Specjaliści od rządzenia – kiepsko wykształceni, nieprofesjonalni, nieetyczni i nieuczciwi. Skazani w Polsce...

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Kraj

Trudno dociec, czy dziwaczejemy dlatego, że świat niebezpiecznie się przemienia, czy też świat dziwaczeje, bo my, jako ogół, naród, czy społeczeństwo - ze szczętem zgłupieliśmy. To, co kiedyś, jako złe, głupie, czy nieetyczne, było nie do pomyślenia, na naszych oczach zamienia się w rzeczywistość i jest ogłaszane jako nowoczesność. Nasze życie zagubiło właściwy kierunek, a świat chyba zatracił już zdrowy rozsądek.
Ogłupieni, poddawani fachowemu procesowi manipulacji, zaczadzeni propagandą wybieramy na naszych reprezentantów w gremiach ustawodawczych i wykonawczych ludzi, o których można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że będą reprezentować nas i stanowić dla naszego dobra prawo. Owszem – ich interesy, biznes, pieniądze, ale nie my. Widzimy to, obserwujemy jacy są, dowiadujemy się o ich „przekrętach” i nieetycznym postępowaniu, doświadczamy ich chamstwa oraz pogardy, czujemy, że mają nas gdzieś – ale jakoś to wszystko nas do nich nie zraża. Głosy rozsądku ostrzegające, do czego może to doprowadzić, zwracające uwagę, że źle się dzieje, że kierunek jest niewłaściwy, że jesteśmy wykorzystywani, oszukiwani i coraz bardziej zniewalani, traktowane są jako malkontenctwo, czy czarnowidztwo. Ot takie sobie bajdurzenie kolejnej Kasandry, które psuje humor grillującej części społeczeństwa i tym, co biorą udział w „wyścigu szczurów”.
Swoją drogą, czy to nie jest zastanawiające, że Kasandra w świadomości ludzkiej została zapamiętana, jako ta, która wieszczyła nieszczęścia, a nie jako osoba potrafiąca trafnie przewidzieć przyszłość?
Jest coś dziwnego w tym, że tak duża część społeczeństwa potrafi zgodzić się dosłownie na wszystko, byle trwać w iluzji zafundowanego mu święta. A wytłumaczenie dokonywanych w życiu niewłaściwych wyborów, nawet tych najbardziej irracjonalnych zawsze potrafimy znaleźć. Ktoś nam zawrócił w głowach, ktoś nas uwiódł, tak pięknie i przekonująco potrafił mówić, tyle nam obiecał itd. A gdy zabraknie już tych najprostszych tłumaczeń, też nie czujemy się winni, bo w końcu, na kogo by nie zagłosować, to i tak nic się nie zmieni. Tak się też potrafimy oszukiwać. A kiedy już działanie władz tak mocno nam dopiecze, że zrazimy się do rządzących, to z przekonaniem, iż wszyscy są tacy sami nie idziemy na głosowanie i walkowerem pozostawiamy u władzy tych samych ludzi, do których się zraziliśmy. I choć męczy nas moralna „zgaga” – uważamy się za usprawiedliwionych, bo tym razem już nie myśmy ich wybrali. To, że nam obiecali kolejny raz i nigdy nie zrealizowali tego, co nam obiecali, nie ma jakoś specjalnego znaczenia. Nawet to, że rujnują nam domy i rodziny, że niszczą nam życie. Taki syndrom żony bitej przez sadystycznego męża - alkoholika.
Stajemy się w swoich decyzjach tak bardzo ubezwłasnowolnieni, że życie bez tej przewodniej elity narodu wydaje się niemożliwe - bo kto nam powie „jak żyć”?
Z drugiej strony - ciężko też przed samym sobą przyznać się do tego, że my, tak inteligentni, mądrzy i światowi ludzie mogliśmy się pomylić i źle ulokować swoje uczucia. A przyznać się do tego przed innymi jest wręcz nie do pomyślenia. Chyba by nam pękło serce pospołu z naszym ego.
Tak się czasem zastanawiam, ilu może być zakochanych w „partii obiboków”, ilu od niej zależnych, ilu zainteresowanych jej szkodliwymi dla społeczeństwa dalszymi rządami? Ile głosów może być sfałszowanych?
A skąd ta cała reszta popierających? Aż tylu ślepych, nierozumnych i naiwnych? Tylu żyjących w „matrixie” i nie zdających sobie z tego sprawy? Widać – jako społeczeństwo naprawdę zasługujemy na tych, którzy nami rządzą i po swojemu organizują nam życie.
Na najwyższe stanowiska w państwie z naszego przyzwolenia desygnowani są ludzie, którzy w normalnych warunkach powinni prowadzić kółka krajoznawczo-historyczne, lub zostać co najwyżej kierownikami PGR-ów, a nie muszę chyba nikomu przypominać, czym może się skończyć wybór na głowę państwa jakiegoś kierownika PGR-u, czy innego kołchozu. A może oni powinni po prostu kopać i przerzucać ziemię, bo czasem wydaje się, że kopanie dołków, lub po kostkach stanowi ich sens życia.
U steru państwa mamy więc historyków z tytułem magistra, „politechników” bez dyplomu, czy nawet ludzi bez jakiegokolwiek sensownego wykształcenia. Wypowiadających wojnę narodowi w imię jego obrony przed nim samym, obalających w pojedynkę systemy polityczne, czy miłujących naród aż do jego unicestwienia. O kwestiach ich samodzielności w myśleniu i działaniu nawet się nie wypowiadam, bo to, jak sami wiecie, historia nie na notkę, ale na grube tomiszcze.
Czy takie przygotowanie do sprawowania rządów jest wystarczające? Skutki przecież, kto chce, może sam zaobserwować. Na wyższych stanowiskach mamy z kolei ludzi zasłużonych, ale tylko dla tych, co u steru państwa i tych, co na stanowiskach najwyższych. Mierni, ale zawsze wierni. A wszyscy to prawdziwi „profesjonaliści” – najlepsi specjaliści od rządzenia, nawet ci, którzy na danym stanowisku chcą się tylko sprawdzić. Historycy, psychiatrzy, nauczyciele, specjaliści od bezkręgowców, fryzjerzy i inni podobni im modele.
I chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że jak wynajęliśmy do dbania o nasze interesy „profesjonalistów” o wątpliwej etyce, to i zapłata za ten „profesjonalizm” musi być etycznie wątpliwa, ale wysoka. Zresztą, jak im za mało - czyli zawsze, to sobie dobiorą, podwyższą pensję, przydzielą stosowną premię, czy nagrodę. Przecież oni muszą się odpowiednio prezentować i żyć na odpowiednim poziomie, bo chyba nie jesteśmy jakimś dziadowskim krajem. Ich się pokazuje w telewizji, ich zagranica ogląda, ocenia i nas chwali. Dobrze wiemy z doświadczenia, że każdy z nich, to nie jakiś tam szemrany cwaniaczek, ale wielka ryba - specjalista od zarządzania. Jak coś spieprzy, to zrobi to z rozmachem, winę zgrabnie zrzuci na warunki obiektywne, lub poprzedników, a nam każe zapłacić podwójnie. Ale w nas jest coś takiego, że my potrafimy pogonić tylko maluczkich, zaś rekinom pozwalamy na wszystko.
Pomyślcie. Jeśli kogoś okradnie jakiś złodziejaszek w tramwaju, czy na przystanku, to człowiek z jednej strony się wkurza, zaś z drugiej – jest mu wstyd, że dał się tak głupio obrobić. A co by było, gdyby wiedział, kto go okradł, lub takiego złodziejaszka złapał za rękę?
Ale gdy obrobi człowieka jakiś współczesny Arsen Lupin albo Jacek Vincent - no to nobilituje. Potrafimy przełknąć stratę, stłumić przekleństwo i jeszcze dopłacić. Czy okradanie społeczeństwa jest nieetyczne? Czy podpada to pod jakiś paragraf? Może tak, ale - czy na pewno? Przecież to oni decydują o paragrafach, o tym, kto umorzy śledztwo, ewentualnie -który sędzia oczyści sprawcę z zarzutu. Poza tym, jeśli społeczeństwo samo na to pozwala, czy to wtedy jest jeszcze kradzież? Dlaczego rekin ma mieć wyrzuty sumienia, że się objadł, jeśli nieostrożne rybki całą ławicą same wpływają mu w paszczę? Jak do polityka może dotrzeć fakt, że swym postępowaniem zawiódł oczekiwania tych, którzy go wybrali, skoro wybierają go ponownie? No - chyba jednak się sprawdził i nie zawiódł?
Co powoduje, że człowiek w pewnych okolicznościach nie myśli rozsądnie i daje przyzwolenie na oszustwo i niesprawiedliwość, że wtapia się w stado i pozwala się „doić”? Święty spokój - za wszelką cenę? Strach? Myśl, że: - może, faktycznie bogacą się naszym kosztem, zabierają, co mogą i co nie powinni, ale nie biją, nie zamykają do więzień i nie mordują? Bo, nawet najbardziej wielokrotne i wykonane z zimną krwią samobójstwo, to jeszcze nie ta sama kategoria, co gułag czy morderstwo? Więc lepiej zmilczeć, bo może być gorzej? A czy przy braku naszego sprzeciwu na zło – nie będzie gorzej?
Słysząc o tych dziwnych przypadkach samobójstw, czy wypadków - cieszymy się, że nie my braliśmy w tym udział i ruszamy do pracy, bo kredyty trzeba spłacać, a nie wypada też zatrudnionym przez nas specom od rządzenia nie zapłacić. Po mistrzostwach Europy zostaliśmy już przecież uznani za cywilizowany naród, więc nawet nie wypada nam postąpić jak jakieś konsorcjum budujące u nas przejezdne autostrady.
Płacimy, chociaż czujemy, że innym nacjom powodzi się lepiej, chociaż płacą mniej. Nasz „liberalny” rząd doskonale zdaje sobie sprawę, że to właśnie dlatego i mimo to dalej zwiększa nam obciążenia. Bo jeszcze mamy co jeść i gdzie mieszkać. I jeszcze stać nas na pełnopłatne leki. I mamy przecież wolność. Przynajmniej w większości. Jeszcze!
Jest nam źle. Z pretensją do Boga spoglądamy w niebo. Po czym idziemy na następne wybory i wybieramy tych samych specjalistów od rządzenia – kiepsko wykształconych, nieprofesjonalnych, nieuczciwych, nieetycznych. Za każdym następnym razem bardziej sprawdzonych. Wszystkich skazanych w Polsce na sukces.

Brak głosów