Prestiż premiera ważniejszy niż utrata setek miliardów Euro i 200 tys. miejsc pracy

Obrazek użytkownika Janusz 40
Kraj

Sejm odrzucił wniosek PIS o ogólnopolskie referendum w sprawie renegocjacji pakietu energetyczno-klimatycznego podpisanego w grudniu 2008 r. przez premiera Tuska. To, że Tusk winą za skutki tego pakietu obciąża Ś.P. prezydenta L. Kaczyńskiego - już wszyscy się do tego śmiesznego zarazem i kretyńskiego sądu przyzwyczaili. Tusk nie jest człowiekiem zdolnym do przyznania się do błędu - mógłby przecież jego wizerunek polityczny ucierpieć, a może także naraził by jakieś interesy jego zachodnioeuropejskich mocodawców. Każdy pętak chyba by wiedział, że jeżeli pakiet jest niekorzystny, to trzeba go zawiesić i zażądać renegocjacji, ale nie on - on będzie wmawiał, że to nie on jest winien, ale nic nie zrobi, by ten stan zmienić. Prawda jest oczywiście inna - to, co podpisał Tusk, to zupełnie co innego niż wynegocjował Prezydent Kaczyński. Gdyby pakiet był skonstruowany wg wersji L. Kaczyńskiego - Polska do 2020 r. nie musiałaby zapłacić nawet grosza, a jeszcze mogłaby zarobić sprzedając pozwolenia na emisję CO2, których miałaby nadmiar.

Dziwi jednak niezmiernie stosunek posłów rządzącej koalicji do kwestii pakietu klimatycznego; sądząc po reakcji tej części izby poselskiej (niepohamowane wybuchy śmiechu przerywające poważne wystąpienia posłów opozycyjnych) - właściwie to nie mieli chyba żadnego pojęcia czego dotyczy sprawa. Zapewne jakiś poseł prowadzący dostał instrukcje od rządu i pozostali patrzyli na niego jak mają głosować. A śmiechy - dlaczego nie - mamy władzę i nie musimy się przepracowywać, ważne, by jak najdłużej ją trzymać i jak najwięcej sie nachapać. jakiekolwiek zwycięstwo wniosku ze strony opozycji mogłoby osłabić władzę, lub prestiż i notowania Tuska.

Perspektywa katastrofalnych skutków dla narodowej gospodarki w wyniku wdrożenia tego skrajnie niesprawiedliwego - obciążającego właściwie tylko Polskę - pakietu klimatycznego, jest dla posłów koalicji mniej ważna od jakiegokolwiek zdyscyplinowania pożal sie Boże - premiera.

Taka sytuacja przypomina mi inną - z własnych doświadczeń; mianowicie - próbowałem nauczyć żonę jazdy samochodem, otóż w obliczu stojącego na trasie jazdy potężnego słupa wydałem polecenie - przyhamuj i skręć w prawo, by ominąć przeszkodę. Nie po to żona przez kilkanaście lat zabiegów usytuowała ostatecznie męża pod pantoflem, by teraz go słuchać. Oczywiście - nacisnęła na gaz i nie wykonała skrętu. Dobre auto do kasacji (kilkuletnie oszczędzanie diabli wzięli), ale uratowana została rzecz ważniejsza - nie będzie maż mi się tu rządził

Brak głosów