W jednym Tusk ma rację

Obrazek użytkownika box2008
Kraj

Nie jestem sympatykiem Donalda Tuska, jednak w jednym muszę oddać mu rację. Na konferencji prasowej, w ubiegłym tygodniu, stwierdził mianowicie, że w sprawie tak ważnej jak katastrofa smoleńska nie należy kierować się emocjami, lecz starannie kalkulować działania i opinie.

Tak więc, po mimo miesięcy cynicznej gry jaką wokół tragedii z 10.04, prowadził (i prowadzi nadal!!!) Tusk, jego partia i wspierając je zaplecze (medialne), gdy bez cienia skrępowania opluwano i wyszydzano ofiary katastrofy ich rodziny i wszystkich, którzy nie przyjęli, jako dogmat, rozpuszczonej przez Rosjan, już w pierwszych godzinach po zagładzie polskiego Tu 154, wersji, o szarżujących samobójcach poganianych przez Prezydenta Kaczyńskiego i pijanego generała, spróbujmy spojrzeć z dystansu na obecną sytuację.

Po pierwsze, w świetle największej od lat tragedii narodowej, elity RP (rząd, prokuratura, prezydent, służby, armia) okazały się bezradne i to zarówno na etapie poprzedzającym jak i również późniejszym tj. zbadania i wyjaśnienia przyczyn oraz przebiegu ww. katastrofy. Nie zdały egzaminu podczas przygotowania lotu, zabezpieczenia technicznego potrzebnego sprzętu, zapewnienia odpowiedniego poziomu wyszkolenia złogi oraz samej organizacji lotu (okazuje się że nawet nie zadbano o ubezpieczenie załogi i pasażerów!). Niedostateczna była osłona dyplomatyczna jak i służb, odpowiedzialnych za bezpieczeństwo osób piastujących najwyższe funkcje w państwie znajdujących się na pokładzie oraz sprzęt wrażliwy z punktu wiedzenia bezpieczeństwa państwa. Właśnie, tutaj trzeba wyraźnie zaznaczyć, czynnik ludzki dramatu, choć niezwykle przejmujący, jest jednak jednym z elementów tragedii, nie da się wszak nie zauważyć, że na pokładzie rozbitego samolotu znajdowali się przedstawiciele reprezentujący państwo polskie i to na najwyższym możliwym szczeblu, tak więc zdarzenie całe należy, przy całym szacunku dla bólu rodzin i bliskich, rozpatrywać z tego punktu widzenia. Jako uderzenie w państwo polskie.

Po drugie, do bezradności w kwestii zapewnienia bezpieczeństwa państwa, w osobie Prezydenta i najwyższych funkcjonariuszy oraz dowództwa WP doszła, tak wyraźnie widoczne dziś, po ogłoszeniu raportu MAK, całkowita niezdolność do zbadania przyczyn oraz przebiegu zdarzenia. Na skutek błędnych decyzji, podjętych, jak się zdaje, przez zaniechanie ze strony rządu, z Donaldem Tuskiem na czele, całość najważniejszego materiału dowodowego, w sprawie katastrofy, znalazła się w wyłącznej dyspozycji strony Rosyjskiej. Więcej, przyjęty, nie wiadomo dziś przez kogo (rząd nie ujawnia tej informacji), jako podstawa w postępowaniu, załącznik nr 13 do konwencji chicagowskiej, okazał się skutecznym narzędziem do wyłączenia strony Polskiej z postępowania. W efekcie otrzymaliśmy, po dziewięciu miesiącach oczekiwania, oficjalny, opracowany zgodnie z porozumieniem międzynarodowym dokument, „niezależnej” instytucji, który nie dość że nie przybliża nas ani o centymetr do poznania prawdy to jeszcze wymierzony został, jako broń propagandowa, w państwo polskie.

Po trzecie. Powyższe można rozpatrywać na wiele sposobów, trudno jednak nie zauważyć całkowitej klęski rządu PO i Donalda Tuska. Każdy, kto widział Donalda Tuska prężącego do kamery muskuły i jego sławetne (po ośmiu miesiącach zaniechań i powtarzania mantry o zaufaniu!) zdanie o raporcie nie do przyjęcia, odpowiedź, jaką za pośrednictwem Anodiny, przesłał Putin i w końcu konferencję z czwartku ubiegłego tygodnia, na której zgadzał się już z głównymi ustaleniami MAK, wie rzecz oczywistą, Donald Tusk nie jest partnerem dla Moskwy. Okazał się użytecznym narzędziem do przygotowania i zatarcia śladów wokół tragedii smoleńskiej, jednak nie stał się przez to partnerem.

Po czwarte, konsekwencje powyższego są, przede wszystkim, dwojakiego rodzaju. Na arenie międzynarodowej, Polska, po utracie elity środowiska zdolnego do działań, jak zatrzymanie marszu rosyjskich czołgów na Tbilisi, spotkała się z kolejną, tym razem bardziej wizerunkową, jednak niezwykle dotkliwą, porażką. I nie sposób przemilczeć tu roli ekipy Donalda Tuska, zwłaszcza po wczorajszych rewelacjach pana Millera, ministra, która doskonale od miesięcy wiedziała o fałszywkach rosyjskich, jednak nie zrobiła nic żeby zapobiec kompromitacji. Druga konsekwencja dotyczy spraw wewnętrznych. Putin, wykorzystując raport MAK, wyraźnie pokazał relacje łączące Tuska i Moskwę, praktycznie skazując go tym samym na śmierć, polityczną, co wyczuły już wcześniej sępy z mediów gównonurtowych, dystansując z lekka do ekipy PO, bezkrytycznie wcześniej popieranej. Dygresja: pytaniem otwartym pozostaje w którą stronę pójdzie teraz Tusk, czy ugnie pod presją i odda wszystko to co Rosjanie jeszcze chcą od niego uzyskać, by potem się go pozbyć, czy też pójdzie inną drogą?

Po piąte, sprawa Tragedii Smoleńskiej okazała się czynnikiem dominującym politykę w Polsce. Na co trzeba zwrócić uwagę, to na jej bezpośrednie skutki, zmianę w fotelu prezydenckim. Dziś widać wyraźnie, że niezależnie od scenariusza jaki zostanie rozegrany w najbliższych miesiącach (mam tu na myśli zwłaszcza wybory parlamentarne), pałac prezydencji stał się ośrodkiem mogącym pełnić trzy zasadnicze funkcje: kontroli i przeciwwagi dla ekipy Tuska, lub innej wykreowanej w jej zastępstwie, kontroli i oporu gdyby w wyborach wygrało PiS, oraz tratwy ostatniej szansy, gdyby porażka środowisk układowych była w wyborach miażdżąca (np. jak na Węgrzech, na co się zresztą jeszcze nie zanosi). W każdej z sytuacji, pałac prezydencki stanowi doskonałą przechowalnię, na trudne czasy, jakie zgotował nam PO, niezależnie do tego kto będzie formował rząd, realne problemy przed jakimi stoimy spowodują, że będzie to najprawdopodobniej rząd jednej kadencji (może nawet nie całej).

Po szóste, wnioski wypływające z powyższego są nieciekawe, zwłaszcza dla „elit”. Jako „elity” należy tu rozumieć zaangażowany w budowę obecnego systemu układ biznesowo-polityczny, uwłaszczony na majątku publicznym, wywodzący się z postkomunistycznego korzenia i wzbogacony o nowe nabytki wyrosłe po 89 roku. Wychodząc z założenie, że nie można traktować 3 milionowego aparatu PZPR jako monolit, zwłaszcza w końcowym okresie PRL-u, choćby z tego powodu, że będąc jedyną, oficjalną, ścieżką kanalizującą aktywność na polu publicznym, nurt ten siłą rzeczy skupić musiał osoby o różnym stopniu akceptacji dla ówczesnej rzeczywistości, wiemy o tym zresztą z usta samego genseka Jaruzelskiego, który ubolewał nad rozprzężeniem w szeregach partii (o czym pisał Antoni Dudek w „Reglamentowanej rewolucji”). Trzeba zauważyć, że wytworzone w PRL-u elity siłą ambicji jednostek i naturalną koleją rzeczy dążyły do poszerzania zakresu swej władzy. Warunki ku temu wytworzone po 89’ były zdecydowanie korzystniejsze od tych w siermiężnych czasach ludowej ojczyzny. Tak więc te właśnie środowiska mają największy interes w utrzymaniu III RP w kształcie jak najmniej zmienionym. Dlaczego o tym piszę? Otóż szanowni Państwo, sytuacja wokół Tragedii Smoleńskiej pokazała wyraźnie iż dotychczasowy układ sił uległ modyfikacji tak daleko posuniętej, że nie mam mowy o jego utrzymaniu w kształcie choćby zbliżonym do tego z początku ubiegłej dekady. Dziś na skutek nieudolnych działań Donalda Tuska i jego ekipy „elita” III RP otrzymała wyraźny sygnał z Moskwy, król może być tylko jeden i nie zasiada on w Warszawie. Dziś, panie i panowie pracowicie uwłaszczający się na majątku publicznym, stoją w obliczu klęski swej dotychczasowej linii, której personifikacją jest Donald Tusk.

Po siódme, być może wybór niektórym wydaje się oczywisty, wszak w PRL-u dawali sobie radę, jednak czy los Chodorowskiego niczego ich nie nauczył? Nowa rzeczywistość może okazać się uciążliwa, szczególnie dla tych wszystkich, którzy nauczyli się żyć w poczuciu bezkarności płynącym z pełni władzy i bezpieczeństwa, jakie daje im kontrola nad państwem. Dotychczasowe zabezpieczenia mogą okazać się niczym w zetknięciu bezpośrednim z kierowaną z Moskwy mafią, skoro może ulec zagładzie samolot z Prezydentem i 95 osobami na pokładzie… Jakie zagrożenie, w obliczu tego, stanowi PiS i Jarosław Kaczyński?

Brak głosów