Kalifornia - komputer pokładowy - cz. 3

Obrazek użytkownika Aleksander Rybczyński
Świat

Zapraszam do przeczytania dalszej części relacji z wakacyjnej ucieczki od polityki i codziennej rutyny

6.

Jedziemy wzdłuż Salt Lake. Najpierw obok szosy odsłaniają się połacie wyschniętej soli, całe gładkie, białe pola, za którymi w tle piętrzą się góry. Początkowo droga nie jest zupełnie płaska, lekko zakręca, wznosi się i opada, ale po kilkunastu milach staje się równa jak stół i biegnie idealnie na wprost, zapadając się niewidocznie za linią horyzontu. Nad autostradą unosi się rozgrzane powietrze i jadące daleko przed nami samochody sprawiają wrażenie, jakby unosiły się nad rozpływającą się, ciekłą powierzchnią. Podobny miraż powoduje, że wyspy rozsiane na całym jeziorze zdają się unosić w powietrzu. Po drodze mijamy samochód, ciągnący przyczepę campingową, z kołami zarytymi w solnej, stwardniałej (jak się okazuje nie do końca!) tafli. Ta próba zrobienia fotografii na legendarnej powierzchni wyschniętego jeziora zakończyła się pewnie kosztowną akcją pomocy drogowej.

Zatrzymujemy się naprzeciw Bonneville Bay Flats, miejscu gdzie znajduje się słynny tor wyścigowy, na którym od dziesiątek lat bije się rekordy prędkości samochodowych bolidów. Kiedyś fascynowały mnie wiadomości o tych egzotycznych wyczynach. Urodziłem się w końcu w kraju, gdzie posiadanie samochodu było trudno dostępnym przywilejem, a każda informacja o idealizowanych Stanach Zjednoczonych budziła emocje. Z białymi od soli podeszwami wsiadamy do kabiny i wyruszamy w dalszą część trasy, kierując się w stronę Nevady. Panuje upał 36 stopni, jedziemy terenami pokrytymi kępkami wyschniętej roślinności, w oddali ciągną się łańcuchy surowych gór. Sporadycznie mijamy osady, opatrzone szyldami z nazwami, sugerującymi miasta, ale zabudowa ogranicza się do skromnych zabudowań, otoczonych na ogół składem rozmaitych przedmiotów. Wszystko sprawia wrażenie tymczasowości tak, jakby mieszkańcy osad zatrzymali się tylko na dłuższy postój na tej pustyni, w drodze do ziemi obiecanych. W pewnym momencie mijamy idącego wzdłuż drogi mężczyznę. Nie stara się nikogo zatrzymywać i idzie przed siebie, nie wiadomo dokąd. Kojarzy mi się z bohaterem filmu Wima Wendersa "Paris, Texas" w podobnym transie, przemierzającego równie pustynny pejzaż.

Cały czas robię zdjęcia, zastanawiając się, jaką wartość będą miały serie fotografii robionych z okna pędzącej ciężarówki. Może staną się wartością samą w sobie, a może monotonia tych niedoskonałych, kreślonych skaczącym obiektywem obrazów stworzy niepowtarzalną opowieść o świecie poza rozpędzonym czasem naświetlania.

Droga wije się właściwie wokół niezwykłej rzeki Humboldt, która snując się wąską strużką przez Nevadę, nie mając ujścia niknie w piaskach Humboldt Sink w zachodniej części stanu. W tym roku rzeka jest prawie niewidoczna, dostrzegamy co chwilę jej prawie wyschnięte koryto. Trzy razy wspinamy się i zjeżdżamy z łańcuchów gór. Okolica sprawia wrażenie zupełnie nieprzyjaznej dla człowieka, a jednak mimo to wszędzie widać ślady życia. Zabudowania dzielą olbrzymie przestrzenie i trudno wyobrazić sobie, jak można przetrwać w takich warunkach; jeszcze trudniej życie z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok - w ekstremalnych warunkach klimatycznych.

Okolica sprzyja stawianiu zakładów karnych; mijamy dwie takie instytucje. Największa z nich mieści się w Lovelock. Jest to potężna twierdza, otoczona czterema wysokimi wieżami strażniczymi. W tym więzieniu osadzony jest O.J. Simpson, słynny amerykański futbolista, uniewinniony w transmitowanym przez telewizję procesie o zabójstwo żony, a skazany kilka lat później za rozbój. Czyżby rzeczywiście nie było ucieczki od kary za zbrodnię ? Nevada zdaje się potwierdzać tę moralizatorską prawdę: ucieczka z więzienia w tej okolicy jest niemożliwa. Nikt nie przetrwałby na pustyni, a przy autostradach pojawiają się napisy: "zakład karny - autostop zabroniony".

Kiedy zbliżamy się do Reno, naszego punktu docelowego krajobraz nabiera wigoru, pojawia się inna, mniej anemiczna rzeka Truckee River, wzdłuż której strzelają drzewa i rosną soczyste trawy.

Pustynia powoli kapituluje wobec źródeł i rozprzestrzeniającego się życia.

7

Stoimy na parkingu Petro w Sparks, na przedmieściach Reno w Nevadzie. Cały biznes kręci się wokół kasyna. Żeby zjeść w restauracji trzeba przejść przez kasyno; by dotrzeć do toalety trzeba przejść przez kasyno - cały budynek obsługujący stacje benzynową dla samochodów osobowych i usytuowaną obok dla ciężarówek ma trzy wejścia. Każde z nich prowadzi do kasyna. Są jednoręcy bandyci, gra w kości "craps" stoły do pokera i oczka. Ruch jest stały, ale w porównaniu z Toronto niewielki, wszystko czynne 24 godziny na dobę; można wybrać dowolny sposób stawiania wszystkiego na jedną kartę. Wstaję w nocy do łazienki, jest tylko dwóch klientów, jeden z nich przy stoliku do oczka. Kilku krupierów pali papierosy nieopodal, czekając na nocnych amatorów hazardu. Kiedy rano jeszcze raz przechodzę przez kasyno, gracz w oczko nadal siedzi na posterunku, paląc papierosa i przerzucając w palcach żetony.

Całość oraz więcej zdjęć można znaleźć tutaj:

http://aleksander-rybczynski.com/2013/08/14/kalifornia-komputer-pokladowy/

Brak głosów