Pierwsza „pięciolatka” w eurokołchozie: zmilczane cienie (część 3)

Obrazek użytkownika Arpad77
Świat

Pozostałe wymiary egzystencji

Płaszczyzny gier nie fair ze strony władczej unijnej śmietanki pod adresem krajów słabszych można by mnożyć. Rozwijanie kolejnych wątków uczyniłoby ten i tak długi felieton rzeką, więc ograniczę się do wskazania kilku punktów zapalnych. Często rodzą one poczucie wyrządzonej krzywdy tudzież wzmagają uzasadnione przekonanie o niesprawiedliwości celowo inspirowanej przez grupę możnych na zlecenie odpowiednich uprzywilejowanych.

W unijnych instytucjach mocno zakorzenione są wpływy samozwańczych ekologów. Eksplozja rzekomej mody na poszanowanie środowiska idzie w parze z coraz większą aktywnością środowisk lewicujących lub wręcz lewackich. Głosząc mesjanizm ocalenia Matki Ziemi przysłaniają one swoje dyktatorskie zapędy uszczęśliwiania wszystkich na siłę według własnej „nieomylnej” wizji czystej planety. Sam mile wspominam edukację w szkole podstawowej o zacięciu ekologicznym, która jednakże wolna była od wszelakich nachalnych indoktrynacji. Tutaj natomiast wszystko jest podszyte wielomilionowym biznesem.

Znakomitym przykładem działania tej machiny jest spór o Dolinę Rospudy. Zbrojne ramię eurokołchozu, czyli Komisja Europejska swoimi pogróżkami systematycznie torpeduje budowę obwodnicy Augustowa, powołując się na program Natura 2000. Żadne gatunki zwierząt by nie wyginęły za sprawą kilku pylonów dźwigających trasę nad skrawkiem tej doliny. Za to wskutek podszytej szantażem urzędniczej obstrukcji w Augustowie co roku giną dziesiątki ludzi, a od 30-tonowych tirów panują tam non-stop drgania porównywalne z ruchami sejsmicznymi. Dlaczego ci sami piewcy ekologii milczą, gdy jednocześnie włoska mafia dorabia się miliardów euro na nielegalnej i bardzo destrukcyjnej utylizacji śmieci? Czy ktoś beknął za wielotygodniowy syf (przepraszam za chwilową prymitywizację, ale nie znajduję lepszego słowa) w Neapolu? Gdzie są uwrażliwieni na piękno przyrody salonowcy w czasie gdy po wcieleniu Polski do strefy Schengen nasze zachodnie lasy i pola zostały zalane tysiącami ton toksycznych niemieckich śmieci?

Bat Komisji Europejskiej może dosięgnąć kluczowe zakłady przemysłowe, emitujące dużo dwutlenku węgla. W ramach działającego Wspólnotowego Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji przyznawane są m. in. elektrowniom, hutom, cementowniom, rafineriom limity emisji CO2, których ewentualne przekroczenie grozi horrendalnymi karami (100 euro za tzw. jednostkę EUA wycenianą obecnie na giełdach towarowych na kilkanaście euro). Na razie wskutek recesji przekroczenie norm jest mało prawdopodobne, więc uprawnienia nie zostaną w pełni wykorzystane i można będzie poratować budżety firm sprzedając je na giełdzie po topniejących cenach. Jednak powrót ożywienia grozi wielkimi karami hamującymi rozwój i drenującymi kapitał do brukselskiego worka. Ostracyzm może dotknąć kraje naszego regionu, które - w przeciwieństwie do wielu potęg zachodnioeuropejskich - wydatnie zredukowały emisyjność swoich gospodarek w ramach protokołu z Kioto (1997).

Weźmy teraz na widelec tzw. nową polską emigrację. Atrakcyjność cenowa i fachowe smykałki Polaków wraz z otwarciem zachodnich rynków pracy spowodowały wyjazd około 1,5 mln rodaków. Naród dzięki temu wzbogacił się materialnie, ale ewidentnie zubożał pod względem rodzinnym, co widać po stromo pnących się słupkach rozwodów. Przestępczość w Polsce... spadła bo różnorakie szemrane typy masowo wyjechały zakładać paramafijne szajki wyspecjalizowane w goleniu i gnojeniu naiwnych rodaków. Czarne karty kryzysu wzmagają szowinistyczne fermenty na Wyspach, a jako że jest nas tam dużo, stajemy się czołowymi adresatami tej agresji. Wszystko to obciąża ogólny rachunek poakcesyjnego exodusu.

W kontekście wypełnionej pierwszej „pięciolatki” zajrzyjmy na rynek nieruchomości. Tuż po zagoszczeniu w objęciach eurokołchozu, pazerne hordy angielskich, irlandzkich i hiszpańskich hazardzistów przypuściły spekulacyjny szturm na mieszkania w Polsce i innych krajach regionu. Doszła medialna nagonka, żeby kupować od deweloperów nawet dziury w glebie, bo będzie ciągle drożej i drożej. Działania te wydatnie wzmocniły bąbel cenowy, podbijając ceny nieruchomości do absurdalnych poziomów. Solidne przewartościowanie nieruchomości uczyniło z tysięcy młodych rodzin bezdomnych już na starcie dorosłości. Skutek jest opłakany: bardzo trudna dostępność lokali nie tylko dla emigrantów, ale tym bardziej dla większości pozostałej w kraju. Mieszkanie stało się luksusem na miarę mercedesa klasy S. Wielu naiwnych złowiono w sidła 30-letnich kredytów hipotecznych, czyniąc z nich dojne krowy dla polskich tylko z nazwy banków, które przy okazji szwindlują jak mogą na pijanych przelicznikach franka szwajcarskiego oraz niemiłosiernie faulują szkodliwymi kruczkami w umowach. Nie dość, że frank poszybował, to jeszcze ceny lokali systematycznie wracają do normalności i stado nabitych w cenową górkę latami będzie spłacać powietrze. A nowe puste osiedla straszą bezkresem ciszy. Habilitacja należeć się będzie temu, kto policzy ile miliardów stracili polscy obywatele wskutek przepłacenia za mieszkania, których ceny - dzięki „cudownej, zbawiennej” akcesji - podwoiły lub potroiły się w ciągu ledwie kilku lat i prześcignęły wartość lokali w niejednym zachodnim kraju (jak się do tego mają zarobki?).

Odrębnym długim dyskusjom pozostawić można aspekt kulturowo-obyczajowy. Czy jedynie słuszną i godną pochwały ścieżką „rozwoju” jest postępująca dechrystianizacja państw, które u progu średniowiecza były forpocztami chrystianizacji? Równolegle coraz agresywniejsze stają się środowiska religijne reprezentowane przez imigrantów, wymuszając w tym względzie medialną poprawność zakrawającą na tyranię. Na każdym kroku panoszy się „Allah akbar” oraz żydowskie „aj-waj” doszukujące się antysemityzmu choćby w kropelkach deszczu. Robi się szum wokół pojedynczych napisów na polskich murach, a milczeniem zbywa się antysemityzm we Francji. Każe się nam wiecznie kajać za domniemane przewiny i rzekomą zagładę narodu wybranego („polskie obozy koncentracyjne” wiecznie żywe i bezkarne w eurosalonowych mediach). Tymczasem jakakolwiek demonstracja przynależności do społeczności chrześcijańskiej, zwykły krzyż na szyi wywołuje oburzenie poprawnych politycznie, do kości zdechrystianizowanych profanów bełkoczących o równości.

Podobnie bezkompromisowo poczynają sobie mocno zaczepione w czołowych instytucjach tzw. mniejszości, które tak głośno warczą i ujadają w walce o rzekome swobody, że tradycyjna większość staje się zakładnikiem ich dyktatorskich, „postępowych” uzurpacji. Paneuropa lansuje otwartość objawiającą się w wiecach źle pojętej tolerancji, korzystając z każdej okazji do wytknięcia nam, Polakom że jesteśmy ciemnogrodem. Stokroć wolę taki „zaścianek” niż „postęp” naznaczony tabunami rodzin z dwoma tatusiami prowadzącymi za rączkę siebie samych i małe dzieci. Lamentuje się nad pobitą gdzieś lesbijką, przyzwalając jednocześnie jugendamtom na faktyczną germanizację setek dzieci pochodzących z polsko-niemieckich związków. Hakata bis? Ledwie sto lat minęło od tych praktyk, więc gdzie jest ten rozwój? Ogólna laicyzacja wraz z rozbijaniem więzi rodzinnych i nasilającym się relatywizmem, a także pokusami zgubnych redefinicji kluczowych pojęć odbywają się przy umywaniu rąk przez czołowe gremia instytucjonalne. Jest to forma odcinania korzeni zasilających roślinę w życiodajną wodę, bez której długo się nie wytrzyma.

Epilog: co dalej?

Z punktu widzenia interesów narodowych, rozmywanych przez retorykę postępowych notabli UE obecny kryzys paradoksalnie może okazać się dla nowszych krajów członkowskich zbawienny. Pośród ogólnego krachu zaufania do systemu finansowego podłączonego pod bezgraniczną kroplówkę państwowych pieniędzy (wyłącznie dla wybranych, bo np. polskie stocznie należy zaorać, przychodzi też czas na pogrzeb hut szkła), narasta sceptycyzm wobec nieomylności (j)elit oraz ich zdolności do decydowania zgodnie z dobrem obywateli. Nachalny centralizm i znana szczególnie nam, Polakom, gospodarka nakazowo-rozdzielcza prowadzona pod dyktando francusko-niemieckiej machiny, jest skazana na upadek. Degrengolada pojęć i rażące niesprawiedliwości stanowią pożywkę dla budzących się nacjonalizmów. Te zdrowe, tradycyjne ruchy dowodzące świadomości swojej tożsamości są przez eurokołchozowy mainstream nazywane rasizmami bądź faszyzmami. Stanowi to wyraz bezsilności tych wszystkich „poprawnych politycznie”, którym wymyka się z rąk sprawowanie paneuropejskiego rządu dusz.

Z wysokim prawdopodobieństwem mało demokratyczne zapędy naturalizowanych brukselczyków maskowane będą zanętami w postaci różnorakich zbawiennych dotacji, rzekomo ratujących byt gospodarczy mniejszych, nowych państw członkowskich. Euroliberałowie nadal będą parli do unii walutowej, której zwolenników notabene w starych państwach wspólnoty gwałtownie ubywa. Kwestie suwerenności, obrony interesów narodowych bądź zwykłego uczciwego oddania czci historycznemu dziedzictwu poszczególnych krajów zostaną poddane rozmywaniu aż do ostatecznego zanegowania pośród przemijających starszych pokoleń i dorastających młodszych, które nie znają z autopsji wcześniejszego dyktatu czerwonej gwiazdy. Jedynym sposobem na zatrzymanie tego procesu jest właśnie wspomniane odrodzenie i powrót do tożsamościowych korzeni, wbrew głoszonemu na tęczowych transparentach regresowi ustrojonemu w piórka postępu.

Śmiem także wątpić w dalsze rychłe rozszerzenie unii walutowej organizmu, który chwieje się we własnych posadach targany wewnętrznymi sprzecznościami. Kryteria z Maastricht pozostaną elastyczne dla starych mocarstw, natomiast dla nowych członków będą nietykalne z wszelkimi represyjnymi konsekwencjami za ich naruszenie. Odnośnie terytorialnej ekspansji UE, rzutem na taśmę mają szansę załapać się jedynie Islandia (bankrut) oraz Chorwacja, co byłoby bardzo na rękę udającym się tam niemieckim kawalkadom turystów (no bo jak tu płacić w kunach i lipach??). Zwodzenie Turcji jest potencjalnie katastrofalnym moralnym hazardem, bo wiadomo, że choćby Niemcy nie pozwolą na akces narodu liczniejszego od nich samych, a w dodatku islamskiego i mało stabilnego politycznie. Przyłączenie Ukrainy w obecnej postaci kompletnie odpada, na Gruzję machnięto ręką ubraną w salonowy sygnet, a kocioł bałkański zawsze będzie wrzał. W imię poprawności politycznej stworzono niezdrowy precedens, przyklepując na szczeblach rządowych wyrwanie Serbii historycznego serca jakim jest Kosowo. Ochoczo poparł to nasz miłościwie panujący premier, który jak na historyka ma jednak horrendalne dziury w wiedzy na temat historii państw Środkowej Europy. Dzięki tej furtce Rosja ochoczo przystąpiła do reaneksji na Zakaukaziu, przy bierności unijnych salonów gardzących godnością narodów w imię podtrzymania więzi generujących strumienie mamony.

Punkt widzenia zawsze będzie zależał od punktu siedzenia, co dodatkowo wzmagają działania licznych elit, za którymi ciągną się potężne grupy interesów. Co ważniejsze spośród nich to: francuscy i hiszpańscy farmerzy, lobby winiarskie oraz lewacko-ekologiczne; niemieckie i francuskie koncerny samochodowe i ogólnie zachodnioeuropejski przemysł ciężki, któremu nie w smak zbyt dobra jakość polskich marek podbijających zagraniczne rynki. Nie ma szans na harmonijną integrację w atmosferze wybiórczej ignorancji żywotnych racji całych narodów. Jeśli się nie postawimy jako kraj, to będziemy brukselskimi wasalami coraz niższej rangi. Platformerska science fiction skłonna jest co najwyżej tylko do przyklepywania kolejnych narodowych wyrzeczeń dla osiągnięcia partykularnych celów polityczno-koteryjno-biznesowych.

Dalsze wdrażanie i ewentualne nasilenie autokratycznych zapędów unijnej śmietanki grozi prowincjonalizacją i marginalizacją mniejszych państw, aż wreszcie za kilka bądź kilkanaście lat może dojść do narodowych rebelii i ostatecznego rozpadu organizmu, który ustrojony w piórka wolności i równości przepoczwarzył się w hydrę skrycie zakażoną duchem komunizmu. Nie zamaskują tego żadne, wielomiliardowe dotacje, dofinansowania, gdyż - mówiąc obrazowo - jednej ręce trzymającej worek pieniędzy towarzyszy czająca się druga ręka z pejczem władnym za niesubordynację nałożyć kary przewyższające owe dotacje. W takich okolicznościach zakulisowymi efektami ubocznymi będą żądania kolejnych wyrzeczeń ze strony obdarowywanych krajów ciągle uczonych „demokracji” i posłuszeństwa. Tak oto od demokracji przemierzono długą i ponurą drogę ku dennokracji.

Jeszcze ad vocem unijnych dotacji, czy zadano sobie głośne pytanie o przyszłą przynależność państwową magistrali drogowych i kolejowych, czy innych obiektów publicznych, budowanych w nowych krajach członkowskich przy większościowym finansowym wkładzie Brukseli? Pytanie naprowadzające: czy posiadacz ponad 50 proc. akcji w spółce akcyjnej zgodzi się na oddanie nad nią kontroli pomniejszym udziałowcom?

Ostateczne podsumowanie

Objętość bagażu cieni eurokołchozu jest przytłaczająca. W wielu wymiarach dominuje swym ciężarem nad eksponowanym przez unijne salony ogółem blasków będących nierzadko mirażami. Głównymi motywacjami przyświecającymi powstaniu tej panoramicznej analizy naszego status quo wewnątrz UE są: chęć rozbudzenia sumień, przywołania głosów rozsądku i wyrobienia sobie świadomości istnienia dalekosiężnych minusów przynależności do ponadnarodowego konglomeratu. Bardzo się to przyda do obiektywnej kalkulacji całego ewoluującego bilansu wszelkich, nie tylko materialnych, zysków i strat z członkostwa w tym eksperymentalnym hiperpaństwie. Należy się po trzykroć zastanowić, na kogo oddamy głos w nadchodzących eurowyborach, bo pod płaszczykiem łagodnej spolegliwości i okrągłych wyuczonych hasełek mogą się czaić sprzedawczyki mające za nic nasz interes narodowy.

Arpad77

Post scriptum: bardzo serdecznie dziękuję Wam wszystkim za ciepłe przyjęcie niniejszej minitrylogii oraz wszelkie miłe komentarze i konstruktywne uwagi. Niepopularne prawdy należy eksportować poza naszą społeczność celem skruszenia betonu zbiorowej ignorancji oraz przezwyciężenia stanu katatonicznej, błogiej hipnozy. W przeciwnym razie metodycznie, bez jednego wystrzału dokonany zostanie piąty rozbiór Polski (czwarty był w 1939 r.) przy walnym udziale polskojęzycznych salonowych targowiczan, serwilistycznie opasających wielkim łańcuchem kolesiostwa liczne wysokie stanowiska. Z tym ożywczym głosem sumienia pozostawiam szanownych Niepoprawnych Czytelników na jakiś czas do następnego „uderzenia”, zachęcając jednocześnie do kontemplacji zastanych realiów i oddolnej społecznej aktywności mającej tę rzeczywistość wydatnie ulepszyć.

Brak głosów

Komentarze

Ponownie - świetny tekst, nawet na 11 pkt. Smutne ale prawdziwe. Niby każdy z nas wie o tych podłych podchodach, niby wiemy o dosłownym, tylko nie wiem czy zamierzonym czy nieświadomym, kretyniźmie naszych władz, niby wiemy na co stać nasze kochane społeczeństwo. Jednak, dopiero pokazanie faktów chociaż by nawet w 3 częściach, ale jednym ciurkiem, sprawia, że widzimy w jakim bagnie jesteśmy. Nie do wiary, jeszcze wczoraj, czekając na 3 część wpisu, pomyślałam właśnie o tym samym, o piątym rozbiorze Polski. Tragiczne jest jednak to, że tym razem, my sami do tego rozbioru się przyczynimy. Władza PO swoją drogą, jednakże ciemne społeczeństwo, które za korzystne dla siebie obietnice, za którymi nic zresztą nie stoi, będzie popierać poczynania tych władz ( głosowania, sondaże) i samo dokona rozbioru naszego kraju. PO do władzy samo się nie dostało. Naród ich wybrał ( piszę naród, bo ja na nich nie głosowałam).Dziwię się tylko jak to możliwe, że POpowcy mają tak wysokie notowania wśród tzw " inteligencji". Nie chodzi mi o prawdziwych inteligentów. Piszę o powiedzmy ludziach kultury, dziennikarzach, ludziach biznesu i innych wykształciuchach. Wiem, że oni chcą dla siebie ugrać jak najwięcej: stanowiska, apanaże, kariery międzynarodowe, olbrzymie dochody. Ale na litość Boską, dla wszystkich nie wystarczy. Niby wykształceni a nie wiedzą, że mogą mieć przyzwolenie tylko na brykanie na własnym podwórku. Inteligencję, to decydenci unijni mają swoją. Im nasza jest nie potrzebna. Chyba, że do niecnych celów. Przykłady mamy już dzisiaj, o których mowa w tekście autora.
Tylko usiąść i płakać. Co robić? Czy niepodpisanie traktatu Lizbońskiego, powstrzyma choć trochę zakusy unijne, a nam da czas na wybranie słusznej i normalnej partii rządzącej?
Jak, cholerka obalić tą sprzedajną władzę, kiedy mają takie duże poparcie. Przecież w oczach większości tzw. mas, to my jesteśmy oszołomami.Same znaki zapytania.Znikąd odpowiedzi?
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#20017