Ziemkiewicz w obronie Świętej Inkwizycji. Nr 9 Do Rzeczy Historia

Obrazek użytkownika KP
Historia

"Inkwizycja była najbardziej uczciwym,bezstronnym
i nowoczesnym sądem, na jaki można było w Europie liczyć.

Nie była to żadna tajna policja ani tym bardziej policja
polityczna papiestwa czy też korony hiszpańskiej. Nie powstała po to, by palić czarownice. Nie stosowała
wymyślnych tortur ani wyszukanych,
psychologicznych manipulacji. Nie budziła też we współczesnych większej grozy niż sądy cywilne tamtych czasów i nie szafowała wcale karą stosu (...). W istocie ten, kto stanął przed sądem inkwizycyjnym,
zamiast przed zwykłym sądem miejskim
lub ziemskim, mógł się uważać za
szczęściarza. (...)
Potoczne wyobrażenie fanatycznych,
krwiożerczych inkwizytorów z prozy
Poego, Gide’a czy Eco oraz z niezliczonych
innych książek oraz filmów ma tyle wspólnego
z faktami co bajki Dana Browna.

Podobnie jest ze złowrogim nimbem, jakim
otoczyli oświecenie i jego kontynuatorzy
postaci takie jak Tomas dé Torquemada
czy Bernard Gui. Na szczęście dla nich
i wbrew tworzonej przez wieki czarnej
legendzie jeden i drugi pozostawili po
sobie podręczniki oraz instrukcje dla podlegających
im inkwizytorów. W trakcie ich
lektury współczesny czytelnik, bezrefleksyjnie
przyjmujący potoczne wyobrażenie
o inkwizycji, przeżyje szok.
Bynajmniej nie są to książki napisane
przez ograniczonych fanatyków, prekursorów
nowożytnych totalitaryzmów czy
sadystów. Inkwizytor powinien według
nich: „Zawsze zachować spokój, nie dać się
ponieść złości ani oburzeniu […]. Powinien
nie zatwardzać swego serca i nie odmawiać
zmniejszenia albo złagodzenia kary
zależnie od towarzyszących okoliczności
[...]. W przypadkach wątpliwych powinien
być ostrożny, powinien wysłuchiwać,
dyskutować i badać, aby dojść cierpliwie
do światła prawdy”. A także musi „pamiętać
o miłosierdziu i o tym, że celem
[inkwizytora] jest zgładzenie grzechu, nie
grzeszników”.
takich wyroków
na 50 tys. spraw. (...)
Wbrew mrocznym wizjom popkultury
uczestniczenie w widowiskowym
zbiorowym paleniu heretyków na
stosach nawet za czasów Torquemady
nie było łatwe − współczesny turysta,
przeniesiony tam wehikułem czasu,
byłby niezmiernie rozczarowany, stwierdzając,
że widowisko „autodafè”, czyli
„pojednania” skazanego z Kościołem,
miało w miażdżącej większości przypadków charakter całkowicie bezkrwawy,
a jego kulminacyjnym momentem było
zapalanie nie stosów, tylko świec trzymanych
przez „przywracanych” do wiary
heretyków."

Rafał Ziemkiewicz, nr 9 "Historia Do Rzeczy"
"O obronie świętej inkwizycji"

Brak głosów