Propaganda - cz. 2

Obrazek użytkownika Rafał Brzeski
Historia

Zadaniem propagandy w warunkach konfliktu jest osłabianie morale wrogiego obozu i umacnianie morale własnej społeczności.

Głównym celem propagandy jest przede wszystkim osłabienie woli walki i chęci oporu przeciwnika.

Doświadczenia wyniesione z I wojny światowej skutkowały pracami nad teorią propagandy, nowym orężem, który wymagał bardzo umiejętnego stosowania.

Do podstawowych zasad zaliczono:

• utrzymanie w tajemnicy źródła powstawania propagandy i jeśli to możliwe kanałów jej rozpowszechniania,
• dokładne rozpracowanie podatności przeciwnika na działania propagandowe,
• przygotowanie dobrze przemyślanej strategii propagandowej,
• zapewnienie jednolitego i konsekwentnego nadzoru nad realizacją tej strategii.

Przestrzeganie ostatniej zasady jest koniecznym warunkiem powodzenia, bowiem chcąc oddziaływać propagandowo na przeciwnika należy mówić jednym głosem. Współpraca propagandystów jest imperatywem. Ideałem jest, żeby wszystkie media, wszystkie kanały komunikacji społecznej rozpowszechniały ten sam przekaz. Rozbieżność w przekazie i sprzeczność argumentacji może doprowadzić do powstania wątpliwości u odbiorców, rozbudzić chęć dotarcia do prawdy i w konsekwencji może spowodować zawalenie się strategii propagandowej. Chęć uniknięcia tego zagrożenia leży zapewne u źródła porozumienia ACTA oraz trudności TV Trwam i Radia Maryja.

Liczbę koncepcyjnych rozwiązań agresywnych kampanii propagandowych ograniczają w zasadzie tylko możliwości techniczne i pomysłowość propagandystów. Istnieją jednak sprawdzone kanony. Do nich należą między innymi:

• uwypuklanie własnych sukcesów i prawdziwych lub domniemanych porażek przeciwnika,
• przesadna prezentacja własnych możliwości,
• podkolorowywanie własnego potencjału,
• przedstawianie moralnej wyższości swojej strony,
• straszenie przywództwa przeciwnika odpowiedzialnością po przegranej,
• wzbudzanie w społeczności przeciwnika wątpliwości w sprawność i uczciwość jej przywódców,
• prowokowanie niesnasek i podziałów w obozie przeciwnika,
• wpajanie w społeczność przeciwnika przekonania, że jest oszukiwana przez swoich przywódców,
• kreowanie w społeczności przeciwnika wrażenia, że jest nieuczciwie wykorzystywana przez swoich sojuszników.

Pierwszym etapem niszczącej kampanii propagandowej jest zdobycie zaufania odbiorców, wykreowanie autorytetów i otwarcie świadomości odbiorców na ich argumenty.

W drugiej fazie atakuje się powszechnie szanowane instytucje przeciwnika, tradycyjne przekonania, porządek wartości i przestrzegany przez pokolenia ład moralny. Unikać przy tym należy podsuwania jakichkolwiek „zamienników”. Celem działań „rozmiękczających” jest bowiem nie tyle przeorientowanie ustalonego porządku, co wywołanie chaosu myślowego i pustki moralnej prowadzących do cynizmu i wątpliwości we własną zdolność dokonania oceny rzeczywistości.

Trzecie stadium zdominowane jest przez fałsz. „We mgle kłamstwa i fałszu toną i gubią się rzeczywiste wartości człowieka – odwaga, heroizm, dzielne znoszenie cierpienia, uczciwość, rzetelność. Kłamstwo je minimalizuje i czyni nieistotnymi. Plami je i bezcześci.”[1] Dlatego dozwolone są wszelkie kłamstwa kreujące psychozę lęku. Bliżej nieokreślonego lęku, gdyż obawa przed konkretnym zagrożeniem może skłonić odbiorców do zwarcia szeregów, natchnąć ich patriotyzmem i zmobilizować do obrony.

Finał kampanii sprowadza się do utrzymania stanu chaosu, wpajania przekonania o bezcelowości oporu, likwidowania w zarodku wszelkich inicjatyw, promocji cynizmu prowadzącego do korupcji oraz paraliżowania prób organizacji życia społecznego.

Analityk antyniemieckich działań propagandowych lat wojennych Charles Rolo zalecał żeby:

• nie przekonywać Niemców iż Alianci wygrają wojnę, tylko że to Niemcy nie są w stanie wygrać wojny,
• nieustannie straszyć Niemców rosyjskim mrozem i potęgą amerykańskiego przemysłu, który co 5 minut produkuje jeden samolot,
• grając na próżności, zazdrości i chciwości wzbudzać niesnaski wśród przywódców,
• stale przypominać Niemcom o milionach zabitych i milionach tych, którzy jeszcze zginą w obronie przestępczego kierownictwa III Rzeszy, które obciążyło niemiecki naród „potwornym spadkiem nienawiści”.[2]

Podczas I wojny światowej obie strony konfliktu znały źródło adresowanej do nich propagandy. Było wiadomo, z której strony frontu lecą pociski propagandowe lub samoloty i balony rozsiewające ulotki. Zasięg „kolportażu” był jednak ograniczony. Pociski nie sięgały dalej niż linia frontu zaś z samolotów szybko zrezygnowano, gdy Niemcy ogłosili, że będą rozstrzeliwać strąconych lotników złapanych na rozrzucaniu ulotek. Zostały balony propagandowe, których produkcja nie przekraczała 2000 tygodniowo. Jeden balon zabierał maksimum 1000 ulotek, które przenosił w najlepszym razie na odległość do 200 kilometrów za linię frontu, a i to pod warunkiem, że wiatr był sprzyjający.[3]

Rosnąca popularność pierwszego medium elektronicznego – radia - nadała nowy wymiar propagandzie. Propagandowy przekaz drukowany – ulotka, gazeta, plakat, książka – daje możliwość powrotu (wieloktrotne przeczytanie tekstu) i refleksji, a zatem opiera się na sile argumentu. Przekaz radiowy (a także telewizyjny) zdecydowanie ogranicza możliwości powrotu i zasadza się na sile emocji rozbudzanych i nakręcanych przy pomocy umiejętnego operowania faktami, sloganami, symbolami, aluzjami i męczennikami za sprawę tworząc swoistą „kolektywną histerię, która rozszerza się i wzrasta aż w końcu tłumi głos trzeźwych obywateli i poważnych gazet”.[4]

Rozwój techniki nadawania sygnału radiowego dał też, począwszy od drugiej połowy lat 1930-tych nowe możliwości kamuflowania źródła sygnału, co prowadziło do obowiązujących do dzisiaj rozgraniczeń w działalności propagandowej.

Wyróżniono propagandę jawną, „białą”, której źródło i miejsce nadawania było znane, czego konsekwencją były nadawane treści - prawdziwe lub bardzo zbliżone do prawdy. Przy znanym źródle, podanie łatwych do zdemaskowania kłamstw lub spreparowanych treści groziło nie tylko komplikacjami dyplomatycznymi, ale przede wszystkim utratą wiarygodności, a co za tym idzie skuteczności oddziaływania.

Źródło oraz miejsce nadawania propagandy „czarnej”, zwanej też „tajną” było strzeżonym pilnie sekretem, co pozwalało na rozpowszechnianie każdego kłamstwa pod warunkiem, że brzmiało ono wiarygodnie. „Mózg” brytyjskiej „czarnej” propagandy lat II wojny światowej, przedwojenny korespondent dziennika Daily Express w Berlinie, Sefton Delmer zalecał z naciskiem: „Dokładność przede wszystkim. Nie wolno nam kłamać przypadkowo lub z niechlujstwa, kłamiemy wyłącznie zgodnie z planem!”[5]

W gruncie rzeczy powyższe rozgraniczenie jest mylące, gdyż bez względu no to, czy propaganda jest jawna, czy tajna, to jej celem jest sianie psychologicznej dywersji w obozie przeciwnika, deprecjonowanie autorytetu aparatu władzy i podżeganie do buntu przeciwko rządzącym. Jednak mimo tej wady rozgraniczenie na „białą” i „czarną” propagandę nadal obowiązuje.

Propaganda „biała”.

W unikaniu nachalnej propagandy celowała brytyjska BBC, dzięki czemu w trakcie II wojny światowej zgromadziła olbrzymi kapitał wiarygodności. Wiele jednak straciła w trakcie konfliktu suezkiego w 1956 roku, kiedy premier Anthony Eden nakazał korporacji zrezygnować z nadawania wyważonych doniesień na rzecz jednostronnej oceny kryzysu. Straciwszy „dziewictwo” BBC dobrowolnie oddała część swej niezależności prosząc ministerstwo spraw zagranicznych o „wskazówki” w sprawie polityki wobec Związku Sowieckiego. Kierownictwo programu dla zagranicy, zwanego później Serwisem Światowym, było „wyjątkowo pomocne i gotowe do współpracy”, a programy o bloku sowieckim były tak „ułożone”, iż pojawiły się nawet głosy krytyczne, zarzucające BBC „przepychanie propagandy”.[6]

Od tego czasu Serwis Światowy BBC odzwierciedla stanowisko ministerstwa spraw zagranicznych, które decyduje nie tylko o finansach serwisu, ale również o języku, godzinach nadawania i wymiarze czasowym poszczególnych programów.

Propaganda „czarna”.

Antyniemiecka „czarna” propaganda brytyjska rozwinęła się po kapitulacji Francji w czerwcu 1940 roku, kiedy Wehrmacht stał po drugiej stronie kanału La Manche, a armia brytyjska straciła uzbrojenie na plażach wokół Dunkierki. Każdy sposób był dobry, żeby zniechęcić Niemców do inwazji i od listopada 1940 do listopada 1941 roku w eterze pojawiło się 20 tajnych rozgłośni nadających w języku niemieckim. Najskuteczniejszą była stacja Gustav Siegfried Eins, której twórcą i animatorem był Sefton Delmer. Sformułowanym przez niego zadaniem dywersyjnej stacji było „sianie wśród Niemców destrukcyjnych i niepokojących wieści, które spowodują utratę wiary w rząd i skłonią do obywatelskiego nieposłuszeństwa”. Zgodnie z opracowanym przez Delmera scenariuszem, stacja GS1 reprezentowała antynazistowską opozycję wewnątrz Wehrmachtu. Jej lider – der Chef- chłostał koszarowym językiem bonzów NSDAP oraz dekujących się na tyłach SS-manów, którzy porządnych żołnierzy wystawiają na łaskę i niełaskę tego „splafusiałego bękarta starego pijanego Żyda, czyli Churchilla”. Jedna z audycji zawierała tak barwny opis orgii rzekomo z udziałem admirała Kriegsmarine, jego kochanki i 4 marynarzy, że kiedy tekst trafił w Londynie do rąk Strażnika Pieczęci sir Stafforda Crippsa, ten omal nie zamknął rozgłośni argumentując, że „jeśli to ma być sposób na wygranie wojny, to on woli ją przegrać”.

Stacja GS1 była chętnie słuchana w Niemczech i niemieckich siłach zbrojnych. Uważano ją za autentyczną i wiarygodną. Jesienią 1941 roku berlińska ambasada jeszcze neutralnych Stanów Zjednoczonych w raporcie dla Waszyngtonu podkreślała, że „używająca niebywale ordynarnego języka” stacja ma bardzo liczną rzeszę słuchaczy i zapewne cieszy się potajemnym poparcie dowództwa Wehrmachtu, bowiem podaje tak szczegółowe informacje, że gdyby nie były prawdziwe i nie pochodziły z niemieckich źródeł, to zostałyby z łatwością zdyskredytowane.[7] Gustav Siegfried Eins potrafiła skutecznie oszukać nawet amerykańskich teoretyków propagandy, którzy jeszcze w 1943 roku uważali tajną stację brytyjską za głos żołnierskiej konspiracji w Niemczech.[8]

„Czarna” stacja GS1 została zamknięta 18 listopada 1943 roku, bowiem jej zespół otrzymał inne zadanie. Ostatnia audycja była inscenizacją wykrycia przez Gestapo miejsca skąd nadaje der Chef i zastrzelenia go przy otwartym mikrofonie. Dramatyczny finał spaprał jednak propagandowo brytyjski personel techniczny, który w drugim paśmie emisji rutynowo powtórzył nadane kilka godzin wcześniej nagranie „ostatnich chwil” stacji Gustav Siegfried Eins.[9]

Swoistą podkategorią stacji radiowych „czarnej” propagandy były rozgłośnie pozorujące nadajniki różnych formacji ruchu oporu w okupowanej Europie. Przekazywały one informacje prawdziwe, ale ich miejsce nadawania otoczone było najściślejszą tajemnicą. Do tej grupy zaliczany był Świt, foniczna stacja nadająca do okupowanej Polski. W wymiarze alianckim Rozgłośnia Polska Świt (P1) podlegała brytyjskiemu Kierownictwu Walki Politycznej (Political Warfare Executive), które umożliwiało nadawanie programu „dla obsługi potrzeb Podziemia w Polsce uznającego polski rząd” w Londynie.[10]

Świt posiadał gryf tajemnicy Naczelnego Wodza, a zatem podlegał bezpośrednio i wyłącznie generałowi Władysławowi Sikorskiemu, natomiast jego sfera informacyjna kontrolowana była przez Kierownictwo Walki Cywilnej w okupowanej Polsce.

Zadaniem tajnej rozgłośni było „udawanie stacji krajowej”, co miało wzbudzić poza obszarem okupowanej Europy większe zaufanie do wiadomości pochodzących z okupowanej Polski, a jednocześnie miała to być „dobra dywersja i propaganda antyniemiecka”.

Rozgłośnia nadawała program w języku polskim dwa razy dziennie, o 8.00 rano oraz o 19.00, na falach krótkich w paśmie 31 metrów, była „na wysokim technicznym poziomie” i doskonale słyszalna.[11] Funkcjonowała od 2 listopada 1942 roku do 25 listopada 1944 roku przekazując informacje, komentarze, polecenia dla Podziemia i obywateli oraz hasła kodowe, o których znaczeniu brytyjskie Kierownictwo Walki Politycznej nie było informowane.

Brytyjczycy zamknęli Świt następnego dnia po upadku rządu premiera Stanisława Mikołajczyka, który podał się do dymisji na znak protestu przeciwko brytyjsko-sowieckiemu przehandlowaniu Polski w porozumieniu teherańskim.[12]

Od strony technicznej emisja programu Świt pozorowała obecność nadajnika na terenie Polski. Anteny nadawcze były skonstruowane w sposób uniemożliwiający niemieckim służbom goniometrycznym poprawne namierzenie źródła nadawania. Zachowanie tajemnicy Świtu zależało więc od dyskrecji wtajemniczonych. W Wielkiej Brytanii reżym dyskrecji otaczającej rozgłośnie pozorujące nadajniki ruchu oporu był wyjątkowy. Kilkuosobowy personel mieszkał razem w wynajętych domach w wioskach hrabstwa Bedforshire wokół miejscowości, gdzie mieściły się studia. Odwiedzać ich mogli tylko współpracownicy, których nazwiska znajdowały się na specjalnej liście. Nie wolno im było otwierać drzwi domu, ani korzystać z telefonu. Wyjście do pubu lub kościoła było wykluczone. Wyjazd do studia na nagranie oraz powrót odbywał się zgodnie ze ściśle przestrzeganym harmonogramem i trasą prowadzącą bocznymi drogami, żeby nawet przypadkowo nie spotkać się z ludźmi obsługującymi podobne rozgłośnie w innych językach. Nadzór nad grupą pełnił pracownik Kierownictwa Walki Politycznej, który dostarczał materiał informacyjny stanowiący podstawę programu, zatwierdzał przygotowane teksty, a w trakcie nagrania kontrolował, czy tekst czytany odpowiada napisanemu.[13]

Po polskiej stronie najlepszym kamuflażem miejsca emitowania programu była aktualność i wiarygodność nadawanych treści. Dostawcą informacji z okupowanego Kraju, głównie z Warszawy i okolic, było środowisko szefa Kierownictwa Walki Cywilnej Stefana Korbońskiego. Szybko dopracowano się systemu sprawnego zaopatrywania Londynu w aktualne wiadomości krajowe. Rano, zaraz po zakończeniu godziny policyjnej, zbierano na ulicach Warszawy informacje, przepisywano ogłoszenia niemieckich władz okupacyjnych, notowano kawały, itp. Po przygotowaniu i zaszyfrowaniu depeszy łączniczka zanosiła korespondencję do konspiracyjnego lokalu mieszczącego radiostację skąd telegrafista „łapał Londyn”. Po nawiązaniu łączności nadawano wiadomości dla Świtu, a po kilku godzinach „wieczorem słyszymy je nadane przez Świt, rozbudowane i skomentowane. Słyszą je tysiące Polaków, słuchających w kraju radia potajemnie, nie bacząc na grożącą im za to karę śmierci.”

Z biegiem czasu krajowej grupie Świtu udało się pozyskać pracownika wydawanego przez Niemców Nowego Kuriera Warszawskiego, dziennika zwanego popularnie „szmatławcem”. Otrzymywano od niego rano pierwsze odbitki (tak zwane szczotkowe) ukazującej się po południu gazety i dzięki temu wieczorem Świt mógł informować: „dzisiejszy Nowy Kurier Warszawski przynosi rozporządzenie Generalnego Gubernatora Franka...”.

Bez zdradzania tajemnicy rozgłośni udawało się też uzyskiwać z wyprzedzeniem informacje publikowane przez prasę konspiracyjną, a także komunikaty władz Państwa Podziemnego i wyroki Sądów Specjalnych. Publikacja wyroków działała odstraszająco na Niemców, którzy prowadzili regularny nasłuch audycji Świtu. Tym bardziej, że rozgłośnia, w myśl instrukcji Kierownictwa Walki Cywilnej, wymieniała nazwiska i zbrodnie Niemców dopuszczających się okrucieństw grożąc im odwetem jeśli nie złagodzą postępowania wobec Polaków. Groźby te były skuteczne i odnotowano przypadki zmiany zachowania nadgorliwych lub ich ucieczki z okupowanej Polski do Rzeszy.

Zdarzały się jednak okresy, kiedy z różnych względów Warszawa nie była w stanie dostarczyć Londynowi świeżych wiadomości. Wówczas Londyn urządzał przedstawienie: „w trakcie audycji, speaker Świtu przerywa w pół słowa, po czym Świt nie odzywa się przez parę dni. Wszyscy słuchacze przerażeni sądzą, że Świt wpadł... Po paru dniach Świt odzywa się na nowo... Wszyscy się cieszą, że Świt uniknął wpadki i mówi dalej.”

Sekret tajnej rozgłośni udawało się utrzymać chociaż z jednej strony warszawska grupa wiedziała, że „Niemcy się wściekają i szukają Świtu zawzięcie. Nic nie może nam sprawić większej satysfakcji!”, a z drugiej różne polityczne i wojskowe czynniki Podziemia starały się przejąć kontrolę na rozgłośnią. Mit nadawania z terenu okupowanej Polski podtrzymywano na różne sposoby wbrew technicznemu nieprawdopodobieństwu, bowiem istnienie konspiracyjnej rozgłośni fonicznej nadającej codziennie o tej samej porze i na tej samej fali było niemożliwe z uwagi na łatwość namierzenia przez niemieckie służby goniometryczne. Dopiero po kilkunastu miesiącach działalności, na początku 1944 roku, Nowy Kurier Warszawski zaczął pisać, że Świt nadaje z Wielkiej Brytanii, ale mało kto wierzył w twierdzenia „szmatławca”.[14]

Znacznie wcześniej o tym, że Świt nie jest w Polsce mówiła sowiecka rozgłośnia polsko-języczna Kościuszko. Zapewne sowieckie NKWD lub GRU otrzymało taką informację od swojej agentury uplasowanej w brytyjskich służbach specjalnych. Radiostacja Kościuszko twierdziła, że Świt „mówi w imieniu arystokracji”, a w marcu 1943 roku zarzuciła Świtowi, że jest „stacją Hitlera” oraz „powtarza stare bajki Goebbelsa, że nasi partyzanci nie są Polakami tylko żołnierzami Armii Czerwonej”.[15] W twierdzenia rozgłośni Kościuszko również “nikt w kraju nie wierzył, bo to mówiła stacja bolszewicka, co było ogólnie wiadome.”[16]

Doświadczenia wyniesione z pracy podobnych do Świtu rozgłośni z lat II wojny światowej, sprawiły, że wyróżniono osobny rodzaj „szarej” propagandy, gdzie „źródło informacji może być poprawnie identyfikowane lub ukryte, a dokładność informacji nie jest do końca pewna”.[17]

cdn.

Dr Rafał Brzeski

[1] Arthur Ponsonby, Falsehood in War-Time: Propaganda Lies of the First World War, London, George Allen & Unwin, London, 1928, Introduction, http://www.vlib.us/wwi/resources/archives/texts/t050824i/ponsonby.html

[2] Charles J. Rolo, How to talk to the Enemy, The Saturday Review of Literature, 11 lipca 1942, str.15

[3] Campbell Stuart, Secrets of Crewe House: The story of the Famous Campaign, Londyn, Hodder and Stoughton, 1920, str. 55-60

[4] Arthur Ponsonby, Falsehood in War-Time: Propaganda Lies of the First World War, London, George Allen & Unwin, London, 1928, Introduction, http://www.vlib.us/wwi/resources/archives/texts/t050824i/ponsonby.html

[5] Sefton Delmer, Black Boomerang, Londyn, Secker and Warburg, 1972, p. 92

[6] Michael Smith, The Spying Game: The Secret History of British Espionage, Londyn, Politico’s, 2004, str.197, 201

[7] Ian Dear, Sabotage & Subversion: Stories from the Files of the SOE and OSS, Londyn, Arms and Armour, 1996, str. 85-87

[8] Charles J. Rolo, Radio Goes to War, Londyn, Faber and Faber, 1943, str.183-184

[9] Ian Dear, Sabotage & Subversion: Stories from the Files of the SOE and OSS, Londyn, Arms and Armour, 1996, str.88

[10] David Garnett, The Secret History of PWE: The Political Warfare Executive 1939-1945, Londyn, St. Ermin’s Press, 2002, str. 183

[11] Stefan Korboński, W Imieniu Rzeczypospolitej..., Londyn, Gryf, 1964, str. 187-188

[12] David Garnett, The Secret History of PWE: The Political Warfare Executive 1939-1945, Londyn, St. Ermin’s Press, 2002, str. 206-207

[13] Charles Cruickshank, The Fourth Arm, Oxford, Oxford University Press, 1981, str. 103-104

[14] Stefan Korboński, W Imieniu Rzeczypospolitej..., Londyn, Gryf, 1964, str. 188-198

[15] David Garnett, The Secret History of PWE: The Political Warfare Executive 1939-1945, Londyn, St. Ermin’s Press, 2002, str. 206-207

[16] Stefan Korboński, W Imieniu Rzeczypospolitej..., Londyn, Gryf, 1964, str. 198

[17] Field Manual 3-05.301: Psychological Operations Tactics, Techniques and Procedures, Waszyngton, Headquarters, Department of the Army, 31 grudnia 2003, str. 11/1

Brak głosów