Zawód: reporter

Obrazek użytkownika Rybitzky
Kraj

Reporter był białym mężczyzną po czterdziestce. Wyglądał całkiem zwyczajnie i zapewne nigdy nie poznałbym go gdzieś na europejskiej ulicy (biali są przecież tacy podobni), gdyby nie uśmiech. Reporter bowiem niemal cały czas uśmiechał się delikatnym, naiwnym uśmiechem dziecka.

Zaopiekowałem się dziennikarzem na rozkaz dowództwa. Przybył przecież z bratniego ludowego kraju, by opisać osiągnięcia naszej Rewolucji. Należało więc jak najbardziej ułatwić mu pracę. Bynajmniej nie służyłem mu za przewodnika. Dowództwo nie chciało wprowadzać naszego gościa w zakłopotanie. Miał czuć się komfortowo i wędrować po stolicy sam – przy naszej dyskretnej pomocy.

Początkowo Reporter nie był zbyt zresztą zbyt chętny do opuszczenia dzielnicy dyplomatycznej. Wędrował po przyjęciach w ambasadach bratnich krajów i tam rozmawiał z ludźmi. Jak szybko zauważyłem, naszego gościa najbardziej interesowały osoby związane z upadłym reżimem, które odpowiednio wcześnie dostrzegły swoje błędy i przystąpiły do postępowych sił Rewolucji.

Z kilkoma tymi ludźmi miałem okazję rozmawiać wkrótce później, w okolicznościach nieco innych niż bankiety. Miałem z nimi wiele spraw do obgadania, ale – pamiętając o zadaniu – pytałem tych ludzi o Reportera. Okazało się, że naszego przyjaciela z Europy interesuje głównie dwór obalonego władcy. Początkowo niezbyt spodobał mi się akurat ten kierunek zainteresowań Reportera, ale przypomniałem sobie, że przecież przyjechał on do nas nie ze zgniłego Zachodu.

Wkrótce otrzymałem zresztą wykonane specjalnie dla mnie tłumaczenie wcześniejszych dzieł Reportera, co upewniło mnie, że jest on osobą oddaną idei Rewolucji i nie muszę spodziewać się z jego strony żadnej nieodpowiedzialności. Odetchnąłem z ulgą, a następnie zadzwoniłem do więzienia. Mieliśmy tam przecież sporo cennych źródeł wiedz o życiu na dworze władcy.

Nie byłem pewien, jak Reporter zareaguje na widok swych rozmówców. Niestety, rewolucyjna sprawiedliwość zostawiła na ich ciałach sporo śladów. Jednakże dziennikarz uśmiechnął się tylko na swój sposób i otworzył notes.

Raz nawet nasz gość bardzo nam się przysłużył. Obudził się z początkowego letargu, wykorzystał zdobyte na bankietach kontakty i wyruszył sam w ciemne zaułki naszej stolicy. Rzecz jasna, otoczyliśmy go troskliwie najlepszymi ludźmi. Pewnie się domyślał, że nie jest sam, gdyż bez strachu wędrował przez miasto pogrążone jeszcze w nieuniknionym rewolucyjnym chaosie.

Okazało się, iż Europejczyk dokonał czegoś, z czym nie mogły poradzić sobie nasze służby – odnalazł jednego z ważniejszych sługusów tyrana. O tym, oczywiście, przekonaliśmy się nie od razu. Czekaliśmy całą noc pod domem, do którego wszedł Reporter. Gdy nad ranem wyszedł odczekaliśmy chwilę i sprawdziliśmy z kim się spotkał. Nie była to prostytutka – przyznam, że rozważałem taką ewentualność – był to pomocnik szambelana.

Powróciwszy do ojczyzny Reporter odnotował ponoć wielki literacki sukces. Z pewnością zasłużony. Mogę to najlepiej ocenić, bo kiedy tłumaczenie dzieła dotarło do naszego Urzędu dostałem awans, premię i pochwałę.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)