Wojna na gruzach III RP

Obrazek użytkownika Rybitzky
Kraj

pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność,
w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem,
ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej
jako prawa podstawowe dla państwa
oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym

Fragment preambuły Konstytucji RP

Przykład konstytucji z 1997 roku pokazuje w jaki sposób funkcjonowała III RP. Elity polityczne stworzyły marnej jakości dokument, a następnie przez kilka lat zapewniały o jego rzekomej perfekcyjności. Tymczasem skrojona do bieżących potrzeb ustawa zasadnicza szybko zaczęła wykazywać bezużyteczność.

Póki Polska była przykryta kloszem specyficznej poprawności politycznej ewidentne braki obowiązującej konstytucji nie wychodziły na jaw. Jednak od czasu, gdy w 2005 roku wydarzenia na scenie politycznej gwałtownie przyspieszyły, konstytucyjny mechanizm zaczął się zacinać. I już nie będzie działał dobrze.

Mętne zapisy ustawy zasadniczej w żaden sposób nie mogą objąć realiów ostrego politycznego konfliktu. Zaznaczmy przy tym, iż ów konflikt jest dla demokracji całkiem zwyczajną rzeczą. Tyle tylko, że w wielu innych państwach tworząc prawne podstawy funkcjonowania państwa przewidziano wiele różnych ewentualności. Zaś w Polsce wyobraźnie twórców konstytucji nie sięgała dalej, niż do końca prezydentury Lecha Wałęsy.

Tym właśnie była (jest?) III RP - państwem, gdzie każdy element został podporządkowany doraźnym interesom grup akurat trzymających władzę. Obecny konflikt prezydenta z premierem jest kolejnym etapem upadku dawnej hipokryzji. Już nikt nie powie, że konstytucja to świetny dokument - bo teraz łatwo dostrzec to, co przez lata ukrywano pod gładkimi słówkami. Nasza ustawa zasadnicza to bubel wymagający natychmiastowej zmiany.

Niestety, to właśnie obecny kształt konstytucji przyczynia się w znacznym stopniu do sytuacji, w której żadna zmiana tego dokumentu nie jest możliwa. Propozycje zmian wnoszone przez poszczególne partie to mrzonki. Przynajmniej do czasu, aż któraś partia nie zdobędzie w parlamencie większości konstytucyjnej.

Na razie musimy się przygotować na długi okres politycznej wojny przekraczającej swym rozmiarem wszystko, co znaliśmy do tej pory. Gdy nie ma zasad (a konstytucja z 1997 ich nie daje) liczą się tylko zasady silniejszego.

Brak głosów