Może źle oceniłem Premiera Tuska?

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Kraj

Pomysł na notkę zmaterializował się w zasadzie z niczego. Ot zwykła zamiana energii osobistego wzburzenia w zimną materię notki. Zaś katalizatorem wzburzenia stał się najzwyczajniejszy w świecie odbiór zamówionych materiałów w jednym z dużych marketów budowlanych (w Polsce). Nawet nie proście, bym podał jego nazwę. W dzisiejszym, dziwnym świecie, gdzie na markę firmy ma wpływ nie jej profesjonalizm, ale rozpoznawalność, podanie jej nazwy stałoby się dodatkową reklamą, a tego bym nie chciał.

Otóż, zamówiony towar był do odebrania w biurze obsługi klienta. Trudno było nie trafić. Napis „Biuro Obsługi Klienta” rozciągał się na kilka metrów, litery wyraźne, prawie metrowej wielkości – po prostu i „ślepy by namacał”. Przed stanowiskami czekało kilka osób, a przy stanowiskach nikogo. Z blogerskiego obowiązku wciągnąłem brzuch, nachyliłem się, spojrzałem za przepierzenie – pusto, jak w państwowej kasie. Komputery włączone - znak, że stanowiska gotowe do pracy, a w sklepie przyjemna, letnia temperatura (znaczy się – upał).

W tym momencie, pierwszy raz od pięciu lat zakiełkowała mi gdzieś na granicy świadomości myśl, że może to ja nie mam racji oceniając tak krytycznie działania rządu PO. Zrobiło mi się gorąco, strużka potu spłynęła między łopatki, a w ustach poczułem niesmak. A jeśli byłem niesprawiedliwy? Przecież to, co mam przed oczami, to po prostu modelowy przykład sukcesu rządu w walce z bezrobociem. Tyle wolnej przestrzeni w biurze obsługi, gotowe stanowiska pracy, i nie ma kto pracować. A ja ośmieliłem się pisać o panującym w kraju bezrobociu. Zaczerwieniłem się nieco, a myśli w głowie zaczęły harcować, jak koty na wiosnę. Teraz zacząłem pojmować, co miał na myśli „mistrz” - Prof. Leszek Balcerowicz krytykując Premiera za to, że za wolno podnosi wiek emerytalny. Przecież, gdyby się Premier pospieszył, to może już byłbym obsługiwany przez jakiegoś żwawego 66-latka, a może nawet i dwóch. Jednego z doświadczeniem i drugiego, nowoprzyjętego - przyuczanego do zawodu.

Spoglądam na zegarek. Psia krew! Ja tu biję się z myślami, a czas ucieka - minęło już 20 minut. A w biurze obsługi - nadal pustka. Klienci przestępują z nogi na nogę, mnie też zaczynają boleć stopy. Trzeba je rozruszać, - pomyślałem i ruszyłem do sąsiedniego stanowiska, gdzie nie niepokojona przez nikogo pracownica rozmawiała przez telefon.

- Bardzo przepraszam, że pani przeszkadzam, - zagadnąłem, - ale, czy mogła by mnie pani poinformować, czy w biurze obsługi klienta jest dzisiaj jakaś obsługa?

Panienka rzuciła do telefonu, - muszę kończyć, oddzwonię później, - i odłożyła telefon. Po czym grzecznie zwróciła się do mnie, - oczywiście, że jest obsługa.

A gdzie ona jest, bo ja czekam już prawie pół godziny i nikogo nie zauważyłem – drążyłem temat, na co panienka z miną profesjonalistki odpowiedziała, - nie wiem! Ja tu załatwiam transporty.

Czy macie tu jakiegoś kierownika? – Zapytałem, – bo jeśli tak, to chciałbym z nim zamienić kilka słów.

Zaraz zainterweniuję, - usłyszałem w odpowiedzi. Pracownica uśmiechnęła się, zadowolona chyba z tego, że znowu może robić to, co lubi najbardziej i sięgnęła po telefon. Po chwili rozmowy zostałem poinformowany, że pani kierownik zaraz przyjdzie. I znowu to dziwne uczucie. Pani kierownik, bez jakichkolwiek wymówek, osobiście pofatyguje się do mnie - nic nie znaczącego człowieczka, by mi jakoś pomóc. I znów mignął mi przed oczami obraz zmęczonego służbą dla maluczkich Premiera, który zawsze znajdzie czas, aby się pochylić nad skrzywdzonymi przez los, czy potrzebującymi, często nawet kosztem skrócenia zasłużonego urlopu. Męża stanu, który nawet w świetle kamer potrafi nad nieszczęściem innych uronić łzę. A ja mu wypominałem gospodarską wizytę na Machu Picchu. Kiedy tak wewnętrznie oburzałem się na siebie, minęło kolejne 10 minut. W biurze obsługi nadal nikogo. Stara maksyma głosi, że cierpliwy doczeka się nawet emerytury. Ale - spokojnie. Niepoprawnym optymistom spieszę donieść, że do końca nie wiadomo, czy w Polsce ta maksyma się sprawdzi. W każdym razie, ja się w końcu doczekałem. Oczywiście, nie na emeryturę, tylko na panią kierownik. Przyszła, grzecznie się przywitała i zapytała w czym problem. Wyjaśniłem. Pani kierownik wyraziła zrozumienie, po czym usprawiedliwiła się, że właściwie, to ona niewiele może mi pomóc, dlatego, że biurem obsługi klienta zajmuje się ktoś inny, kogo dzisiaj nie ma w pracy. I że wobec tego, ona nie ma na to wpływu.

To czym się pani zajmuje? - Zapytałem. W odpowiedzi usłyszałem, - ja dzisiaj mam dyżur i odpowiadam za cały sklep. Zrobiło mi się gorąco, tak gorąco, że strużka potu przestała mi spływać dalej po plecach. Po prostu wyparowała. A wiem z doświadczenia, że jak mi strużka potu wyparuje, to robię się nieprzyjemny.

W takim razie, - zwróciłem się do pani kierownik, - jeśli pani nie ma na to wpływu, to kto jest pani przełożonym, takim, który ma wpływ?

Jest pan Dyrektor – rzuciła nie speszona, - ale jego dzisiaj nie ma.

Ręce mi opadły, zaschło w ustach, zaczęło mi brakować tlenu - słowem zrobiło mi się słabo. W takim stanie, to nawet nie ma sensu brać się za duszenie kobiety.

I w zasadzie mógłbym tę moja opowiastkę zakończyć w tym momencie, gdyby nie, dodatkowe usprawiedliwienie pani kierownik - wypowiedziane po chwili, w czasie, gdy byłem jeszcze na bezdechu. Otóż owo usprawiedliwienie brzmiało tak: „Ja pana rozumiem, ale proszę też zrozumieć nas. Mamy przejściowe kłopoty, ale to wynika z tego, że mamy magazyn w przebudowie”.

Jak przekroczę ten próg świadomości, to moje myśli, niczym nie skrępowane zaczynają plątać się i rozplątywać. Ujmując rzecz prościej, zaczynam mieć dziwne myśli i się zastanawiać.

Jak to jest? Czy tak, że przykład idzie z góry? Czy pani kierownik usprawiedliwiając złe zarządzanie, brak organizacji, i ogólny bałagan tym, że magazyn jest w przebudowie, wykorzystała dla swojego usprawiedliwienia wymyślone przez władzę hasło „Polska w budowie”? Miliony Polaków w to uwierzyły, to uwierzy i prosty klient marketu.

Z drugiej strony - pomyślmy. Taki klient widzi tylko organizacyjny bałagan. Nie wejdzie do magazynu i nie sprawdzi. To może jest tak, że biorąc pod uwagę mentalność kierownika sklepu, taka wymówka jest jak najbardziej oczywista?

I tu mam problem. Czy w takim razie, biorąc pod uwagę mentalność Pana Premiera, nie powinien on raczej zostać kierownikiem sklepu? 

Brak głosów

Komentarze

pozdrawiam,
Harpoon

Vote up!
0
Vote down!
0

pozdrawiam,

Harpoon

#240357

Mało powiedziane, że to dobre. To jest świetne.

Niestety, sam wielokrotnie korzystając (z konieczności) z obsługi w supermarketach  mam identyczne doświadczenia - puste stoisko i zero mozliwosci zdobycia porady, chyba że odczekasz 5-10 min. Ostatnio chciałem kupic deskę do sedesu - podałem typ i producenta miski - a oni kazali mi przynieśc starą deske - tylko tak można dobrac drugą. Możliwe, że to wina producenta (krajowego), ale dla mnie był to szok.

Pozdrawiam 

 

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0
#240443

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#240448

Bereja wiecznie żywy, czyli PRL-u ciąg dalszy.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#240611