50 lat z Fidelem

Obrazek użytkownika Rybitzky
Świat

50 lat temu to wydarzenie doprowadziło do zmiany światowego układu sił. Dziś mało kto o nim pamięta. 1 stycznia 1959 roku prezydent Fulgencio Batista uciekł z Kuby pozostawiając oszołomionych gości własnej zabawy sylwestrowej. Zostawił kraj nowemu dyktatorowi – Fidelowi Castro.

Kilka lat wcześniej Castro rozpoczął walkę z wojskiem Batisty. Trzeba przyznać, że miał cojones – w pewnym momencie dysponował ledwie kilkunastoma ludźmi. Jednakże pozorna ideowość „rewolucjonistów” przyciągała do nich coraz szerszą rzeszę ochotników. Kubańczycy były zmęczeni całkowicie zdemoralizowanym reżimem Batisty. Nie wiedzieli, iż brodaci partyzanci zafundują im los jeszcze gorszy.
Tak naprawdę wszystkim wydawało się, iż Castro zostanie jednym ze „zwykłych” latynoamerykańskich dyktatorów i będzie dla USA kolejnym z „naszych sk…synów”. Zwycięstwo Castro przyjęto w Waszyngtonie bardzo ciepło.
 
Jak wiemy, otrzeźwienie przyszło bardzo szybko. Castro przystąpił do wprowadzanie na Kubie systemu sowieckiego. Jak sugerują historycy, zrobił to tylko z jednego powodu. Obserwując uważnie europejskie doświadczenia uznał, iż to komunizm da mu najwięcej osobistej władzy. Bo tego, niczego innego, zawsze pożądał – nieograniczonej władzy nad Kubą.
 
W ten sposób kilkadziesiąt mil od brzegów USA pojawiła się gigantyczna sowiecka baza, co doprowadziło niemal do wybuchu III wojny światowej. A Kuba została zamieniona w tropikalne więzienie.
 
Dziś Fidel Castro jest w stanie agonalnym – podobnie jak jego państwo. Kuba stała się groteskowym skansenem komunizmu, który w dodatku najcięższe chwile ma zapewne jeszcze przed sobą. Viva la Revolucion!

 

Brak głosów