10 LISTOPADA, GODZINA 17, NA TRZYDZIESTYM PIĘTRZE

Obrazek użytkownika szczurbiurowy
Kraj

 W podmuchach listopadowego wiatru wieżowiec lekko się kołysał. Za oknem były ciemności, a w  dole miasto iskrzyło się pomarańczowymi lampami i przesuwającymi się światłami samochodów. To biuro było na 30 piętrze i szklane ściany oddzielały ciepłą recepcję od zimnego świata. Było już późno i recepcjonistka przygotowywała się do wyjścia, wszyscy prawie poszli. Jedynie samotny gość do zarządu umówiony na piątą po południu przyszedł trochę wcześniej i czekał na fotelu, przeglądając “Rzeczpospolitą”.  Jasne światło lamp w metalowych panelach pod sufitem, szkło, chromowany metal, skórzane brązowe kanapy, dębowy kontuar recepcji.

Na recepcjonistkę czekający gość nie zwróciłby wagi, gdyby nie jej dziwna uroda - przez dłuższą chwilę nie mógł się zorientować, kogo mu przypomina, po tym, jak wzięła jego wizytówkę i zadzwoniła do asystentki prezesa, że już się zjawił. Przez dłuższą chwilę szukał w pamięci, kto to mógł być, i pomyślał, że może to ta sama osoba i teraz ta dziewczyna oczekuje przypomnienia, a nie tylko zdawkowego uśmiechu - ale po chwili sobie uświadomił, że ta twarz, ta uroda przypomina mu wyobrażoną w dzieciństwie Oleńkę Billewiczównę, zanim jeszcze obejrzał film. Tak, to była ta twarz, ta uroda, ten typ kobiecości. 
 
Siedział na tym fotelu i obserwując ukradkiem dziewczynę jeszcze raz robił przegląd spraw przed spotkaniem. Z tym prezesem zdążyli się już dość dobrze poznać, podczas długich negocjacji. Wszystko było dogadane - zakres, warunki, terminy, pieniądze. O ile wszystko pójdzie dobrze, to dzisiaj podpisze umowę, jutro czyli w piątek, zatwierdzi się harmonogram i poumawia ludzi, potem jest sobota i niedziela i w poniedziałek, zgodnie z harmonogramem będzie można przystąpić do audytu i wywiadów z pracownikami, analizy infrastruktury, a po tygodniu przedstawić propozycję działań i budżet zakupowy - chodziło o zmiany systemu teleinformatycznego, zgodnego ze standardami firmy-matki z za granicy. W ogóle był to dziwny kontrakt - zazwyczaj Wielki Brat nie dopuszcza krajowych ekspertów, takich jak on, i przysyła swoich, ale ten prezes ma chyba mocna pozycję, bo uparł się na to, żeby to nie właściciele zza granicy dokonywali zmiany, tylko żeby zrobić to polskimi siłami. Swoją drogą była to chyba kwestia budżetu - jego usługa była ze trzy razy tańsza, od tego co policzyłby sobie Wielki Brat. A że jego firma miała wszystkie wymagane certyfikaty, to i argumentacja była łatwiejsza.
 
Dziewczyna z recepcji - Oleńka jak ją nazwał - postawiła na blacie kryształową wazę, trochę taką jak u cioci  na imieninach, z logo firmy i zaczęła układać w niej kwiaty. To były goździki i gdy je zobaczył, jak w drobnych palcach Oleńki układają się w rozetę, którą przeplata biało-czerwona wstążka - biało-czerwone goździki i biało-czerwona wstążka - uświadomił sobie, że jutro jest święto. I, że jutro nic się nie zdziała, że trzeba zmienić harmonogram.”Dobrze że sobie przypomniałem” - pomyślał, “bo była by wpadka w rozmowie”. 
 
Patrzył na dziewczynę, której twarz była pełna jakiejś spokojnej zadumy, a może tkliwości. Delikatnie związywała wstążką kwiaty, tak, aby utrzymać rozłożenie ich w rozetę w wazonie. Śledząc jej spojrzenia już wiedział, gdzie chciała go postawić - na stoliku na przeciw recepcji, obok fotela na którym siedział. Było tu, zawieszone na ścianie i oświetlone, logo firmy.
 
Usłyszał jakiś ruch, kroki w głębi korytarza, ciemnego w kontraście z jasno oświetloną recepcją. Spodziewał się asystentki prezesa, ale nie, to były męskie, energiczne kroki - to był on sam, wychodził do niego, bo i okazja była ku temu - podpisanie umowy. Wyszedł z ciemnego tła zwrócony do niego, z wyciągniętą ręką, w ciemnym garniturze, czerwonym krawacie na białej koszuli. Młody, tuż po czterdziestce. Uśmiech, oczy, profesjonalne wpatrywanie się przez chwilę, gest zapraszający, rutyna i lata wprawy. Odpowiedział tym samym, wyciągnął rękę ku jego ręce i już mięli wymienić uścisk, gdy tamten nagle zesztywniał, opuścił rękę i zwrócony do recepcjonistki, postąpiwszy krok ku niej, ostro, prawie krzycząc zapytał
- Co ty robisz?
Dziewczyna podniosła głowę na prezesa, zaskoczona. 
- Układam bukiet…
- To widzę! Ale dlaczego taki? I gdzie chcesz to postawić?
Oleńka wskazała na stolik naprzeciw
- Tam. Ale czy nie wolno? Jutro jest….
- Wiem co jest. Proszę mi żadnych demonstracji tu nie urządzać!
Widać było, że dziewczyna jest zdumiona.
- To co mam zrobić?
- Nie wiem. Wyrzucić!
Dziewczyna spojrzała na wazon z kwiatami. Wypuściła wstążkę, położyła płasko dłonie na blacie kontuaru recepcji. Biel skóry na ciemnym dębowym drewnie. Palce lekko zbielały od nacisku. Denerwowała się?
Prezes stał na przeciw tej drobnej kobiety. Gość czuł rosnące napięcie między tym dwojgiem. Stał obok widząc, jak mężczyzna jakby zbierał się w sobie, czekając na reakcję recepcjonistki.
- Ja tego nie zrobię… - powiedziała cicho. Mówiąc to spojrzała na prezesa wprost. Gość zdziwił się, że nie widać było w jej postawie lęku. Raczej zdumienie.
- No to ja to zrobię! - mężczyzna podszedł krok, chwycił obiema dłońmi kwiaty, uniósł, rozejrzał się w poszukiwaniu kosza na śmieci i jak w koszykówce rzucił je celnie. Wstążka zawinęła się na czarnej folii pojemnika, w biało-czerwonej serpentynie.
Prezes odwrócił się do swego gościa, znowu z wyciągniętą ręką. Trafił w próżnię. Mężczyźni stali naprzeciw siebie, gość nie wyciągał już ręki na przywitanie. Patrzyli na siebie bez słowa.
- Nie podpiszemy dzisiaj umowy, panie prezesie.
- Ale dlaczego? Przecież wszystko jest już dogadane - prezes zdziwił się unosząc brwi. Czarne oczy patrzyły jednak bez zdziwienia, badawczo oceniając nowy zwrot w negocjacjach. 
- Dlatego - gość wskazał kosz ze zwisającą wstążką
Prezes obejrzał się przez ramię
- To tylko kwiaty
- Żadnej umowy. Ani teraz, ani nigdy.
- To tylko kwiaty
- Dla pana.
Gość odwrócił się i odszedł w stronę wind. Nacisnął podświetlany na zielono guzik na granitowej ścianie. Wszedł do windy ze szkła. Szklana ściana oddzielała go od czarnej przestrzeni. W dole przesuwały się czerwone i białe światła samochodów. Opadał w przepaść słysząc ten głos - to tylko kwiaty. Tylko. Kwiaty.
 
Brak głosów

Komentarze

Jeśli to opis prawdziwego zdarzenia, to wspaniałe!

Vote up!
0
Vote down!
0
#199074

to bardzo smutne. A ponieważ smutne, to chyba bardzo prawdziwe.
Pozdrawiam Cię serdecznie
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.

Vote up!
0
Vote down!
0

----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*

#199077