Wieczory majowe

Obrazek użytkownika Mohair Charamassa
Kraj

Wieczory majowe, a wkrótce czerwcowe mają to do siebie, że nie muszą wieczorów udawać. W odróżnieniu od zimowych, długich popołudni nie zaczynają się rano. Można siąść, wyciszyć się po pracy i pomyśleć o tym, co przyniosł dzień, kończący się spokojnym zmierzchem.

Wczoraj, w takiej chwili, odebrałem telefon. Dzwoniła córka z wypadu do Krakowa, na który namówili ją znajomi. Nie mogła znaleźć kwatery na cmentarzu Rakowickim i grobu, w którym pochowany jest jej pradziadek. Z moją i mojej Mamy pomocą udało się grób odnaleźć, więc nic dziwnego, że moje dumanie na tarasie zwróciło się w tym kierunku.

Ja nigdy dziadka nie spotkałem. Wiem z opowieści rodziny, że pod koniec Powstania w Warszawie, na ulicy Kruczej, w zakładzie, który prowadził urządził punkt sanitarny dla rannych powstańców. Przyjaciel rodziny, który widział go po raz ostatni, opowiedział Mamie, że po upadku Powstania zabrano ich do obozu, a dziadek nie chcąc zostawić umierających podopiecznych udał się tam z nimi. Do obozu nie dotarł nigdy – zmarł podczas transportu na zapalenie płuc w wieku 46 lat.

Miał ośmioro dzieci. Najstarszy syn zginął w Powstaniu, młodszy - też żołnierz AK – tułał się po świecie i mógł odwiedzić Polskę dopiero wtedy, gdy takie powroty nie groziły już strzałem w potylicę.

To dziwne, lecz dopiero wczoraj, po telefonie córki, dotarło do mnie, że nikt nigdy w rodzinie nie mówił o Dziadku: on był bohaterem. Ja też nie chcę. Owszem, czuję, że moim obowiązkiem jest dać świadectwo, bo w powojennym chaosie i komunistycznym bałaganie nikt nie miał głowy by o tym pomyśleć. Wtedy imperatywem było: przetrwać i żyć dalej. Pozbierać dzieci porozrzucane po domach dziecka na Śląsku, znaleźć mieszkanie w zburzonej Warszawie, wyżywić i posłać do szkoły. To było najważniejsze …

- Jak mogę zostawić tych chłopców, przecież nie mogę! – to były ostatnie słowa ojca, które mojej Mamie przekazał ów znajomy.

Nie lubię patosu. Jednak wczoraj nie mogłem zasnąć. Przed jakim wyborem musieli stawać ci, przed którymi los postawił dylemat: najświętszy obowiązek, czy troska o najbliższych.

Coż znaczą nasze dylematy? Czyż nie śmieszą spory, którymi na co dzień tak się ekscytujemy? Znam chyba odpowiedź. Mój dziadek miał rację. On był bardziej potrzebny tym, którzy umierali. Ktoś przecież musiał trzymać ich za rękę w takiej chwili …

A co najważniejsze – i o tym myślałem zanim udało mi się zasnąć – nikt nigdy nawet słowem nie wspomniał: ojciec nas zostawił.

Oni wiedzieli, że tak trzeba było zrobić. I za to ich szanuję.

Brak głosów

Komentarze

To były piękne czasy. Używam tu słowa "piękne" nie po to, by zakłamywać tamtych czasów grozę i bezmiar cierpienia ludzi. Czynię to po to, by podkreślić heroizm wielu spośród tamtego pokolenia, gdy ludzie wiedzieli, że należy się zachować "jak trzeba", tak jak Inka i Twój Dziadek.

Jakże nędznie w porównaniu wypadają te wszystkie ludzkie szmaty, politykami, dziennikarzami, czy celebrytami zwane, te poniemieckie premiery, ruskomyślące prezydęty i inne sprzedajne łżemendialne istoty.

Niech Pan Bóg przyjmie tamtych sprawiedliwych Polaków do Swojej Chwały, a Duch Święty, wiejący dziś z wyjątkową Mocą przez polską ziemię, odmienia jej oblicze i serca ludzi na polskiej ziemi żyjących.

Pozdrawiam Niepoprawnie

krisp

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0
#358440

Ku pamięci Twojego Dziadka i innych mieszkańców ul. Kruczej z czasów Powstania: zdjęcie z początku  pazdziernika 1944 roku, przedstawia ich, gdy wygnani opuszczają swoje domostwa.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#358463