Ile sprawiedliwości mieści się w jej polskim wymiarze.

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Kraj

Patrząc na tematykę dzisiejszych notek, widać, że sporo piszących zbulwersowanych jest stanem naszego wymiaru tzw. sprawiedliwości. Dorzucę więc i ja do tych wypowiedzi swoje trzy grosze.
Ciekawa rzecz – nierówne traktowanie stron sporu, jedno zafałszowane śledztwo, czy jeden niesprawiedliwy wyrok powoduje, iż o systemie wymiaru sprawiedliwości można spokojnie powiedzieć, że jest niesprawiedliwy.
A jeśli takich spraw jest dużo więcej? Myślę, że wtedy można powiedzieć to samo, ale trudniej już zachować spokój. Bo w takim przypadku oznacza to, że system sprawiedliwości został zastąpiony skorumpowanym systemem ucisku, który ze sprawiedliwością nie ma nic wspólnego. A jeśli tak, to jest się czego bać. Tu już nie wystarczy żyć w zgodzie z prawem, bo nasze prawo to nie tylko paragrafy, ale także, a ostatnio nawet głównie ich interpretacja.
A gdzie do głosu dopuszcza się interpretację – tam zaczyna brakować miejsca na sprawiedliwość.
Już samo postawienie na najważniejszym miejscu w społeczeństwie prawa - zamiast sprawiedliwości świadczyło dobitnie o intencjach ludzi władzy. Przy sprawiedliwości nie da się manipulować, przy prawie można to robić dowolnie. W systemach władzy absolutnej słowo władcy było prawem. W tzw. systemie demokratycznym wystarczy większość sejmowa. W ramach stanowionego prawa, mając dodatkowo w organach ścigania i wymiaru sprawiedliwości ludzi usłużnych oraz dyspozycyjnych można zrobić niemal wszystko. Tak ze społeczeństwem, jak i z pojedynczymi ludźmi, szczególnie tymi, którzy są w opozycji do władzy.
Czy wiek emerytalny podniesiono niezgodnie z prawem? Czy nie można było znaleźć paragrafu na prowadzącego stronę „antykomor”? Czy nie dało się zamknąć ust niektórym publicystom piszącym zbyt śmiało np. o Adasiu M.? I nie tylko im. A czy nie można udowodnić kłamstwa komuś, kto nazwał innego kłamcą, motywując swą wypowiedź tym, że kłamca skłamał już 100 razy, jeśli udokumentowano takich przypadków tylko 99? Czy „rozgrzany” sędzia nie może wydać w oparciu o dopuszczone przez siebie dowody „właściwego” wyroku – takiego, który nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością?
A przecież można i w drugą stronę. Osoby z towarzystwa, układu czy sitwy można w ramach prawnych procedur doskonale chronić przed konsekwencjami wynikającymi z nieprzestrzegania prawa. Zanim prokuratura zacznie śledztwo, można przecież zmienić przepisy tak, by nie było już działania niezgodnego z prawem. Czy nie mieliśmy już przykładów takiego działania? A ile możliwości ma sama prokuratura? Może ona odmówić wszczęcia postępowania, a wszczęte już postępowanie może zawiesić lub umorzyć. Może też czyn zinterpretować, jako niekaralny, nie znaleźć dowodów winy lub sprawić, że znalezione dowody mogą się zagubić. Naprawdę - jest tyle przeróżnych możliwości. Można by ciągnąć jeszcze długo, prawie tak długo, jak ciągną się te śledztwa, w których właśnie chodzi o to, by sprawa się przedawniła lub by winnych nie znaleźć.
Prokuratura może też być dla podejrzanego bardzo wyrozumiała i nie znaleźć znamion przestępstwa, lub stwierdzić niską szkodliwość społeczną jego czynu. Oczywiście, jeśli jest on zaprzyjaźnionym z władzą filozofem, „muchologiem”, czy jakimś krewnym. Podobno dotyczy to też „dobroczyńców” i sponsorów znanych ze swej szczególnej hojności w stosunku do wymiaru sprawiedliwości i jego przedstawicieli. Przedstawiciele prokuratury i władzy sądowniczej w Polsce to naprawdę nietuzinkowi ludzie. Świadczą o tym chociażby tworzone przez nich urzędowe pisma, czy wypowiedzi. Dla zilustrowania posłużę się paroma ostatnimi przykładami, które zostały przytoczone w prasie.
Jak podaje Ewa Stankowska, odmowa wszczęcia śledztwa w sprawie szeroko komentowanej w prasie napaści posła Stefana Niesiołowskiego na nią, została uzasadniona przez asesora Monikę Skowrońską tym, że w trakcie całego zajścia pani Ewa Stankiewicz nie okazywała strachu. Jak widać - u nas w kraju odwaga wyraźnie przegrywa z szaleństwem.
I następny przykład zaczerpnięty z portalu wgospodarce.pl.
Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Śródmieście w odpowiedzi na zawiadomienie złożone przez Ministerstwo Gospodarki w sprawie Amber Gold stwierdza, że Marian P. złożył fałszywe oświadczenie rejestrujące dom składowy, ale czyn ten nie jest karalny. Prokurator Elżbieta Szczygieł uzasadnia:
„Fałszywe oświadczenie to oświadczenie nie tylko obiektywnie, ale też i subiektywnie nieprawdziwe. Subiektywna obiektywność oświadczenia oznacza, że sprawca ma świadomość obiektywnej niezgodności zeznania z rzeczywistością”
Wybaczcie. Tak mi się to spodobało, że nie mogłem się powstrzymać i musiałem to zacytować. Mam wrażenie, że przy takim podejściu prokuratury, wszyscy ci ludzie oszukani przez Amber Gold będą mieli szczęście, jeśli wyjdą z tego cało i nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. W końcu tym, że posiadali oszczędności, sprowokowali (a może i przymusili psychicznie) Mariana P. do działania niezgodnego z prawem. No, chyba, że się okaże, iż jednak przekroczenia prawa nie było.
Można by takie perełki retoryki wytwarzane przez przedstawicieli instytucji mających stać na straży prawa przytaczać w nieskończoność. Na wszystkie nie starczyłoby ani miejsca, ani czasu. Więc może jeszcze tylko jeden przykład opisany na portalu niezależna.pl. Sąd Okręgowy w Krakowie nakazał Prof. Ryszardowi Legutce przeprosić dwoje licealistów z Wrocławia – autorów petycji o usunięcie symboli religijnych ze szkoły, za nazwanie ich w rozmowie z dziennikarzami: „rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami”.
O tych uczniach, którym w przestrzeni publicznej przeszkadzały symbole religijne sąd wypowiedział się, że materiał sprawy jednoznacznie wskazuje na: „ponadprzeciętne i zasługujące na głęboką aprobatę zaangażowanie powodów w życie publiczne, a także ich wrażliwość na społeczne problemy i dojrzałość poglądów”.
A fragment uzasadnienia wyroku brzmi tak:
„Z tych przyczyn nie sposób ocenić spornych wypowiedzi pozwanego inaczej niż jako głęboko krzywdzące powodów, tym bardziej, że wypowiedziano je w sposób arbitralny bez znajomości osób, ich poglądów i rzeczywistych motywów. Tym bardziej krzywdzące, że skierowane do młodzieży licealnej w okresie, kiedy kształtuje się jej postawa i światopogląd i w którym naturalne jest poszukiwanie przez nią dróg intelektualnego rozwoju i prezentowanie poglądów w ramach tych poszukiwań nawet w sposób skrajny.”
Zwróciliście uwagę, że prześwietny sąd na podstawie zebranych materiałów chwali powodów za „dojrzałość poglądów” i jednocześnie gani pozwanego za wypowiedzi „skierowane do młodzieży licealnej w okresie, kiedy kształtuje się jej postawa i światopogląd”. A czy wypowiedzi prof. Legutki były w ogóle skierowane do tej młodzieży, czy też był to jedynie pogląd pana profesora?
I cóż tu dodać?
Myślę, że Temida w Polsce, mimo wszystko, wykazuje pewne podobieństwo do tej panującej w cywilizowanym świecie. Też jest ślepa. Ale polska Temida ma poczucie humoru i jak większość polskich kabareciarzy doskonale czuje skąd wieje wiatr. I ma nosa, więc wyczuwa, co opłaca się napiętnować, a na co przymknąć niewidzące oczy.

Brak głosów