Osądzić "Solidarność"

Obrazek użytkownika Rybitzky
Humor i satyra

Przyszli po niego nad ranem. Policjant dowodzący akcją był uprzejmy, lecz bardzo stanowczy:

- Redaktor Krzysztof Leski? Jest pan aresztowany pod zarzutem działania na szkodę państwa poprzez przynależność do NSZZ „Solidarność” w 1981 roku. Proszę pójść z nami.

Leski nie stawiał oporu. Odwrotnie – był już nawet gotowy do drogi. Wziął niewielką torbę z rzeczami osobistymi i podał funkcjonariuszom ręce do skucia.

Redaktor spodziewał się takiego obrotu rzeczy już od czasu dumnej przemowy generała Jaruzelskiego. Zaraz po uniewinnieniu przez sąd członków WRON, Jaruzelski ogłosił początek walki o dziejową sprawiedliwość:

- Sędziowie uznali racje moje i moich współpracowników! W 1981 roku ocaliliśmy kraj przed zapaścią gospodarczą do której niechybnie doprowadziłaby „Solidarność” swymi nieodpowiedzialnymi działaniami. Teraz można powiedzieć głośno, że „Solidarność” zniszczyłaby Polskę. Prawdziwi patrioci, tacy jak ja, nie mogli na to pozwolić. Stąd dramatyczna decyzja o stanie wojennym.

Zgromadzeni za plecami Jaruzelskiego komunistyczni działacze zgodnie pokiwali głowami. Generał Kiszczak uśmiechał się szeroko. Ich liczne dolegliwości, jakie zgłaszali podczas procesu, zdawały się być nagle cudownie uleczone. Rześcy staruszkowie z radością słuchali swego przywódcy. A ten kontynuował:

- W 1981 roku i później udało nam się ukarać część wichrzycieli, ale przecież nie wszystkich. Poza tym internowanie było tylko półśrodkiem. Teraz czas na prawdziwy proces członków „Solidarności”. Niech odpowiedzą za liczne nadużycia jakich się dopuszczali, które doprowadziły do rozpadu polskiej gospodarki. Obecnie, gdy dzisiejszym wyrokiem sąd udowodnił, że Polska jest znów państwem prawa, ja oraz moi koledzy zgłosimy odpowiednie wnioski do organów ścigania.

Dziennikarze przyjęli wypowiedź generała z pewnym niedowierzaniem. Szybko jednak okazało się, iż Jaruzelski nie żartował. Prokuratury w całym kraju otrzymały zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa dotyczące członków pierwszej „Solidarności”. Tysiące zawiadomień, najwyraźniej przygotowywanych przez lata. Policjanci ruszyli poszukiwać podejrzanych.

Brak głosów