Ciągoty do "urawniłowki"

Obrazek użytkownika Janusz 40
Kraj

Minister Kosiniak Kamysz wystąpił jako harcownik by zbadać społeczną reakcję na możliwość wprowadzenia nowej wersji waloryzacji rent i emerytur. Przypomnijmy - obowiązuje obecnie waloryzacja o wskaźnik inflacji plus 20 % średniego realnego wzrostu płac. W myśl propozycji ministra świadczenia waloryzowane byłyby wszystkim, a tylko najbiedniejszym dodatkowo o realny wzrost płac. Minister chce to skonsultować z pracodawcami (nie wiadomo po co) i związkami zawodowaymi. Cytowany jest już głos przedstawicielki OPZZ, która oczywiście popiera ideę większej waloryzacji dla najuboższych, ale nie kosztem innych emerytów. W sukurs ministrowi pracy przyszedł dyżurny poplecznik rządu ze sfer gospodarczych - Jeremi Mordasewicz - oczywiście popierając projekt, który dodatkowy wzrost świadczeń dla najubnoższych ma finansować poprzez likwidację wspomnianego dwudziestoprocentowego dodatku dla emerytów bogatszych.

Propozycja przedstawiona przez Kosiniaka Kamysza jest sformułowana z zachowaniem najwyższego stopnia dyskrecji w sprawie pozbawienia ustalonego dodatku do emerytury dla owych bogatszych, za to naszpikowana jest ogromną porcja demagogii w stylu - im 140 zł, a tym ubogim 30. Nie podaje, jaka jest linia graniczna dzieląca te dwie różnie uposażone grupy i nie podaje oczywiście jak to wygląda w liczbach. To zrozumiałe, gdyż wówczas każdy mógłby obliczyć ile milionów (a może miliardów) rząd na tej operacji zamierza zarobić (oszczędzić). Nie ulega wątpliwości, że to jest rzeczywistem celem owej propozycji.

Pojawiają się już komentarze - zróżnicowane - w zależności od punktu siedzenia. Można się zgodzić oczywiście, że dopóki nie wejda w 100 % wszystkie roczniki do nowego systemu emerytalnego, dopóty nie można mówic o pełnej sprawiedliwości; dopiero od 1999 r. ustalona jest zasad zdefiniowania składki emerytalnej, dopiero teraz wysokość świadczenia uzależniona jest od sumy wniesionych składek. Kiedyś wystarczało przepracować 5 lat przed wiekem emerytalnym, by uzyskac pełną emeryturę, później była kombinacja związana z ostatnimi dwunastoma latami itd. - roczniki z tego "portfela" jeszcze żyją i emeryturę pobieraja. Była też przez dziesieciolecia "waloryzacja" kwotowa (zasada jednakowych żołądków). To prowadziło do sowieckiej "urawniłowki". Zresztą rząd Tuska też nie powstrzymał sie od pokusy takiej (niezgodnej z prawem) kwotowej waloryzacji. Oczywiście minister Kamysz i rząd, gdyby rzeczywiście mieli zamiar uczynić system emerytalny (w odniesieniu do wszystkich grup "starych portfeli") uczynić sprawiedliwym - powinni coś z tym zrobić, ale nie metodą grubego drwalskiego topora, tylko precyzyjnie, wnikliwie i z rzeczywistą troską o bardzo już posuniętych w wieku ludzi.

Inną sprawą jest niefrasobliwe podejście do podstawowej zasady leżącej u podstaw obecnego systemu emerytalnego - mianowicie - właśnie uzależnienie waloryzacji od sumy składek. Zakusy zamiany wloryzacji dodatkiem kwotowym, do czego dopuścił się już raz rząd premiera Tuska, to karygodna zabawa nieodpowiedzialnych chłopców majstrujacych przy niewypale. Prowadzi to bezpośrednio do wspomnianej komunistycznej "urawniłowki", która w dużym stopniu likwiduje motywacje do uczciwej pracy i generuje wzrost szarej i czarnej strefy. Nawet taka zakamuflowana "urawniłowka", jaką proponuje minister Kosiniak Kamysz, też niesie za soba takie zagrożenie

Brak głosów