Podejrzane oświadczenie ukraińskiej wicepremier - ministra zdrowia w sprawie Tymoszenki!

Obrazek użytkownika Roland von Bagratuni Budapeszt
Świat

Juszczenkowskolitwinienkofobia?—Wątpię! Według informacji ukraińskiego Karpatinfo (www.karpatinfo.neet) powołującej się na agencję Unian, na czwartkowej konferencji prasowej (10 maja 2012) ukraińska wivcepremier i minister zdrowia Raisa Bogatirjewa oznajmiła, że niemiecki lekarz neurolog z berlińskiego szpitala Charité dr.Lutz Harms ponosi pełną odpowiedzialność za skutki i leczenie Julii Tymoszenko, przewiezionej do szpitala kolejowego Ukrajinskich Zaliznici w Charkowie. Według Bogatirjewoj, dr.Lutz Harms przywiózł ze sobą lekarstwa, które będzie stosował. W razie potrzeby może skonsultować się z ukraińskim kolegami, ale do leczenia nie wmieszają się. Dodała, że Tymoszenko nie zgadza się na dokonanie niektórych badań ani dr.Lutzowi ani ukraińcom, dla przykładu pobrania próbek do badań biochemicznych.

Takie podejście do sprawy ukraińskiej Wicepremier jest aż zanadto podejrzane, bowiem dr.Lutz Harms musiałby nonstop przebywać przy łóżku Tymoszenki, co fizycznie jest zupełnie niemożliwe! Podczas tego bezpieka Janukowycza w każdej chwili posiada możliwość zaserwirować Tymoszence jakąkolwiek truciznę, nawet taką, jaką Putin zgładził Litwinienkę! Chociażby przez wymienienie tabletek w fiolach przywiezionych przez niemieckiego lekarza! Ale truciznę, która jest niewykrywalna podczas sekcji napewno! A medycyna zna już wiele takich środków, które w bardzo krótkim okresie czasu rozpadają się na chemikalia, które w organiźmie ludzkim stanowią jak najbardziej naturalne komponenty i dlatego takie otrucie jest zupełnie niewykrywalne!

Gdyby reżym Janukowicza naprawdę zechciał dobrze i dla Tymoszenki i dla siebie — umożliwiliby jej wyjazd na leczenie do Niemiec, czy do Polski, gdzie ekipa dr.Lutza Harmsa bez obawy mogłaby prowadzić jej leczenie! W innym przypadku za ewentualną śmierć poltyczki odpowiada tylko i wyłącznie Janukowycz! Tym bardziej, że jego poprzednika Wiktora Juszczenkę w podobny sposób chcieli zgładzić, spudłowanym zamachem powodując jemu zniekształcenie twarzy i bolesną chorobę kręgosłupa, może nawet podobną do tej, na którą żali się Julia Tymoszenko?.

"Spójrzcie na moją twarz. Przyjrzyjcie mi się dobrze i uważajcie, żeby z wami nie stało się to samo - mówił 21 września 2004 r. z trybuny parlamentarnej Wiktor Juszczenko. Pozostali ukraińscy deputowani słuchali go w całkowitej ciszy. Nikt nie chodził po sali, nie czytał gazety, nie szeptał koledze na ucho. Wszyscy jak zahipnotyzowani patrzyli wyłącznie na Juszczenkę. Do pierwszej tury wyborów prezydenckich, które miały rozstrzygnąć kwestię schedy po Leonidzie Kuczmie, został nieco ponad miesiąc. Jeszcze kilka tygodni wcześniej sondaże dawały Juszczence, przywódcy opozycji, kilkuprocentową przewagę nad kandydatem władzy Wiktorem Janukowyczem. Ale teraz zamiast przystojnego, pełnego energii 50-letniego polityka o trybunę Rady Najwyższej opierał się starzec ze sparaliżowaną, pooraną bruzdami twarzą, ustami skrzywionymi w szkaradnym grymasie, który utrudniał mu mowę. Ludzie nie poznawali go, byli w szoku, odwracali wzrok. Na usta cisnęło się jedno słowo - Quasimodo. Zniekształcona twarz nie była jedyną przyczyną cierpień Juszczenki. Choroba zaatakowała także kręgosłup. Żeby chodzić, musiał nosić gorset i kilka razy dziennie przyjmować zastrzyki przeciwbólowe w okolice rdzenia kręgowego. Choć starał się to maskować, był kaleką." — pisała Gazeta Wyborcza w artykule pióra Marcina Wojciechowskiego (2006-06-25). Więcej... http://wyborcza.pl/1,76498,3437387.html#ixzz1uTmcmszz

Szczęść Boże!

Brak głosów