Nie czytam, brzydzę się, ale oceniam. Żakowski i głupota

Obrazek użytkownika elig
Kraj

tak zwanego "Salonu". Opisane w tytule postępowanie to rytualny gest potwierdzający przynależność do stada. Świadczy o tym wywiad Jacka Żakowskiego dla TVP Info omówiony przedwczoraj przez portal Wpolityce.pl / http://wpolityce.pl/wydarzenia/71767-zakowski-mowi-ze-nie-czytal-resortowych-dzieci-ale-swoje-wie-to-jest-klasyczna-manipulacja-klasyczne-klamstwo /.

Czytamy : " [Żakowski] mówi, jednocześnie z rozbrajającą szczerością przyznając: Celowo nie czytałem tej książki, żeby nie zaburzać moich relacji z ludźmi".

Chodziło oczywiście o "Resortowe dzieci - media". Żakowski zaprzecza jednak sam sobie, gdyż wcześniej stwierdza: "Fragment w tej książce poświęcony mnie to jest skrót tekstu zamieszczonego w Gazecie Polskiej chyba trzy lata temu.".

Widać jasno, że nie tylko czytał on książkę, ale jeszcze zrobił kwerendę w sieci i odnalazł dawny artykuł Doroty Kani i Macieja Marosza z "Gazety Polskiej" opublikowany w lutym 2010 / http://plockaprawica.net/news.php?readmore=3559 /. Po co więc kłamie? Jego postępowanie jest typowe dla przedstawicieli tzw. Salonu III RP. Dokładnie tak samo traktowali oni publikacje Cenckiewicza i Gontarczyka oraz Zyzaka o Lechu Wałęsie, czy biografię Ryszarda Kapuścińskiego pióra Domosławskiego.

To samo krygowanie się, wyrażanie swego obrzydzenia tak wstrętnymi książkami i gorące zapewnienia: nie wezmę tego świństwa do ręki, bo byłoby to haniebne. Ci strojący takie fochy "ętelektualiści" uważali za normalne, że wygłaszają opinie o czymś, czego według ich własnych wyznań - na oczy nie widzieli.

Co może powodować takie zachowanie ludzi, którzy nie są przecież głęboko upośledzeni intelektualnie? Nie chodziło im oczywiście o widzów, słuchaczy lub czytelników. Ci nie sądzą przecież, że Żakowski naprawdę nie zajrzał do "Resortowych dzieci...", by z wypiekami na policzkach sprawdzić - jak go tam obsmarowano? Nikt w takie coś nie uwierzy.

Odpowiedź na powyższe pytanie dał jednak sam Żakowski, stwierdzając: "by nie zaburzać moich relacji z ludźmi". Jakimi ludźmi? Ano z tymi którzy należą do Salonu. Stwierdzenie "nie czytałem..." [w domyśle - tego świństwa] to rytualny gerst potwierdzajacy, że wciąż się jest lojalnym członkiem stada, do którego należą Michnik, Paradowska, czy Maziarski. Podanie tego w watpliwość przez kogokolwiek byłoby właśnie tym "zaburzeniem relacji".

Jest zabawne, że tego mechanizmu nie nie rozumieją niektórzy prawicowi blogerzy i próbują zupełnie bez sensu małpować tę manierę, choć niczego wspólnego z Salonem nie mają. Najlepszym przykładem jest tu Coryllus, który książkę Gadowskiego "Wieża komunistów" oceniał po okładce, a dzieło Domosławskiego o Kapuścińskim - po wadze. W prawicowych środowiskach ten "kod kulturowy" jednak nie funkcjonuje i bloger się tylko wygłupił.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)