy i współcześnie jest to możliwe?

Przypomnijmy sobie najpierw na czym stoimy. Nie potrzeba oczywiście do tego wybitnego umysłu analitycznego. Skoro wiemy, że zarówno Niemcy jak i Rosja mają zakusy imperialne, a przynajmniej mocarstwowe, to jasne jest, że będą chciały swoje plany zrealizować. Nie zawsze muszą to być dywizje pancerne i nie walka zawsze z otwartą przyłbicą.

Przecież wojna jest przedłużeniem dyplomacji. To znaczy, że wojny nie wybuchają ot tak sobie, bo „król Henryk najechał w 1221 króla Edwarda” jak to naucza się na historii. Najechał, bo wcześniej były zatargi, nierozstrzygnięte sprawy terytorialne, walka o tron w królestwie X, etc. Większość ludzi sądzi, że wojny wybuchały, bo wybuchały i już. Pytanie „dlaczego” już dawno zostało wpisane na indeks słów zakazanych nowoczesnego Europejczyka.

Współcześnie nie trzeba już używać wojska aby uzyskiwać efekt podobny do rozbiorów. Raz może to być wymuszona umowa międzynarodowa, innym razem wykorzystanie wpływów w instytucjach międzynarodowych. Niezaprzeczalne korzyści przynosi też cała masa agentów „zwykłych”, agentów wpływu i pożytecznych idiotów. O grantach, fundacjach i płacących stamtąd strumieniu pieniędzy dla „niezależnych” ekspertów nawet nie ma co wspominać, bo jak sponsor płaci, to i wymaga. Rzeczą nie mniej paraliżująca przeciwnika jest lansowanie i wynoszenie do góry polityków, na których ma się przysłowiowe „haki”. Lista nie obejmuje oczywiście całego arsenału, ale łączy je jedna cecha – postronny obserwator może tego nie zauważać.

Wróćmy zatem do głównego nurtu. Człowiek nie jest w stanie spostrzec tego, co się dzieje i tu zaczyna się cały ambaras. Co powoduje takie a nie inne zachowanie się ludzi, niedostrzeganie problemów a czasami nawet zaklinanie rzeczywistości? Przyczyn jest wiele i krótko o nich. Największą część z nich to miłośnicy „świętego spokoju”. Oczyma wyobraźni widzę prapra…pradziadków obecnych wyznawców „świętego spokoju” gdy wzruszeniem ramion kwitowali likwidację resztek państwa polskiego. W końcu nareszcie nadchodził czas bez konfederacji, insurekcji, warcholstwa w sejmikach i anarchii. Czyż nie było tak? Pozostaje także cała masa ludzi, dla których ważniejsze było własne gospodarstwo, biznes – jakbyśmy to dziś powiedzieli. dla których zainteresowania nie wychodziły poza najbliższą okolicę. Wiek później w zgrabne słowa ujmie to Wyspiański pisząc o wsi spokojnej i zacisznej. Może to mieć także podłoże głębsze, duchowe, kulturalne. Tak jakby na tej samej ziemi, w tych samych warunkach żyją obok siebie dwa plemiona zupełnie inaczej pojmujące podstawowe pojęcia. Ciężko oceniać na ile ich „olanie” spraw wywołało tragiczny finał I Rzeczypospolitej, ale z pewnością nie pozostało to bez znaczenia.

Wróćmy do czasów nam współczesnych i zapytajmy – co z tego wynika dla nas. Wysiłek podjęty przez reformatorów pod koniec XVIII wieku okazał się być spóźniony o kilkadziesiąt jeśli nie 100 lat. Tak to już niestety jest. Zaniechania poczynione w pewnym momencie muszą się zemścić. Mówiąc bardziej obrazowo – gdy idzie fala powodziowa ciężko jest myśleć o budowaniu zbiorników retencyjnych.

Czy nasze współczesne „grillowanie”, „nierobienie polityki” i udawanie, że jest w porządku to nie jest dziecinne zamykanie oczu gdy nadchodzi burza? Zamiast realnych działań proponuje się powszechny optymizm a krytykowanie obecnego stanu jest karcone oskarżeniem o malkontenctwo i towarzyskim ostracyzmem.

Trzeba zatem otwarcie powiedzieć używając terminologii powodziowej. Szanowni państwo, bardzo się cieszę, że macie dobre samochody czy świetnie urządzone mieszkania i chcecie tylko „świętego spokoju”. To jednak w chwili konfrontacji nic nie pomoże. Fala powodziowa, gdy nadejdzie, zaleje nie tylko biedaków, moherów i ciemnogród. W was też uderzy! Parasolka tu nic nie pomoże, proszę mi wierzyć. Wiem, że chcecie zamknąć dzrwi i powiedzieć „co mnie to obchodzi”, ale to tylko zamykanie oczu i ucieczka od rzeczywistości.

Na chwilę obecną organizm pod nazwą „państwo polskie” de facto nie istnieje. Mamy za to zbiór różnej maści organizacji, często quasi mafijnych, które zachowują się jak okupanci i guzik ich obchodzi cała reszta ludzi, a interesuje jedynie dobro własne. Zadanie brzmi – odbudować państwo polskie i uczynić je na tyle silnym (gospodarczo, militarnie i kulturowo), aby przetrzymało napór ze wschodu i z zachodu.

Jak? Z kim? Zacząć na najniższym szczeblu. Budować silne przedsiębiorstwa, bogacić się. Kształcić dzieci (szkoła jaka jest, to każdy widzi), głosować na właściwych ludzi. Wspierać prawdziwą kulturę i sztukę (nie babę obierającą kartofle na wystawie). Organizować się i pomagać sobie wzajemnie. Pojedynczego człowieka łatwo zaszczuć i zniszczyć. Z grupą jest już ciężko. Nie można także patrzeć na wyznawców „świętego spokoju” i oczekiwać ich samoczynnego przebudzenia. Oni w razie czego tylko wzruszą ramionami lub zapłaczą gdy będzie po wszystkim.

Cytując Józefa Oleksego, należy dużo czytać i szlifować umysł. Chodzi o to, aby nie poddać się tresurze medialnej i wyczuwać manipulację niczym pies myśliwski. Z drugiej wychodzić do ludzi. Nie bać się. W żadnym przypadku nie można atakować za ich poglądy. Atak frontalny tylko spowoduje zamknięcie się w sobie. W końcu ponoć nikt nie jest zadowolony ze swojego majątku, ale z umysłu to już każdy. Nikt nie lubi słuchać, że jest głupkiem, popiera zdrajców (a zatem i sam jest zdrajcą). Może ziarno zasiane zakiełkuje za jakiś czas…

W momencie gdy wzbiera rzeka to możemy jedynie ratować co cenniejsze i patrzeć ze łzami oczach jak fala wdziera się do domostwa i niszczy dobytek życia. Czy chcemy powtórki z końca XVIII wieku? Czy chcemy jeszcze raz przeżywać to samo, oczywiście w innej formie? A może to właśnie teraz jest ostatni dzwonek? Czy przypadkiem nie jesteśmy tuż przed nadciągającymi ulewami? Moment, chwila… coś chyba kapnęło. Może właśnie się zaczęło?

Brak głosów

Komentarze

tylko z kim to robić! nawet rodzina jest w polsce (to nie błąd ta mała literka p) rozbita:\
Jak byłem mały to rodzice powtarzali mi: myśl, myslenie nie boli! Jednak dostrzegam, że teraz jest na odwrót bo to własnie myślenie boli.
Treść zamieszczonego tekstu zaczyna się od XVIII w i jak bezmyslnemu to wytłumaczyć 300 lat historii, geopolityki, tradycji, kultury, socjologi?? Pracy na cztery pokolenia.
Ja już zaprzestałem, mądry nie powie a głupi nie zrozumie.

Vote up!
0
Vote down!
0
#258569

No bo to jest droga długa, trudna i niewdzięczna. Nie ma co oczekiwać nagłych cudów i rewelacji. Po prostu robić swoje (jak napisałem wyżej) i nie poddawać się. Powodzenia!

Vote up!
0
Vote down!
0
#258588