Walka z wiatrakami

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Staram się o odszkodowanie. Więcej niż pewne, że go nie dostanę. Prokuratura przysłała długie pismo, poparte "dowodami". Dla osoby postronnej są one bardzo prawdopodobne. O wiele bardziej niż to co twierdzę ja.
Prokurator napisał, że chcę odszkodowania, ponieważ uważam wyrok sądowy sprzed lat, za niewłaściwy, krzywdzący. W domyśle, że to nie prawda. Tylko, że prawie rok temu wyrok ten zmieniono, a tym samym mnie uniewinniono. O tym prokurator już nie wspomniał. A swoją drogą dlaczego sąd zmienił tak dobry wyrok?
Widywałem się z oskarżającą mnie kobietą, co kilka miesięcy. Potwierdziłem ten fakt autografem. Czyli było wielce prawdopodobne, że byłem też ojcem jej dziecka. Małe sprostowanie. Dziecko urodziło się przed moimi wizytami. I zmusił mnie do nich sąd. Bo gdzie miałem spotykać się z małym dzieckiem? Na ulicy, czy przy piwie?
Pracowałem tylko dorywczo. A niby miałem jakiś inny wybór? Komornik zabierał mi
wszystko. Chociaż nie powinien. Mógł najwyżej 60%. Nie zostawiał mi nic. Nawet na niezbędne leki. Prawomocnym wyrokiem sądu miał mi zwrócić pieniądze. Ale tylko się śmiał. A wyrok kazał mi sobie wsadzić w ... każdy wie gdzie. Po paru latach sąd apelacyjny go zmusił do oddania mi pieniędzy. Jako zwykły człowiek mi je oddał, lecz jako komornik zabrał. Na poczet alimentów.
Prokurator twierdzi, że wszelkie terminy już minęły. Od czego? Bo wyrok uniewinniający zapadł niedawno, w tamtym roku. Starałem się o odszkodowanie wcześniej - za wcześnie, później - za późno. Muszę wiele rzeczy znowu udowodniać. Jak chociażby to, że w ogóle byłem w więzieniach, i ile czasu.
Ponieważ mój blog jest czytany również przez tzw. wymiar sprawiedliwości, cytowane są tam niektóre moje wypowiedzi. Chociażby ta, że z początku nie potraktowałem sprawy poważnie. Przecież tak sam napisałem. Faktycznie, napisałem. Pisałem też na blogu wielokrotnie, że to fikcja. Ale to widocznie umknęło uwagi co niektórych. Szczegół.
A nawet jeśli tak było, to skąd to zdziwienie? Kto przy jako tako zdrowych zmysłach potraktowałby poważnie sprawy rodem, z kabaretu: wyrok bez kompletnie ŻADNYCH dowodów (potwierdzone na piśmie przez SO.), kilkuletnia ciąża, kompletny brak świadków tego co zeznała "pokrzywdzona". Zresztą gdy się wydało, że zeznania "pokrzywdzonej" są fałszywe, to sąd ją uniewinnił na podstawie równie prawdziwych "dowodów". Żeby mi czasami nie przyszło kiedyś do głowy żądać jakiegokolwiek odszkodowania. Nie ma winnego, nie ma też i winy. Oczywiście nie ma też i odszkodowania. Bo i z jakiej racji? Nie mówiąc już o tym, że sąd ukrywał dowody mojej niewinności. Co też mam w piśmie z SO.
Będąc w więzieniu, starałem się o zwolnienie ze względu na stan zdrowia. Nie dostałem go. Teraz prokurator nie widzi związku między moim obecnym stanem zdrowia, a wyrokiem. Czyli nic się nie zmieniło przez ostatnie lata. Zarówno w czasach wydawania skazującego mnie wyroku, jak i teraz, wymiar nie-sprawiedliwości nic nie widzi. Nie bez powodu temida przedstawiana jest z opaską na oczach.
Kiedyś oglądałem film dokumentalny o tym jak hitlerowcy na siłę rozdzielali bliskich. I co w tym takiego dziwnego? Przecież teraz mamy to samo. Moja dziewczyna mając popękane kości stopy robi zakupy, wyprowadza psa, zawozi syna do szkoły i przywozi, odwiedza mnie i załatwia moje sprawy. Potem już tylko wypoczywa i wypoczywa.
Prokurator twierdzi, że suma którą wymieniam w pozwie o odszkodowanie, jest astronomiczna, Ja myślę, że jest bardzo mała. A za ile wy dalibyście się posadzić na wózku inwalidzkim? A według prokuratora jaka suma jest właściwa?. Z tego co wiem to żadna. Jeszcze prokurator żąda żeby mnie obciążono kosztami sądowymi. Coś powyżej siedmiu tysięcy. A jak wszystkim wiadomo, dla inwalidy, to drobna suma.
Sądy jak mogły, spowalniały rozprawy. Dostałem z tego tytułu nawet jakieś pieniądze. Za przewlekłość. Ale sądom i tak taka kara jest na rękę. Nawet gdyby płacili mi co jakiś czas (chyba raz w roku) po parę tysięcy i tak by się opłacało. Poza tym pieniądze pochodzą nie z ich kieszeni. Mogą, więc, śmiało płacić. Obecnie nawet mi się nie chce i mi trudno, cokolwiek udowadniać. Więc mamy ich słowo przeciwko mojemu. Każdy wierzy w to co chce. Szczęśliwy jest ten, który nigdy nie był za granicą. Może więc absurdy uważać za normę. Bo inaczej będzie się tylko męczył.
Inny kraj niż Polska kojarzy się z wiatrakami. Uważam, że niesłusznie. Od lat z nimi bezskutecznie walczę. Tyle ich napotykam na co dzień. Czyli, znowu, górą nasi! Oczywiście nie tylko nasz kraj ma patent na głupotę. Ale przynajmniej inni starają się, aby nie stała się ona ich wizytówką.

Brak głosów