Życie Jezusa Chrystusa - część III okres do Kany Galiliejskiej

Obrazek użytkownika Jacyl
Blog

W trzydzieści lat po swoim narodzeniu Chrystus opuszcza Nazaret i udaje się na brzegi Jordanu w pobliżu Jerozolimy. Krótki rys tego co działo się na świecie i w Palestynie.

W Rzymie po śmierci Augusta (19 sierpnia 767r) na tron wstępuje Tyberiusz i panuje już trzynaście lat. W Jerozolimie na wiosnę 750r. roku umiera Herod a królestwo jego zostaje podzielone między jego trzech synów: Herod Antypas dostał Galileę i Pereę; Filip – Gaulanicję i Bataneę; Archelaus – Judeę. Pierwsze z tych prowincji cieszyły się względnym spokojem. Filip był władcą łagodnym i dobrym a także miłośnikiem sztuki, Herod Antypas zamiłowany był w rozkoszach, był także okrutny ale zarazem leniwy i bez charakteru. Judea zaś popadała w coraz większe klęski. August szybko pozbawił tronu jej króla Archelausa i włączył ją w skład państwa rzymskiego (760r) i od dwudziestu prawie lat prefekci rzymscy usiłowali zręcznością i przemocą poskromić naród, który nie znosił jarzma. Bo nie tylko berło było już odjęte od Judy, ale zniknęła wolność a ojczyzna powoli ginęła. Najwyższe kapłaństwo było piastowane przez nieobrzezanych. Orły rzymskie błyszczały, na pohańbienie, nad bramami Świątyni i albo cała historia narodu żydowskiego i jego idea była jednym wielkim i gorzkim urojeniem albo musi przyjść Chrystus (Mesjasz).

Od dwudziestu lat Rzym wysyłał do Judei swoich najlepszych prokuratorów, powierzając im zadanie zjednania lub ujarzmienia Żydów. Koponiusz (759), Marek Ambiwiusz (763), Annius Rufus (766), Walerjusz Gratus (759) niewiele zdołali uczynić. Właśnie w tym roku przybył do Jerozolimy nowy prefekt – Poncjusz Piłat. I zaczął od poważnego błędu. Zaraz po wylądowaniu wkroczył do Jerozolimy na czele licznego wojska. Następnie w nocy wprowadził tam pokryte bałwochwalczymi godłami sztandary legionów, które ludność ujrzała nazajutrz o wschodzie słońca, powiewające na świątyni, na szczycie cytadeli Antonińskiej, pełnej żołnierzy. Przez cały dzień świątynia była przepełniona ludem we łzach i żałobie. Sam Poncjusz Piłat udał się do Cezarei, za nim podążyły tłumy. Przez sześć dni wszyscy ci mężowie, niewiasty i dzieci, w poście i modlitwie błagał zmiłowania u wielkorządcy, klęcząc przed jego krzesłem w hipodromie, nastawiając szyję pod miecz legionistów, gotowych, jeżeli się nie rozejdą, wyciąć ich w pień na dany znak i przekładając śmierć nad widok takiego zbeszczeszczenia Jerozolimy. I w tym momencie Piłat popełnił drugi, jeszcze większy błąd, uległ tłumowi, dając nam próbkę swojego słabego charakteru, który miał doprowadzić do najstraszliwszej niesprawiedliwości.

W takiej chwili pojawił się o kilka mil od Jerozolimy, nad brzegami Jordanu, człowiek nadzwyczajny, niepodobny do innych i którego postać pokorna i surowa przypominała największych proroków i ascetów. Miał trzydzieści lat i pochodził z rodu kapłańskiego, ale nie pełnił nigdy w świątyni czynności swego urzędu. Wyrastał w puszczy, w dzikiej jaskini, oddany najsurowszej pokucie. Odzież nowego proroka była z sierści wielbłądziej, wokół bioder był przepasany pasem skórzanym, jego brody nie tknęły nożyce, nie pijał wina, żywił się szarańczą i miodem. Nie czynił wcale cudów, ale sam jego widok spowodował że lud począł pytać, czy to nie Eliasz albo sam Chrystus. Na imię miał Jan, ludzie zaś dali mu miano chrzciciela, ponieważ rozpoczął swoje posłannictwo nad brzegami Jordanu, wzywając wszystkich do pokuty i do chrztu, którego udzielał przez zanurzenie w wodzie. Mówił do ludzi „Czyńcie pokutę, albowiem przybliżyło się królestwo niebieskie.”. Tą wypowiedzią dawał do zrozumienia, że to królestwo, tak upragnione przez Żydów, zdobywa się nie mieczem, złotem, nie przewrotami politycznymi, że jest to królestwo dusz, gdzie wchodzić się będzie przez pokutę a żyć w miłości.

Jeżeli w tłumie dostrzegł saduceuszy lub faryzeuszy, z których pierwsi zabijali wszelką religię i moralność, przecząc zmartwychwstaniu, a drudzy paczyli je, widząc w religii tylko stronę formalną i wyobrażając sobie, że wystarczy być synem Abrahama, żeby nie potrzebować obawiać się sądu Bożego, wybuchał oburzeniem „Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godny owoc nawrócenia, a nie myślcie, że możecie sobie mówić: „Abrahama mamy za ojca”, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowe. Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia, lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot; pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym” (Ewangelia św. Mateusza, III, 7-12).

Działo się to w tej części pustyni Judejskiej, która przylega do Morza Martwego, w miejscu nazywanym Beth-Ania (Beth-Abara) co oznacza „miejsce statków, miejsce promu”. Rok, w którym wystąpił publicznie był rokiem sabatu, rokiem ogólnej modlitwy i odnowienia ducha religijnego. Łatwo więc zrozumieć poruszenie ludności żydowskiej w takiej chwili, gdy nad Jerozolimą panują pogańskie orły, że garnęli się do Jana Chrzciciela. W końcu ludzie wierzyli, że oto ma nadejść Mesjasz (a to głosił Jan) który przywróci wolność i potęgę Izraela.

W takim to momencie, pewnego dnia do Jana Chrzciciela przychodzi Pan, Jezus Chrystus. Ale oddajmy głos św. Mateuszowi „Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymał Go, mówiąc „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”. Jezus mu odpowiedział: „Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełniać wszystko, co sprawiedliwe”. Wtedy mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jako gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. (Ewangelia św. Mateusza, III, 13-17).

Zaraz po chrzcie Chrystus poszedł na drugą stronę rzeki Jordan i udał się w kierunku Morza Martwego, na Pustynię Judejską. Z jednej strony surowa linia gór Moabskich, z drugiej ciężkie i nieruchome i martwe wody jeziora. A pomiędzy nimi okolica całkiem jałowa, ponura ze wspaniałymi skałami, szczątkami wygasłych wulkanów, pełna bezwodnych dolin i jaskiń. Tak wyglądała ta pustynia w tamtych czasach, tak wygląda i teraz. To właśnie tam Jezus był kuszony przez szatana. Nie wiemy czy był kuszony cały czas przez czterdzieści dni czy tylko chwilami. Ewangeliści przekazują tę informację bardzo skąpo. Wiemy, dzięki św. Mateuszowi, że gdy Chrystus odczuł w końcu głód „przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz żeby te kamienie stały się chlebem. Lecz On mu odparł „Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”. Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku Świątyni i rzekł Mu: „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”. Odrzekł mu Jezus: „Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: „Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon”. Na to odrzekł mu Jezus: „Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”. (św. Mateusz IV, 3-10).

W tym tajemniczym odpowiadaniu dostrzegamy w gruncie rzeczy te trzy wielkie pokusy: pychy, pożądliwości i buntu, którym ludzie podlegają tak w życiu prywatnym jak i publicznym i które gubią jednocześnie dusze ludzi jak i całe społeczeństwa. Opowiadanie to jest także jeszcze jedną wiadomością, o której niestety dzisiejsi chrześcijanie starają się nie pamiętać – szatan istnieje naprawdę. Tak jak jest dobro utożsamiane przez Chrystusa, tak istnieje także zło, którym jest szatan.

Wracając z pustyni, Chrystus przechodzi znowu koło Jana Chrzciciela, który na jego widok mówi „Oto Baranek Boży”(św. Jan I, 36). Dwóch uczniów Jana Chrzciciela poszło za Chrystusem, byli to najprawdopodobniej św. Jan i na pewno brat św. Piotra – Andrzej. To właśnie Andrzej oznajmił Piotrowi, że znaleźli Mesjasza i przyprowadza go do Pana. To właśnie wtedy Chrystus powiedział, te znane słowa „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Cephas (Opoka)” (św. Jan, I, 42).

Idąc dalej do Galilei spotyka na swej drodze Filipa do którego mówi „Chodź za mną” oraz Natanaela , który był z Kany Galilejskiej. To najprawdopodobniej od niego dowiedział się o weselu w Kanie, na którym jest także jego matka. Udaje się więc do Kany Galilejskiej (dzisiejsze Kefr-Kenna). Jest to miasteczko leżące na wschód od Nazaretu, w kierunku Jordanu, u stóp gór. Jezus przybył tam we wtorek wieczorem w przeddzień wesela, które, według porządku ustanowiono przez Ezdrasza, obchodzone były we środę, jeżeli narzeczona była dziewicą, a w czwartek, jeżeli była wdową. Do uwiecznienia tego wesela przyczynił się pierwszy cud jaki uczynił Jezus Chrystus. Zamienił wodę w wino.

Ten cud ma dwa ważne przesłania: „Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie” (św. Jan II, 11). To właśnie dzięki temu cudowi uczniowie uwierzyli w Niego. Ale jest także drugi aspekt cudu, o którym mówi się o wiele mniej, to właśnie tutaj widać, że Matka Boska może zmieniać decyzję swojego Syna, widać Jej wpływ Matki na Syna. Można więc ten cud nazwać cudem miłości synowskiej, tak jak cud wskrzeszenia Łazarza cudem przyjaźni.

Jest to Jego pożegnanie z życiem rodzinnym i początkiem nauki Zbawienia.

Ale o tym w kolejnej części, która obejmie styczeń – luty 779r.

Brak głosów