Wszystkiego najlepszego życzy kominiarz albo renta zacofania

Obrazek użytkownika szczurbiurowy
Kraj

Pewnego pięknego dnia siedziałem sobie jak zwykle przy komputerze na Salonie24 gdy za oknem zagrzmiało, łupnęło całkiem blisko, światło zgasło, internet się skończył. Na dwa tygodnie.
Nie, nie będę opisywać moich przygód z Błękitną Linią i zgłaszaniem usterki, która, jak się okazało była koincydencją dwóch zdarzeń - spalenia się routera (pewnie ten bliski piorun) i zwalenia się drzewa na linię napowietrzną. I tego, że naprawa tej linii polega do dzisiaj na skrosowaniu kabelków zaciskami bez zabezpieczeń, ot tak wiszą sobie w powietrzu. To pal licho. Nie chcę się też dzielić w pełni moim podejrzeniem, że interwencje techniczne podwykonawców TP w przypadku słabej wydajności łącza polegają, moim zdaniem, na markowaniu działań i wypełnianiu dokumentów, bo rzeczywista przebudowa linii jest zbyt droga, opłaca się wobec tego zwracać abonament klientom - taka strategia cięcia kosztów na terenach gdzie jest niedorozwój infrastruktury. W skali masowej może to być opłacalne, a za to operator ma na liście klientów i churn* jest mały - bo nie ma dokąd pójść.
 
Nie, o tym napiszę później. Teraz, przy okazji opisywanego wydarzenia chciałbym zadać obecnym na tek24 ekspertom Orange pytanie o strategię. Otóż jest ono jedno, ale za to fundamentalne:
 
Czy Orange, i w ogóle Grupa TP ma w swojej strategii wykorzystanie zjawiska tzw. renty zacofania do skokowego zwiększenia ilości klientów na terenach z niedorozwojem infrastrukturalnym? I nie chodzi mi tu o jakąś zapadłą wieś w Bieszczadach ale np. okolice Warszawy, tam, gdzie mieszkam - na łączu kablowym DSL (Neostrada 2 Mbps) rzadko kiedy udaje mi sie uzyskać 512 kbps, a opóźnienia sięgają 300 - 400 ms. A więc ta usługa nie trzyma żadnych parametrów.
 
Masowe inwestowanie w światłowody - a tak rozumiem intencję pytających w czołowym poscie na Tek24 - nie ma sensu z jednego, a za to podstawowego punktu widzenia: TP jako operator narodowy, mający podstawową usługę schyłkową (połączenia telefoniczne) powinien inwestować w technologie, których szybkość realizacji przy równoczesnym zapewnieniu wysokich przepływności na pętli abonenckiej da wreszcie możliwość korzystania z usług cyfrowych wysokiej jakości, zarówno mobilnych jak i stacjonarnych (chociaż mobilność to przyszłość) wszystkim obywatelom Polski. TP jako operator narodowy ma do tego po pierwsze możliwości, a po drugie - ze względu na rozmiary w porównaniu z konkurencją - dostęp do całej populacji. Pozostali operatorzy to fistaszki. 
 
Renta zacofania, o której wspominam w moim pytaniu, to zjawisko, które poznaliśmy w Polsce gdy rozpoczęła się telefonia komórkowa. Do tego momentu linia telefoniczna, posiadanie telefonu było dobrem rzadkim. W momencie inwestycji w sieci komórkowe usługi głosowe stały się powszechne i w tej chwili, po 15 latach mamy w Polsce penetrację na poziomie 117%, czyli jest więcej słuchawek niż mieszkańców kraju. Gdyby chcieć przynajmniej zbliżony wynik osiągnąć za pomocą telefonii stacjonarnej to wymagałoby to olbrzymich nakładów, nie mówiąc już o mitrędze biurokratyczno inwestycyjnej - wykopach, kablach, prawo drogi, pozwolenia itd. A telefonia mobilna rozwiązała ten problem, co więcej - zbudowano sieci nowoczesne i podatne na rozwój i zmiany technologiczne, w sposób prosty adaptujące się do rozwoju technologii. A więc początkowe zacofanie telekomunikacyjne Polski w konsekwencji przyczyniło się do dzisiejszego sukcesu, bo chyba poza sporem jest fakt, że dostępność mobilnych usług głosowych w Polsce jest sukcesem. To właśnie nazywam rentą zacofania.
 
Podobna szansa do tej z połowy lat 90 widnieje przed nami w kontekście tzw. "wykluczenia cyfrowego" całych obszarów, nie tylko wiejskich, ale i tych, które w ciągu ostatnich 20 lat przestały być wsią, a stały się suburbiami wielkich aglomeracji, za czym nie poszły inwestycje w infrastrukturę sieciową stacjonarną - czyli po prostu nie "położono kabla", bo było to za drogie, nie było w planach, albo - co jest schorzeniem polskiego państwa - nie było miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Mieszkańcy lokalnych społeczności usiłują sobie w różny sposób radzić - na przykład powstają lokalni "mini-operatorzy", którzy za pomocą Wi-Fi rozsiewają sygnał po bliższej i dalszej okolicy, podłączając węzeł centralny swojej sieci do jednego jedynego sprawnego łącza 2Mbps i biorąc za to całkiem spore pieniądze. Przemyślność ludzka nie zna granic, gdy chodzi o dostęp do sieci. Ale tak czy inaczej są to tylko ersatze prawdziwych usług internetowych - ze względu na QoS, SLA i wszystkie inne tajemnicze literki, które w sumie oznaczają nic innego jak - jakość. Jakość, do której jesteśmy przyzwyczajeni, gdy korzystamy z internetu w dużymi mieście, albo gdy dzwonimy z telefonu komórkowego będąc w zasięgu stacji bazowej - że działa z dobrą jakością.
 
A więc jeśli grupa TP chce odzyskiwać tracony rynek (a traci - podstawowy dla TP rynek głosowy stacjonarny kurczy się bardzo szybko) to powinna wystartować z projektem, wykorzystującym już istniejącą infrastrukturę (wieże stacji bazowych) na których zainstaluje jakieś super-hiper-nowoczesne urządzenia, które pokryją tereny "wykluczone cyfrowo", na początek podmiejskie, sygnałem o przepływności np. 20 Mbps. Taka technologia istnieje, i pewnie jest rozwijana jeszcze nowsza, szybsza i lepsza. Dlaczego tego nie zrobić? Przecież klienci czekają? Przecież jest baza obecnych i byłych kleintów, jest do kogo uderzyć...
 
No tak. Na ten sam pomysł ktoś już wpadł. Nazywa się Solorz i właśnie kupuje Polkomtel.
 
Wszystkiego najlepszego życzy kominiarz.
 
 

-------------
*churn - odejścia klientów do innego operatora, wyrażane w %
 

 

http://szczurbiurowy.tek24.pl/113,wszystkiego-najlepszego-zyczy-kominiarz-albo-renta-zacofania

 

Brak głosów