Bohater, odc. 11 (Autobiografia)

Obrazek użytkownika Rybitzky
Humor i satyra

Lech Walezy zdjął okulary i położył książkę na kolanach. Szczera, robotnicza twarz rozciągnęła się w uśmiechu:

- Świetna robota synu!

- Dzięki, tato - Jarek Walezy w myślach odetchnął z ulgą. - Przegapiłem sporo głosowań pisząc twoją autobiografię.

- Dlatego sprawiedliwie podzielę się z tobą zyskami. „Prawdziwa droga" z pewnością trafi na listy bestsellerów. Może już trafiła?

- Dopiero wiozą ją do księgarń. - Jarek spiął się w sobie i zdecydował na krytyczną uwagę - Tato, mogłeś zerknąć na ten materiał trochę wcześniej. Zanim książka poszła do druku.

- E, daj spokój - Lech machnął ręką. - Nie miałem czasu. Ciągle mnie do różnych telewizji zapraszali. - Były prezydent zachichotał niczym mały chłopiec. - Wiesz, muszę gnębić tych frajerów z IPN i Partii Sprawiedliwości. I tych cholernych Kaczkowskich. Myśleli, że mogą mnie załatwić! He, he!

- Na pewno okazało się to trudniejszym zadaniem, niż myśleli - Jarek się nie śmiał, nadal pamiętał stres ostatnich miesięcy.

- Mnie nie można załatwić! - stwierdził Lech Walezy i w charakterystycznym geście włożył dłoń za połę marynarki.

***

Rodzina Walezych miała powody do satysfakcji. Rzeczywiście mogło się wydawać, iż Lech Walezy jest nietykalny. Wprawdzie książka historyków IPN narobiła sporo medialnego zamieszania, lecz dziennikarze skierowali ostrze krytyki głównie przeciw autorom. Wkrótce historycy bali się przyjść do jakiekolwiek telewizyjnego lub radiowego studia - wiedzieli bowiem, iż nikt tam nie będzie chciał słuchać ich argumentów.

Po kilku tygodniach temat został wypchnięty z serwisów i gazet. Zastąpiono go informacjami o zbliżającej się fecie na cześć Walezego. Były prezydent szybko zrozumiał, iż nie ma się już czego bać. Zamiast strachu, ogarnął go triumfalny nastrój. Znów był pewnym siebie polskim bohaterem. Otwierał szkoły swego imienia, spotykał z europejskimi politykami i szybko „napisał" autobiografię. Patrząc na rosnące słupki społecznego poparcia, zaczął nawet myśleć o odbudowie kariery politycznej.

Lecz nie wszyscy podzielali optymizm Walezego. Wielu Przyjaciół uważało, że ze zbyt ciekawskimi historykami należy rozprawić się ostatecznie. Autorzy książki o Walezym mieli stać się przykładem dla innych.

***

- Mam coś dla ciebie.

- To super. Dalej o tym złamasie Sumowskim?

- Nie... O nim kiedy indziej. Na razie dobrze ci idzie. Teraz mam coś innego. Czytałeś tę książkę o Walezym?

- Nie, nie bardzo... Długa taka... Poza tym tam przecież same kłamstwa siepaczy od Kaczkowskich. A co?

- Jak nie czytałeś, to zajrzyj. Tam oni piszą o jednym naszym koledze...

- Naszym?

- Naszym!

- Aha, rozumiem. No i co?

- Otóż, kiedyś nam nie pasowało, by kolega pojawił się w sądzie lustracyjnym. Więc bez większych problemów przekonaliśmy sąd, że człowiek nie żyje.

- O, w jaki sposób? Łapówka, zastraszenie, szantaż?

- Nie, wysłany do niego list wrócił z adnotacją od listonosza „adresat zmarł".

- Aha... I co z tym gościem?

- Otóż, gdybyś czytał książkę, to byś wiedział, że panowie historycy z IPN też to łyknęli. Napisali, że nasz kolega zmarł, a on nadal żyje i cieszy się dobrym zdrowiem. Teraz rozumiesz?

- Oczywiście.

- No to do roboty, redaktorze, do roboty.

Brak głosów