O naszych matkach – bez „makijażu”.

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Kraj

W Dniu Matki trudno napisać notkę i nie podjąć w niej tematu naszych mam. Ale, czy napisanie kolejnej laurki jest w stanie pobudzić do głębszej refleksji? Spróbujmy więc o matkach nieco inaczej.

Myślę, że zgodzicie się ze mną, iż matki też miewają w swoim życiu chwile lepsze i gorsze. Potrafią być „Aniołami”, ale potrafią czasem swojemu dziecku tak mocno dopiec, że „oparzenia” goją się przez długie tygodnie.

Lepsze chwile - to te, kiedy szczęśliwe tulą do piersi swoje pociechy, cieszą się z ich właściwego rozwoju i widzą, że dzieci wyrastają na porządnych, dobrze radzących sobie w życiu ludzi.
Kiedy mogą radować się szczęściem swoich dzieci i cieszyć się z tego, że są ich matkami.
Wtedy wszystkie te matczyne trudy i wyrzeczenia, nieprzespane noce i urobione po łokcie ręce nie doskwierają. Mimo zmęczenia – w oczach i na ustach potrafi gościć pogodny uśmiech.

Te gorsze chwile w życiu występują wtedy, gdy się nie układa tak, jak by sobie tego życzyły. Czas dzielony na wyczerpującą pracę i dom, problemy rodzinne, jakieś choroby, czy inne nieszczęścia. Czasem zwyczajna bieda, poczucie opuszczenia, a na utrzymaniu gromadka głodnych, trudnych do okiełznania dzieci. Kiedy wszystko się wali - trudno zachować pogodne usposobienie i wybaczającą, matczyną pobłażliwość.

A w telewizji słyszą, że dzieci to ogromne koszty, duże wyrzeczenia i szalone problemy – tak jakby same tego nie wiedziały.
Że kolejne dziecko w Polsce komuś zmarło, bo zawaliła służba zdrowia, czy ministerialne procedury - tak, jakby to miało podtrzymać je na duchu.
Że jakaś matka pozwoliła konkubentowi na ciężkie pobicie swojego dziecka, a inna swoje dziecko zabiła sama. Że kochającym rodzicom odebrano dzieci, bo nie miały zapewnionego odpowiedniego poziomu bytowania. Tak jakby jeszcze miały nie dość zmartwień i problemów.

Czasem usłyszą i przyjemniejsze nowiny. Jak chociażby te, że rząd obiecał ulżyć rodzinom wielodzietnym, że Premier ogłosił rewolucję w dzietności. Albo takie, że urlop macierzyński zostanie wydłużony, rząd dopłaci do przedszkoli i żłobków oraz wprowadzi ułatwienia dla rodzin.
Euforia matek trwa zazwyczaj krótko. Coraz wyższe koszty utrzymania rodziny – w tym droższe ubranka dziecięce, książki i przybory szkolne. W żłobkach i przedszkolach brak miejsc, a z chorym dzieckiem trzeba udać się do prywatnego gabinetu lekarskiego i niemało zapłacić, choć podobno ochrona zdrowia jest w Polsce bezpłatna.
A kiedy przyjdzie zapłacić za inne rachunki, jak chociażby nową opłatę śmieciową – to trudno o optymizm. Nawet informacja o tym, że stopa inflacji spada, wywołuje grymas, bo zwykle okazuje się, że rzeczywiście spada, ale na barki społeczeństwa.
A swoją drogą pomyślcie, ile musiało kosztować wymyślenie takiego algorytmu, na podstawie którego wychodzi aktualnie, że inflacja maleje?

Ciężko jest wykarmić dzieci, jeszcze trudniej - dobrze je wychować.
Chciałoby się jak najlepiej. Wpoić od małego zasady, nauczyć grzeczności, kultury i poszanowania dla innych. Przecież powinny wiedzieć, co jest dobre, a co złe, jakich słów nie należy używać, jak się zachować, jak odróżniać fałsz od prawdy. Chciałoby się również by zdobyły dobre wykształcenie.
A potem następuje zderzenie z rzeczywistością. Chore pomysły ministerstwa szkolnictwa na system nauczania i sposób wychowywania dzieci i młodzieży. Wszechobecna deprawacja, niszczenie autorytetów, ośmieszanie zasad moralnych i filozofia życia z dziedziny „róbta, co chceta”. Mieszanie pojęć - dobra i zła oraz powszechne zastępowanie prawdy fałszem.
W żłobku – zabawa w seks, a w przedszkolu i szkole – walka z „zacofaniem” i „pruderią” na poważnie, czyli wiedza i ćwiczenia praktyczne wg. wytycznych gejowskiego lobby.
Po co uczyć historii, matematyki, czy języka polskiego?
Przecież wiadomo, że historia to „sprzedajna dziewka”, a matematyka jest bez sensu, bo w życiu i tak można liczyć tylko na siebie. Z kolei nauka języka polskiego jest zupełnie niepotrzebna, bo dzieci doskonale same nauczą się kląć - z medialnych wypowiedzi ikon kultury i polityki, czy od swoich rówieśników. Owszem wychowanie w rodzinie jest jeszcze ważne, ale jest warunek. Musi to być „rodzina” homoseksualna. Normalną rodzinę dzieci mają uważać za przeżytek i „obciach”.

Jak się zachować, gdy dzieci wbrew rodzicom te „nowoczesne” nauki przyswajają i na dodatek jeszcze się w domu „mądrzą”. Trudniej tak wyedukowane dzieci kochać szczerze i bezwarunkowo. Nie da się z nimi nawet czasem normalnie rozmawiać, więc trzeba wdrażać inne tradycyjne i wypróbowane metody wychowawcze.

Czy jest ktoś taki, kto w dzieciństwie nie dostał nigdy od matki - za swoje niewłaściwe zachowanie - klapsa, lub mokrą ścierką po głowie? Wiem, że to jest aktualnie „zbrodnia”, więc nikogo nie namawiam do tego by się głośno przyznawał i narażał rodziców na problemy z aparatem sprawiedliwości. Każdy chyba wie, że klaps, to nie jest jakieś tam strzelanie do robotników, czy protestujących. Tu nie ma przedawnienia. Potraktujcie to więc tylko jako pytanie retoryczne.
Jeśli ktoś nie wie jak „smakuje” rodzicielski klaps, lub matczyna ścierka to współczuję. Zazwyczaj świadczy to, że się niewłaściwie rozwijał. Albo jeszcze gorzej – że był sierotą, lub wychowywała go niania.
Czyli, że z różnych powodów nie był przez swoją matkę kochany tak, jak na to zasługiwał.
Ale najbardziej mi żal tych, którzy od swojej matki nigdy nie usłyszeli, że są kochani.
Którzy nigdy w twarzy matki nie dostrzegli zrozumienia.
Którzy nigdy nie zobaczyli w jej oczach tego szczególnego błysku - świadczącego o tym, że jest z nich dumna.

Ale trzeba z blogerskiego obowiązku przyznać, że czasem ciężko jest też kochać matki. I czuć z ich powodu dumę.
Bo niektóre matki potrafią rodzić po zażyciu narkotyków, czy np. w upojeniu alkoholowym. Ostatnio głośno w mediach było o pijanej matce i dziecku, które po urodzeniu miało 4,5 promila alkoholu we krwi.
A zdarzają się i takie matki, które potrafią pozostawić kilkuletnie dziecko bez opieki i udać się na „melinę”, lub pijacką „melinę” stworzyć w pokoju dziecka.

Jak widać matki mogą być różne. Takie, co poświęcają wszystko dla dobra swoich dzieci, ale i takie, co szczęście swoich dzieci potrafią poświęcić dla swojej kariery zawodowej, artystycznej czy naukowej. Są więc i usłużne matki - brzydko nazywane przez „emancypantki” domowymi „kurami” i zimne, przemądrzałe „emancypantki” nazywane z kolei zwykłymi „kwokami”. Domowe gospodynie i „rekiny biznesu”. Proste, słabo wykształcone kobiety i wysoko wyedukowane „damy” z tytułami doktorskimi, czy profesorskimi. Każda na swój sposób próbuje potrzeby dzieci pogodzić ze swoimi. Nie każdej się to udaje.

Moja matka przez całe życie była prostą, uczciwą i niesamowicie pracowitą kobietą. Urodziła i wspólnie z ojcem wychowała siedmioro dzieci. Zawsze jednak miała czas i dla Boga i dla rodziny. Brakowało jej tylko czasu dla siebie.
Manipulacje medialne i propaganda nie miały do niej najmniejszego dostępu - przy włączonym telewizorze zawsze najdalej po kilku minutach zasypiała ze zmęczenia, nie dając propagandzistom żadnych szans na to, by mogli nią manipulować.
Jej przestrogi i opinie były nacechowane prostą mądrością czerpaną nie z jakichś lewackich książek, czy z „nowoczesnych” czasopism, ale z codziennego życia. Niby proste nauki, ale konsekwentnie wspierane przykładem własnego postępowania. Słowa i przykład - z których przebijały: dobro, szacunek dla innych i zdrowy rozsądek.
Właściwie całe swoje życie poświęciła rodzinie. Zawsze była blisko nas – troskliwa, rozumiejąca i pogodna, choć nieraz potwornie zmęczona. Nigdy jednak nie dała nam odczuć, że jesteśmy dla niej ciężarem, że się dla nas poświęca, że jest z nas niezadowolona.
Chyba tak właśnie wygląda kobieca wielkość i prawdziwa - matczyna miłość.

Myślę, że miałem prawdziwe szczęście. Mogła mi się przecież trafić matka o zupełnie innym podejściu do rodziny i do wartości w życiu. Ot choćby jakaś profesor etyki.
Ale miałbym „przerąbane”!

Brak głosów

Komentarze

NAPISAŁEŚ SZCZERZE AŻ DO BÓLU!!! NO CÓŻ MUSZĘ CI NAPISAĆ, ŻE
TE KLAPSY ZASŁUŻONE I ŚCIERKA PO GŁOWIE PO LATACH ZUPEŁNIE NIE BOLĄ!!! WIĘCEJ BOLI, ŻE COŚ SIĘ NIE ZDĄŻYŁO MAMIE POWIEDZIEĆ LUB OKAZAĆ WIĘCEJ WDZIĘCZNOŚCI, RADOŚCI, MIŁOŚCI!!!
P.S.
BIEGNĘ ZROBIĆ MAKIJAŻ - DZIECI CZY MAŁE CZY TEZ DUŻE LUBIĄ
POPATRZEĆ NA ŚLICZNE MAMUSIE ZWŁASZCZA W DNIU MAMY!!!!!

http://www.youtube.com/watch?v=OXPEemPLt2s

Vote up!
0
Vote down!
0
#359780

W takim razie życzę z okazji dzisiejszego święta - wszystkiego, co najlepsze. Szczególnie zaś radości i dumy swoich dzieci z tego, że mają mamusię dobrą, kochająca i śliczną.
Serdecznie pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0
#359781

Dlatego z tym większą determinacją powinniśmy trzymać nasze dzieci z dala od nowych trendów lansowanych przez homośrodowiska.
Zanim z małej dziewczynki wyrośnie kobieta, na zabawkach - lalkach ćwiczy zachowania, które obserwuje u własnej matki.Przytulanie misia czy lali, karmienie na niby,troska w utulaniu do snu, to wszystko jest kształtowaniem przyszłej matki.
Kiedy nawet wzorce w domu nie są doskonałe, to małe dziewczynki uczą się od siebie wzajemnie poprzez wspólne zabawy w przedszkolu.
Kiedy słyszę o nowych metodach edukacji, które przedszkolakom mają zabrać te zabawki, które z płciowością się kojarzą,czyli lalki, to cierpnie mi skóra.
Zwłaszcza, że dzisiejsze przedszkola przyjmują coraz młodsze dzieci, a czas w nich spędzany wydłuża się do godzin wieczornych.
Pozdrawiam

Vote up!
1
Vote down!
0
#359795

"Dlatego z tym większą determinacją powinniśmy trzymać nasze dzieci z dala od nowych trendów lansowanych przez homośrodowiska."

To jest ważna myśl i istotna część tego, co możemy i powinniśmy w tej sprawie zrobić. Ale myślę, ze niestety, to jeszcze za mało. Z tymi szalonymi trendami, z tą lewacką deprawacją i głupotą trzeba na wszystkie sposoby walczyć.
Tego wymaga nie tylko dobro naszych dzieci, ale myślę, że i całego społeczeństwa. Nie da się budować dobrobytu narodu i szczęścia człowieka na zepsuciu moralnym i aż takim debilizmie.
Serdecznie pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0
#359806