Więzienie w Niemczech. Telefon. Zatarg.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Każdemu kto przyszedł dopiero co do więzienia należało się kilka minut na rozmowę telefoniczną. Aby można było chociażby zadzwonić do domu i poinformować, że trochę czasu zajmie nam dotarcie.

Gdy już byłem w "polskiej celi" przyszedł klawisz i zabrał mnie z sobą, bym także zadzwonił. Byliśmy na korytarzu gdy ktoś go wywołał przez radiotelefon. Musiał gdzieś pilnie wyjść, a mnie zostawił samego nakazując pozostać na miejscu aż do jego powrotu. Nie wracał dłuższy czas, a mi zaczęło się nudzić. Ściana przecinająca wszerz korytarz była lustrzana. Jakiś czas stałem spokojnie potem zacząłem się sobie przyglądać. Najpierw oglądałem z bliska swoją twarz szukając zmarszczek i siwych włosów na głowie. Potem zacząłem robić z nudów głupie miny do tego lustra. Naśladowałem właśnie goryla gdy powrócił strażnik. Szybko się doprowadziłem do porządku, mając nadzieję, że nie zauważył jak się wygłupiam. Podszedł i nacisnął jakiś niewielki przycisk za mną. Lustrzana ściana się otworzyła. Było za nią jakieś biuro pełne ludzi. Wszedłem tam za strażnikiem nieco skonsternowany. Od tamtej strony ściana była przeźroczysta i było dokładnie widać co się dzieje na korytarzu. Przebywający tam musieli mieć niezły ubaw gdy robiłem z siebie błazna. Cały czerwony wydukałem "guten tag". Jeszcze się dusili ze śmiechu.
Jedna z Niemek dała mi kartę telefoniczną. Wcześniej sprawdziła jej stan na zawieszonym u szyi czytniku. Należała mi się rozmowa za pięć marek. Nie więcej. Zadzwoniłem do Polski. Do rodziny. Starałem się streszczać bo czasu było niewiele. Jak jeszcze nie zabrano mi karty to zacząłem obdzwaniać wszystkich swoich znajomych w Polsce. Pani od karty całkiem o mnie zapomniała, a jak sobie przypomniała to narobiła lamentu na całe biuro. Sto marek poszło w eter jak nic. Patrzyła na mnie z wyrzutem jakby to była moja wina. Na wszelki wypadek przybrałem swoją najbardziej niewinną z min.
W szkole podstawowej miałem język niemiecki obowiązkowy. Trzy lata. Ponieważ mi się podobał to łatwo wchodził do mojej głowy. Mogłem w tym czasie posługiwać się nim swobodnie. Potem jakoś wyparował mi z głowy. Ale niezupełnie. Gdy byłem w stresie rozumiałem wszystko co mówią. Pewnego razu Niemcy coś o mnie dyskutowali nie zważając na mnie, bo i tak nie rozumiałem. Jakież więc było ich zdziwienie gdy jak gdyby nigdy nic wtrąciłem się do rozmowy i nieco sprostowałem to co wydawało mi się warte sprostowania. I miałem później dzięki temu kłopoty. Gdy czegoś nie rozumiałem, z uśmiechem mówili po polsku: "Ty S. dobrze wiesz co do Ciebie mówimy."
Za to jak się zachowałem wcześniej zostałem praktycznie wykluczony ze społeczności więziennej. Tak jak już pisałem nikt ode mnie nic nie wymagał, nie czepiano się mnie specjalnie, bez wyraźnego powodu, raczej starano się traktować mnie jak powietrze. Na początku mi to nawet odpowiadało lecz, z biegiem czasu zaczęło mi doskwierać.
Nie wiem czy tylko tak trafiłem ale w tym więzieniu Niemców reprezentowały same wielkoludy. Niektórzy samym wyglądem potrafiliby przerazić: dwumetrowe monstra, z tatuażami na wygolonych głowach i na twarzy. Dziwiło mnie więc, z początku bardzo, że jedna "polska" cela trzęsła całym tym niemieckim więzieniem. Właściwie rządził Piotr razem z pewnym Azerem. Piotr nie wyróżniał się jakoś specjalnie wyglądem: około 190 cm. wzrostu, smukłej budowy ciała, nie schodzący nigdy, z twarzy jakby ironiczny uśmieszek. Sprawiał wrażenie łagodnego. Ale miał w sobie jakąś taką pewność siebie, że od razu było wiadomo kto rządzi stadem. Azer z kolei mnie przerażał. Było w nim coś okrutnego i drapieżnego. Ja, w każdym bądź razie, zawsze czułem się nieswojo gdy był w pobliżu. Kiedyś na samym początku spytał Piotra kim jestem. I spojrzał na mnie tak, że potem długo nie mogłem zasnąć w nocy. NIKT. Więcej już, na szczęście, nigdy o mnie nie spytał.
W tym więzieniu oczywiście najliczniej reprezentowani byli Niemcy, ale nie zabrakło innych narodowości. Oprócz Niemców najbardziej rzucali się w oczy Polacy (bo rządzili w tym więzieniu) oraz Azjaci. Czasem widziałem jak w sali rekreacyjnej ćwiczyli swoje Kung-Fu. Byli sprytni jak cyrkowcy. Godzinami mógłbym patrzeć co wyprawiają ze swoim ciałem, jakby wbrew prawom fizyki. Zwłaszcza ich szef się wyróżniał. Podobny był z wyglądu do Bruc'a Lee. Nie chciałbym mieć ich za wrogów.Skojarzenia z Triadą same się narzucały. Kiedyś o coś poszło między "Chinolami" (jak o nich powszechnie mówiono), a Polakami. Nie wiem o co konkretnie ale mogę się domyślać. Kością niezgody prawdopodobnie były za duże, według nich, wpływy Polaków na więzienne życie. Poza tym nie podobał im się handel Polaków. Widać było, że sami chcieliby przejąć ten intratny interes. W powietrzu wisiał konflikt. Aż iskrzyło. Nie dawałem Polakom w tym starciu żadnych szans. Rozwiązanie problemu przyszło szybciej niż się spodziewałem. Kiedyś na sali rekreacyjnej doszło do jakiegoś zatargu słownego (po niemiecku) między Piotrem, a szefem "Chinoli". Piotr jak zwykle był opanowany i nie dał się wyprowadzić z równowagi co jeszcze bardziej rozsierdziło Chińczyka. W końcu nie wytrzymał, przyjął postawę do walki i zaczął wyczyniać cuda swoimi rękoma i nogami. Trzeba mu to przyznać: był cholernie szybki. Piotr przez chwilę stał nieruchomo jakby nic sobie nie robił z przeciwnika. Ale gdy nogi i ręce tamtego zaczęły latać niebezpiecznie blisko jego twarzy, przyjął postawę obronną. Pierwszy i ostatni raz widziałem jak uśmiech znika, z jego twarzy. Oczy mu się zamieniły w wąskie szparki.Czekał.W tym momencie zrozumiałem dlaczego Piotra wszyscy darzą takim respektem. W następnej chwili było po walce. I po konflikcie. Wszystko wróciło na dawne tory. Ale po kolei. "Chinol" zrobił półobrótu wokół własnej osi i w momencie gdy się wybił i był w powietrzy został sprowadzony na ziemię. Dosłownie. Dostał taką petardę w punkt, że aż się złożył jakby na kilka części. Podbiegli do niego pobratymcy i zaczęli go reanimować. Pozostałych strażnicy zapędzili do cel.
........................................................................................................................

Rozpadają mi się neurony. Z dnia na dzień coraz trudniej skupić mi myśli.
Pieniądze w całości będą przeznaczone na rehabilitację. Nie potrzeba mi
miionów. Będę szczęśliwy gdy pieniędzy starczy raz w tygodniu na
zabieg rezonansem stochastycznym (około 100zł z dojazdem).

Darowizny:
Fundacja Avalon - Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym,
Michała Kajki 80/82 lok. 1, 04-620 Warszawa
nr rachunku odbiorcy: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
Prowadzone przez: BNP Paribas Bank Polska SA
Tytuł wpłaty: 1297 Marian Stefaniak

Przelewy zagraniczne:
International Bank Account Number
IBAN: PL62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
SWIFT/BIC: PPAB PLPK

JAK PRZEKAZAĆ 1%
Wypełniając zeznanie PIT, należy obliczyć podatek należny wobec Urzędu
Skarbowego.

W rubryce WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI
POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP)
* Wpisać numer KRS: 0000270809
* Obliczyć kwotę 1%

W rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE (bardzo ważne!)
* Marian Stefaniak 1297

Brak głosów