pochwała paranoi, albo kilka uwag o teoriach spiskowych

Obrazek użytkownika tad9
Kraj

Jak wiadomo - wszystkiemu winni są antysemici, ze szczególnym wskazaniem na polskich endeków. No, może endecy nie są winni aż wszystkiemu. O zatruwanie studzien nikt jeszcze endeków nie oskarża (?), ale to oni - na przykład - zatruć mieli postępową PZPR swoimi nacjonalistyczno - antysemickimi miazmatami, skutkiem czego PRL była tak paskudna, jak była po 1968 roku (szczęśliwie nurt reformatorski jakoś w partii przetrwał, aż do wiekopomnej "transformacji ustrojowej"). Albo - weźmy spiski. Spiski endeckie, to bodaj jedyne spiski, które wypada traktować poważnie. Liga Narodowa, "Zet"(to przecież były organizacje tajne!), poufne wykorzystywanie przez Maurycego Zamoyskiego arystokratycznych koneksji w celach politycznych... To wszystko historia, tak było, pisanie o tym to nie żaden "antypolonizm" jedno zwykłe dziejopisarstwo. Co innego gdy ktoś twierdzi, że do podobnych działań zdolni byli, powiedzmy - Żydzi. Że - podobnie jak Polacy - umieli, mimo braku państwa, wykształcić elity potrafiące definiować "cele narodowe", a następnie działać na rzecz realizacji tych celów, przy tym działać także, a nawet przede wszystkim, przy pomocy posunięć tajnych i zakulisowych, bo taki charakter działań wymuszała wręcz sytuacja. A przy tym wszystkim owe żydowskie „cele narodowe” nie musiały współgrać z "interesem narodowym" definiowanym przez elity takich tworów jak Cesarstwo Rosyjskie, Imperium Otomańskie, wspomniane wyżej tworzone przez Polaków nieformalne środowiska polityczne, czy - później - II RP. Gdy ktoś posądzi Żydów o zdolność do podobnych działań - z miejsca klasyfikowany jest jako "antysemita", choć - na zdrowy rozum - bardziej antysemicko brzmi sugestia, że Żydzi są mniej zdolni od Polaków. Owszem, Polacy byli w stanie tworzyć odznaczające się pewną skutecznością, nieoficjalne ośrodki polityczne, ale Żydzi z całą pewnością na to nie wpadli - to zdają się twierdzić nasi pogromcy " antysemickich teorii spiskowych" i niech publiczność rozstrzygnie kto tu naprawdę jest "antysemitą".

Ale zostawmy na chwilę Żydów w spokoju. Ostatecznie różne spiski - choć to trudne - mogą się obyć bez ich udziału. Oto, kilka miesięcy temu, przez media przemknęła taka ciekawostka historyczna: okazuje się, że Anglicy najordynarniej w świecie przekupili iluśtam przedstawicieli hiszpańskiego establishmentu politycznego (w tym wysokiej rangi wojskowych), by ci działali przeciw ewentualnym aliansom Franco z Hitlerem. Mamy więc przykład niepięknych (korupcja!) i zakulisowych ingerencji jednego państwa w sprawy drugiego. Jak powinni postąpić z tym fantem nasi przeciwnicy "teorii spiskowych"? Tak jak zwykle - nie powinni przyjąć tej historii do wiadomości i zbyć ją ironicznym komentarzem. W przeciwnym bowiem razie przyjdzie im uznać, że polityka nie wygląda tak poczciwie, jak im się dotąd wydawało. Ale cóż prostszego nad pisywanie ironicznych komentarzy? Galopujący Major teorie Sciosa podsumował tak:

"Gdybym zaczął pisać teksty śledcze, posługując się logiką "na Ściosa", byłbym w stanie udowodnić, że Karol Wojtyła zlecił zabicie Popiełuszki, konkretnie przez zaniechanie niejakiego Glempa (nie kazał ks Jerzemu wyjeżdżać na studia). Wszak przecież Wojtyła, już jako papież przyjął swego czasu u siebie Michnika, który był kumplem Kuronia, więc mu pewnie Michnik szepnął: załatwione, TW Papieros mówi, że najlepsze kasztany są na placu Pigal, a teraz tylko dogadać się trzeba z Kiszczakiem, a potem możesz trąbić Ojcze Święty, o Unii Europejskiej od Unii Lubelskiej. Kapuchę prześlemy przez Turowicza i Woźniakowskiego. Słowem można by wziąć, wrzucić do kotła co tam się ma pod ręką, zamieszać, i solidnie dopieprzyć (zwłaszcza dopieprzyć). A potem wylać na blog z uśmiechem częstujcie się moi kochani, ostatni zmywa naczynia. Można by też spróbować przykładać logikę inną niż Ściosa, zwłaszcza że niektórzy o logikę głośno wołają, a już na pewno kolega Rybitzki. Który czytając tekst Kuronia logicznie się dziwi, któż to rządził PRL i już wie, że służby, które rządzą i po 89. Znaczy może nie do końca rządzą, gdż Być może ci ludzie nie mają teraz wpływu na centralne ośrodki polskiej władzy. No jasne, że nie mają wpływu przecież oznaczałoby, iż na smyczy prowadzają samego prezydenta, a przecież nie takich bystrzaków potrafi przechytrzyć nasz Leszek (z Żoliborza, nie z Spotu)".

No cóż, przy pomocy ironii można się - raz, dwa - rozprawić ze wszystkim. Weźmy - z Wikipedii - konferencję wersalską:

"Traktat wersalski - główny układ pokojowy kończący pierwszą wojnę światową, podpisany przez Niemcy i państwa ententy 28 czerwca 1919 roku. Został ratyfikowany 10 stycznia 1920 roku i z tą datą wszedł w życie. Traktat ustalił wiele granic międzypaństwowych w Europie oraz wprowadził nowy ład polityczny. Traktat wersalski został zawarty podczas paryskiej konferencji pokojowej, trwającej od 18 stycznia 1919 roku do 21 stycznia 1920 roku. Brało w niej udział 27 zwycięskich państw. Polska była reprezentowana przez Ignacego Paderewskiego i Romana Dmowskiego. Państwa pokonane w I wojnie światowej (Niemcy, Austro-Węgry, Turcja, Bułgaria) nie zostały dopuszczone do konferencji. Przedstawiono im tylko traktaty do podpisania. Rosja Radziecka nie została zaproszona, gdyż mocarstwa Ententy nie uznawały rządu bolszewickiego, który podpisał separatystyczny pokój z Niemcami w marcu 1918 (Traktat brzeski)."

Tyle Wikipedia. A teraz jazda. Można na przykład tak:

Są ludzie, którzy wszędzie widzą spiski. Historia, która jest chaosem, jawi się tym dziwakom jako dzieło potężnych graczy działających za kulisami (gdy na Sycylii wybuchnie wulkan to - według zwolenników spisków - winę za to ponosi Wielki Wschód Francji). A teorią spiskową mającą bodaj najwięcej zwolenników jest zaś teoria tzw. "konferencji wersalskiek". Jest tu wszystko, co paranoicy lubią najbardziej: zjazd przedstawicieli potężnych organizacji (państw) w zamku (Wersal), ustalenia zapadające w wąskim gronie, a mające wpływ na losy świata... Ile trzeba naiwności, by uwierzyć w coś podobnego? A jednak - wciąż są tacy, co wierzą. "Mamy dowody" - krzyczą. Rzecz w tym, że - jak już dawno zauważyli badacze konspiracjonizmu - zwolennicy teorii spiskowych nigdy nie mają problemu z brakiem dowodów. Przeciwnie - cierpią raczej na ich nadmiar. Dowodem bowiem może być dla nich wszystko. Widzimy - np. - na archiwalnym filmie grupkę osób przechadzających się przed jakimś budynkiem. To uczestnicy konferencji wersalskiej uchwyceni na gorącym uczynku - krzyczą spiskolodzy. Przepraszam, ale - skąd to wiadomo? Bo tak się utarło? To chyba trochę za mało na ślepą wiarę? Jeśli zaś chodzi o tzw. "oryginały" traktatów, które - jak twierdzą zwolennicy spiskowych teorii - są niezbitym dowodem na historyczność konferencji wersalskiej to wiadomo, że dokumenty były fałszowane, są fałszowane i fałszowane będą. W Polsce - dajmy na to - komunistyczna SB zdołała wytworzyć całe kilometry sfałszowanych teczek (fałszerstwo zostało niezbicie dowiedzione przez największe autorytety moralne tego kraju), więc darujmy sobie rozważania o dokumentach jako dowodzie na cokolwiek... Powtarzam: nie ma jednoznacznych dowodów na rzecz teorii głoszącej, że grupa starszych panów spotkała się pod Paryżem i powymyślała granice dla całego kontynentu. Są poszlaki, które mogą wskazywać na coś zupełnie innego, i źródła, które nie muszą być prawdziwe, a nawet jeśli są - to dają się interpretować i na inne sposoby. Nie brak - niestety - paranoików, którzy szczerze przyjmują się brechtą o "konferencji w Wersalu".

Że to dość marne rozprawienie się z teorią "traktatu wersalskiego"? Nie przeczę, ale czy aby na pewno gorsze od tego, co zwykle serwują nam internetowi pogromcy teorii spiskowych? A przecież z tego, że istnieją błędne, czy absurdalne teorie spiskowe nie wynika brak spisków. Zakulisowi macherzy czynni się w każdym państwie, ale w krajach postkomunistycznych jest to, jak sądzę, zjawisko podniesione do potęgi entej. Były to bowiem "państwa policyjne" niejako z natury. Ostatecznie korzystanie z arsenału środków i działań właściwych służbom specjalnym (inwigilacja, infiltracja, prowokacja, agentura wpływu, tworzenie organizacji fasadowych) było zwykłym modusem operacyjnym partii komunistycznych (to naprawdę były partie "nowego typu"!). I wszystko to rozwiało się jak zły sen pewnego dnia w 1989 roku? Wątpię. Dużo bardziej prawdopodobne jest, że III RP to twór genetycznie skażony mutującą bezpieką. Weźmy taki obrazek: przy okazji niedawnego medialnego benefisu czekisty Zacharskiego odżyła - na krótko? - sprawa "Olina". Stronnictwo Zacharskiego (i on sam) puszczało do publiczności oko dając do zrozumienia, że Józef Oleksy jednak był "Olinem", podczas gdy stronnictwo Oleksego twierdziło, że mieliśmy do czynienia z następującą prowokacją: sprawę "Olina" zmontowali ludzie Wałęsy, by ułatwić temu ostatniemu zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Co do mnie - skłaniam się do wersji "irenicznej": Oleksy pewnie był "Olinem", a ludzie Wałęsy wykorzystali ten fakt politycznie. Dla oceny III RP nie ma to jednak dużego znaczenia. Bo albo mieliśmy do czynienia z imponującym rajdem sowiecko/rosyjskiego agenta po najwyższych stanowiskach w państwie (Oleksy nie był chyba tylko prezydentem i prymasem), albo mamy do czynienia z państwem, w którym służby specjalne montują prowokacje na gigantyczną skalę. Jak by nie patrzeć - paskudna sprawa. A przy tym ta sprawa nikogo nie "zabiła", przynajmniej gdy idzie o graczy z najwyższego szczebla. Przetrwał i Oleksy i Milczanowski. Zacharski chyba powraca, a Czempiński nigdy nie odszedł naprawdę. Siemiątkowski, który przejął MSW po Milczanowskim też ma się dobrze, a Wałęsa znów jest autorytetem. I cóż myśleć o takim państwie? A Polska, na swoje nieszczęście, leży w możliwie najpaskudniejszym geopolitycznie miejscu Europy. Jest - dla mnie - czymś oczywistym, że wszyscy liczący się światowi gracze mają ochotę na zdobywanie i utrzymywanie tu wpływów przy pomocy wszelkich dających się zastosować sposobów. No, może nie wszyscy gracze starają się równie mocno. Powiedzmy, że Chiny, Indie czy Japonia mogą sobie pozwolić na pewien dystans do środka Europy. Ale Rosja, Niemcy, USA, Anglia, Francja, czy tężejąca właśnie imperialna biurokracja uniopejska - to już co innego (dorzuciłbym jeszcze Izrael szalenie ruchliwy w tej materii). Są to, jak sądzę, szalenie trudne do opisania mieszanki wpływów, już choćby z tego powodu, że jesteśmy w epoce przejściowej. Z jednej strony ciągle istnieje polityka na poziomie "interesów narodowych", z drugiej coraz więcej własnych interesów ma biurokracja UE, a do tego dochodzą tacy rozrabiacze jak wielcy spekulanci, którzy - jak wiele na to wskazuje - Europę Środkową i Wschodnią od lat doją na potęgę, oraz - mafie. Wszyscy oni, z powodów dość oczywistych, szukają sposobów, by możliwie blisko zaprzyjaźnić się z tutejszą klasą polityczną. A klasę mamy - jako się rzekło - postPRL-owską, rzecz można postkolonialną i nie przypuszczam, by jej przedstawiciele odznaczali się większą odpornością, niż ci generałowie Franco, którzy ulegli sile brytyjskiego funta...

Weźmy historię z czasów heroicznej epoki „transformacji ustrojowej”. Dla mnie – jest to piękny przykład melanżu ludzi partii komunistycznej, bezpieki i globalnych mafii. Cytuję – zmodyfikowany – kawałek mojego dziełka pt. „Macierz”:

Na początku lat 90-tych "pierwszy komercyjny bank w Polsce" zakładał Dawid Bogatin, braciszek niejakiego Jakowa Bogatina, druha Siemiona Mogilewicza - jednego z większych bossów "mafii rosyjskiej". I trudno mi doprawdy uwierzyć, że powiązania Bogatina były tajemnicą dla tych, którzy pozwolili mu na uruchomienie biznesu w Polsce. Według Roberta Friedmana, autora książki o mafii rosyjskiej, Dawid Bogatin był bowiem jednym z najbardziej znanych w USA przestępców. Do Polski czmychnął, gdy - przed procesem - zwolniono go za kaucją z amerykańskiego więzienia. Czy takie sprawy mogły zostać u nas przeoczone? Nie przesadzajmy z tym odcięciem Polski od świata na początku lat 90-tych XX wieku. Jak pisze Friedman, Bogatin w Polsce..."obracał grubymi pieniędzmi rosyjskich mafiozów, mieszkał jak udzielny książę w pięciogwiazdkowym hotelu, strzegło go 125 polskich komandosów". W interesie Bogatina pracę znaleźli między innymi: Andrzej Szpringer były I sekretarz KW PZPR, Aleksander Chochorowski były szef SB i Komendy Wojewódzkiej MO, Henryk Grądkowski - były przedstawiciel PRL w centrali RWPG, Stanisław Woźniak - szycha PZPR szczebla wojewódzkim. Szefem ochrony u Bogatina został zaś Aleksander Mleczko, w PRL - zastępca naczelnika V wydziału krakowskiej SB i kursant KGB (u Bogatina Mleczko zajmował się też windykacją). Bank korzystał z usług kancelarii prawnej KNS, której współwłaścicielami byli Ireneusz Nawrocki i Andrzej Kartiuk. Ten drugi to przyjaciel domu prezydentostwa Kwaśniewskich i prezes rady fundacji "Porozumienie bez barier" prezydentowej. Dodajmy, że komisja orlenowska ustaliła, że w archiwach IPN Kartiuk występuje pod dwoma pseudonimami: "Krystian" i "Krist". Ten pierwszy zyskał jako współpracownik wywiadu (był stypendystą w RFN), ten drugi - w SB. W listopadzie 2008 Kartiuka zatrzymało CBŚ w związku z procederem prania brudnych pieniędzy, ale i wcześniej jego nazwisko pojawiało się w ciekawych kontekstach. Np. w sprawie "wykorzystywania poufnych informacji w transakcjach XI NFI". Funduszem kierował Ireneusz Nawrocki, a Kartiuk korzystając z prywatnych informacji miał robić pieniądze. Czynni w interesie Bogatina osobnicy zrobili później świetne kariery publiczne. O dalszych losach panów Nawrockiego i Kartiuka już wspomnieliśmy. Jeden sprawdzał się w NFI, drugi - brylował w otoczeniu prezydenta. Aleksander Mleczko trafił na stanowisko wicedyrektora Biura Międzynarodowych Relacji Skarbowych. "Rzeczpospolita" (z 20.10.2004)podsumowała to tak: "Były funkcjonariusz SB ma dziś dostęp do największych tajemnic państwowych. ABW wydała Mleczce poświadczenie dostępu do informacji niejawnych do poziomu "ściśle tajne", co umożliwia mu dostęp do tajemnicy państwowej o najwyższej klauzuli. Znajomi Mleczki z krakowskich czasów powiedzieli nam, że tajemnica otrzymania tego poświadczenia przez Mleczkę tkwi w jego przyjaźni z Kazimierzem Ślusarczykiem, byłym funkcjonariuszem SB, pozytywnie zweryfikowanym w 1990 roku, dziś dyrektorem Delegatury ABW w Katowicach" (sam Mleczko został zweryfikowany negatywnie). Ale z ludzi, którzy otarli się o Bogatina najwyżej zaszedł chyba szef oddziału warszawskiego jego banku w latach 1991-1993, czyli - Wiesław Kaczmarek, który został ministrem.

Oczywiście można powiedzieć: to wszystko nic nie znaczy. Ale na takie rozwiązanie jestem za leniwy. Zwyczajnie: zbyt wiele wysiłku kosztowałaby mnie budowa przekonania, że III RP wygląda tak, jak ją opisuje Michnik w "Gazecie Wyborczej". Takim, jak Galopujący Major chce się to robić, a mnie - nie. A może to nie kwestia wysiłku, tylko predyspozycji psycho-fizycznych? Galopujący Major, zapytany, czy sam mógłby tworzyć teorie spiskowe odparł: "mógłbym, ale ja mam problem, bo ja w takie teorie nie wierzę". Odpowiedź interesująca przez swą skrajność. Gdyby mnie kto zapytał, czy wierzę w jakąś teorię dlatego tylko, że jest spiskowa, odparłbym, że nie. Na pytanie, czy historia to - dla mnie - tylko spiski, też odpowiedziałbym negatywnie. A Galopujący Major - trach! - nie wierzy w żadną teorię spiskową i już (w spiski endeckie też nie?). Chyba można z tego wnosić, że życie publiczne GM widzi mniej więcej tak, jak mu to podają w programach informacyjnych około godziny 19-tej. Do tego naprawdę trzeba specyficznego typu umysłowości! Skąd się taka bierze? Zwolenników teorii spiskowych podejrzewa się często o skłonności paranoiczne. A co może być podłożem twardej niewiary w spiski? Nie mam pojęcia. Może miałby tu coś do powiedzenia Oliver Sacks, neurolog opisujący w swoich książkach przeróżne przypadki medyczne mające za podłoże defekty czy uszkodzenia mózgu. Na przykład - zespół Korsakowa. Dotknięci nim osobnicy pozbawieni są pamięci długotrwałej. Dla zwolenników białej wersji historii III RP - rzecz bezcenna. Diabli wiedzą jakie podłoże ma niemożność wiary w spiski. Tak, czy owak - cokolwiek to jest - wolę moją paranoję...

PS

Informacje o Bogatinie i orbitujących wokół jego biznesu figurach za:

Robert Friedman, Czerwona mafia
PS, Człowiek Kaczmarka i Kwaśniewskich, Nasza Polska 683
Piotr Gabryel, Piąta władza, czyli kto naprawdę rządzi Polską
Piotr Gajdziński, Anatomia zbrodni nieukaranej
Agnieszka Rybak, Izabela Kacprzak, O mnie proszę nie wspominać, Rz. 9.08.2008.

Brak głosów

Komentarze

Ha! Sam pisząc o absurdach spiskologii, napisałem jednocześnie, że zakulisowych rozgrywek nigdy nie można bagatelizować!

http://niepoprawni.pl/blog/2/jest-spisek

Vote up!
0
Vote down!
0
#16755

Od dawna nie zaglądam na salony salonu 24, wiec dla mnie nie istnieje :)
Twój post jest jednak pracowicie przemyślaną i starannie udokumentowaną polemiką, z której można się wiele dowiedzieć, niezależnie od tego, z czym się spiera, więc z radością dają dziesięć "kropek".

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#16757

Świetny wpis, 10 gwiazdek. Pisz nam więcej i więcej Tadzie.
Pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#16758

a ja wczoraj w ktorejs telewizji prywatnej usłyszałam taka teorię,że gdyby nie IPN to by spokoj był i tych "kapusciarzy "by nie było,bo ich produkuje IPN własnie pod nadzorem prezesa kurtyki.

Kto by lepszą teorie spisskową wymyslił?

pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0
#16759