Mam problem z „mową nienawiści”.

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Humor i satyra

Pan Premier pewnie wyraził się prosto i precyzyjnie: - Michał, !!! zostałeś ministrem, więc zrób coś z tym! Tak dalej !!! nie może być!

Minister Michał Boni ma problem i się miota. Pisze listy do episkopatu, aby wyeliminować „mowę nienawiści”, ale w jaki sposób biedny episkopat ma mu pomóc? Jak wpłynąć na posłów PO, jeśli zrezygnowali z rekolekcji i już się chyba nawet przestali spowiadać? A jeśli już przyjdą do kościoła, to skupiają się na tym tylko, czy ksiądz aby nie deprecjonuje osiągnięć rządu.
Albo jak wpłynąć na członków ruchu klauna swojego imienia i nazwiska i samego klauna, jeśli im Kościół pomylił się z szambem? Przecież nie posłuchają, a ile przy tym wyleją nienawiści?
Jak z kolei zmusić do całkowitego milczenia Jarosława Kaczyńskiego i całą opozycję? – Przecież czegokolwiek by nie powiedzieli o rządzie PO - to i tak będzie zakrawać o „mowę nienawiści”. A episkopat raczej nie powinien przymuszać nikogo do kłamstwa.
Jak widać - z tej strony ślepy zaułek. Szkoda papieru i tuszu.

A Pan Premier coraz bardziej naciska: - Jeszcze !!! tego nie załatwiłeś? Boję się już !!! włączyć internet, a wiesz, że ja się !!! niczego nie boję. Ja cię Michał nie będę uczyć jak to zrobić. Nie mam czasu. Muszę lecieć do Sopotu, bo tam już telewizja czeka na mnie w markecie przy koszykach.
Acha! Żebym nie zapomniał, - dzwoń by mi przygotowali ze trzy kilo mąki, albo cukru i jakiś makaron. I przyślij mi zaraz SMS-a z tą odezwą do narodu – o pomaganiu i dzieleniu się z innymi.

Cukier i makaron to pestka. Ale „mowa nienawiści” – to jest poważny problem. Trzeba by zmienić prawo, najlepiej tak, by wszyscy byli przekonani, że te zmiany wprowadził Kościół. Państwo mamy świeckie, to nikt się nie zdziwi, że w ewentualnej radzie rozstrzygającej będą tylko sympatycy PO. Nie może się zdarzyć tak, jak z „ACTA”, bo przecież akta chyba nadal źle się panu ministrowi kojarzą. Jak zrobić, by to przeszło i by nikt się nie zorientował? I by nie uderzyło w ludzi związanych z obozem rządzącym?

A problemów i pytań jest zatrzęsienie, i są różnej natury. Przyznaję - mam z tym problem.
Bo, jak np. ocenić „mowę nienawiści”? Od ilości słów, wyrazów, zdań?
A jeśli ktoś się jąka? – I wcale nie mam tu na uwadze mistrza Adama.
Przecież wszyscy wiemy, że Mickiewicz się nie jąkał.

Jak ocenić poziom nienawiści w słowie, lub zdaniu? Które słowa są bardziej nienawistne, a które mniej, i w tym miejscu nie chodzi mi o to, czy wypowiedział się premier rządu, czy szef opozycji. A jeśli przy nienawistnym zdaniu postawiono zamiast wykrzyknika – pytajnik?
Rozumiem, że ktoś te zdania i wyrazy będzie musiał liczyć. Ktoś to będzie musiał porównywać ze wzorcem. Ludzie temu nie podołają. Komputery dałyby radę, stąd pewnie rola Ministerstwa Cyfryzacji i zwiększony nabór na studia informatyczne.

Ale tu się pojawia z kolei problem wzorca. Trzeba by go odpowiednio opracować. A to przecież nie wystarczy. W miejsce zakazanych słów zaczną pojawiać się nowe i może jeszcze bardziej nienawistne. Trzeba by więc zdecydować się na cykliczną aktualizację spisu wyrazów nienawistnych. Nie wiem, co dwa miesiące? - jak wykazy leków refundowanych, czy może co miesiąc? – jak rozkład jazdy pociągów. Myślę, że tu inni ministrowie z rządu mogliby podzielić się swymi doświadczeniami. I co z tymi wykazami wyrazów nienawistnych robić? Bo wiadomo, każde ich kolejne podanie do publicznej wiadomości to siara, śmiech i słupki poparcia w dół.
Więc co? Ogłaszać, czy też udostępniać tylko na podstawie sądowego wyroku, albo już po wyroku?

Czego tu nie dotknąć - rodzą się problemy i dodatkowe pytania.
Bo co z gestami? Przecież gest też może być elementem „mowy nienawiści”.
Jednak, jak udowodnić komuś, że język wyciągnięty w stronę radaru to „język nienawiści”, a nie coraz powszechniejszy w naszym kraju element wyglądu człowieka poszukującego pracy?
Czy zgięty łokieć - to też „mowa nienawiści”, czy nadal tylko gest Kozakiewicza?
A jeśli jakiemuś kalece pozostał tylko środkowy palec?

Jak widać, jeszcze nie weszło się do wody, a już można umoczyć tyłek.
Bo co będzie, gdy oglądając w domu np. „Wiadomości”, w pewnym momencie nie wytrzymam i dam upust swoim odczuciom wykorzystując do tego struny głosowe? Powiedzmy sobie delikatnie, że chwalić wtedy działań rządu nie będę, bo musiałoby mi chyba zupełnie „odbić”. Tak hipotetycznie tylko - jak mi już przejdzie, to czy powinienem się sam zadenuncjować? Bo niby nikt tego nie słyszał, ale nigdy nie wiadomo. Może to być nawet gdzieś nagrane?
A jeśli już sam to zgłoszę, czy będzie to miało wpływ na łagodniejszy wymiar kary?

Czy ministerstwo przewiduje jakieś odpusty za soczyste „wiązanki” rzucone w stronę Kaczyńskiego, Macierewicza, czy innych przedstawicieli opozycji?
Czy w planach znalazło się miejsce na nagrody dla demaskujących „mowę nienawiści” lub osób dotkniętych syndromem RRK?

Albo następny problem.
Czy obecność na niedzielnej mszy św., w trakcie której kapłan wygłosi kazanie deprecjonujące osiągnięcia rządu będzie traktowana jako współudział? Te pytania mnożą się w nieskończoność.

Myślę, że Pan Premier i Minister Boni powinni sobie to wszystko jeszcze raz dobrze przemyśleć. Bo może się okazać, że po wprowadzeniu przepisów o „mowie nienawiści” rząd PO nie będzie już miał nawet poparcia w zakładach karnych.

Brak głosów