Przywrócić pojedynki!

Obrazek użytkownika Kirker
Blog

Często się słyszy, że jedna osoba pozwała drugą ze względu na zniewagę lub zniesławienie. Taką bronią posługiwał się swojego czasu Adam Michnik, który ciągał po sądach wszystkich nieprzychylnych mu publicystów. Z najbardziej aktualnych fenomenów tego typu niedawno syn ministra Czumy poczuł się obrażony tym, co napisała bloggerka Kataryna. Można tutaj takie przypadki wymieniać w nieskończoność. Niejednokrotnie zastanawiam się, po co obrażeni ciągają się po sądach. Czy jeżeli jeden pan drugiego znieważy albo dojdzie do obopólnej zniewagi, to nie można tego inaczej załatwić?

Tego typu sprawy w sądzie trwają w sądzie czasem nawet 3 lata. Teoretycznie wszystko można załatwić w kilkanaście dni. Aby tego dokonać, wystarczyłoby przywrócić pojedynki. W Polsce jeszcze przed drugą wojną światową się pojedynkowano. Po rzekomym upadku komunizmu wprowadzono karę za zniesławienie zupełnie tak, jakby sądy nie miały czym się zajmować. Oczywiście, jak najbardziej popieram prawo do obrony dobrego imienia. Tylko zupełnie nie rozumiem, po co w tym celu angażować sądy. Tym bardziej w sprawie, którą mogą załatwić między sobą zainteresowane strony.

Jak powinno to wszystko wyglądać od strony prawnej? Przyjmijmy, że Kowalski obraził w jakiś sposób Iksińskiego, na przykład znieważył jego żonę. Obie strony powinny następnie podpisać umowę określającą warunki pojedynku. Pozwany w tym wypadku decydowałby o używanej broni. Dopuściłbym pojedynki na jednostrzałowe niegwintowane pistolety oraz broń białą - szablę lub szpadę. Pojedynek powinien zostać stoczony w ciągu 10 dni od podpisania umowy. Jeżeli któraś ze stron nie stawiłaby się, należałoby ją ścigać z urzędu, a następnie osądzić za tchórzostwo.

Powstaje jeszcze pytanie, kto powinien się pojedynkować. Jeżeli stronami jest dwóch mężczyzn, to żaden problem nie istnieje. Co zatem z kobietami? Moim zdaniem nie należy płci pięknej do tego procederu mieszać; to stanowi domenę mężczyzn. Jeżeli zostanie obrażona kobieta, w jej obronie powinien stanąć jej mąż. Jeśli obrażona jest samotna, to na pojedynek wystawić należy wybranego mężczyznę przez nią z jej rodziny. Przyjąć również należy zasadę z Polskiego Kodeksu Honorowego autorstwa Boziewicza z 1919 roku, że zdolność honorową posiada mężczyzna z wykształceniem co najmniej średnim. Pozostaje sprawa miejsca odbywania pojedynków. To powinno być stałe, wyznaczone przez gminę w tym, a nie innym celu.

W przypadku pojedynku powinni być również świadkowie oraz sekundanci. Czy powinno to być na śmierć i życie? Moim zdaniem nie. Wystarczy, że kogoś się porządnie zrani, przestrzeliwując mu na przykład kolano. Jeżeli na skutek obrażeń obraziciel umrze, obrażony nie powinien mieć z tego tytułu żadnych konsekwencji prawnych. Po prostu wyzwany nie musiał znieważać danego NN lub jego kobiety.

Już sobie wyobrażam, jak na przykład wyglądałyby sprawy z posłem Palikotem w takim razie. Jakby musieli mu wyciągać ołów z korpusu, jak by go ktoś uszkodził z użyciem szabli albo szpady, to w końcu przestałby się wygłupiać. Groziłoby to bowiem fizycznym uszczerbkiem. Tak sam skończyłoby się etatowe chamstwo pewnych środowisk. Ludzie znający swoją wartość szybko zrobiliby z nimi należyty porządek.

Tak powinny być załatwiane indywidualne konflikty (wulgarność i rzucanie gnojówką - tzw. cenzura formy i obyczaju - to inna para kaloszy). Akurat w sprawie zniesławienia bądź zniewagi ciąganie po sądach jest zbyteczne. Tylko, że niemiłościwie nami rządzący nie są w stanie tego zrozumieć.

Brak głosów