Pouczenie metodologiczne

Obrazek użytkownika Smok Eustachy
Kraj

Niestety znajdujemy się w doborowym towarzystwie. W USA po zamachu na prezydenta Kennediego dochodziło również do różnych nieprawidłowości. No ale tam wiedzieli przynajmniej od razu, że był zamach. Chociaż łatwiej mieli wiec żadna zasługa. Przyczyna tej zaskakującej nieporadności dochodzeniowej jest prosta: byle kto nie jest w stanie zlecić zamachu na prezydenta, a skoro ma możność organizować takie rzeczy to lepiej mu w drogę nie wchodzić. Pisałem już o takim sposobie myślenia - zawieszającym stosowanie zasad metodologicznych. Zresztą o metodologii też pisałem teraz więc rekapitulacja:

Jeśli nie mamy podstaw metodologicznych to nic nie przebadamy i nic nie zrozumiemy, dlatego na początek Bronisław Wildstein walcujący Piotra Śmiłowicza popisującego się ignorancją metodologiczną. Wstyd, że akurat Wildstein musi takie rzeczy przypominać:

  1. Nie istnieje w rzeczywistości ludzkiej stuprocentowa pewność.
  2. Nie ma co spekulować.

Proszę oto wypowiedz Wildsteina:
 

http://youtu.be/cygFS5mfZ70

I ważne omówienie znaczenia błędnego umieszczenia gen Błasika w kokpicie: Głos, który był rozpoznany jako głos gen. Błasika okazał się głosem drugiego pilota. Czyli Raport Komisji Millera został sfalsyfikowany i koniec pieśni. Dowód został obalony, ustalenia mylne. Nie można spekulować że cośtam gdzieśtam albo że jak nie rozumiemy co kto mówił to znaczy, że był to gen. Błasik. 

Przechodzę teraz do zasad poznawczych. Niezwykle ważną taką zasadą jest:

Twierdzenie bez dowodu możemy odrzucić bez dowodu.
Czyli jeśli ktoś tam wywodzi, że przyczyną katastrofy było zejście przez załogę poniżej bezpiecznej wysokości i nie udowadnia tego, to my nie udowadniamy, że się myli, tylko stwierdzamy, że przyczyną katastrofy nie było zejście przez załogę poniżej bezpiecznej wysokości i szlus. To ważne, bo będą wysuwali rozmaite androny i przesuwali ciężar dowodzenie tej sieczki na nas.

Mamy podstawowe hipotezy:

  1. Awaria samolotu.
  2. Błąd załogi.
  3. Błędne naprowadzanie.
  4. Zamach terrorystyczny.
  5. Zamach nieterrorystyczny.

I mamy podstawowe sfery badań:

  1. Zapisy skrzynek i rejestratorów (wszystkich) samolotu.
  2. Zapisy innych rejestratorów, z wieży, innych samolotów itp.
  3. Zeznania kontrolerów itp osób uczestniczących.
  4. Zeznania świadków postronnych - przypadkowych.
  5. Sekcje zwłok.
  6. Stan wraku.
  7. Ślady materialne na ziemi.
  8. Nagrania audio i video.

Hipotezy powinny być weryfikowane we wszystkich sferach badań, i to w sposób aktywny. Tzn nie można stwierdzić, że świadkowie się nie znają i łżą więc z nimi nie gadamy. Owszem, można uznać że świadek się pomylił ale dopiero po starannym zebraniu zeznań, zrobieniu wizji lokalnej (nie pisałem o wizji do tej pory, a jest on ważna. Trzeba poustawiać ich tam, gdzie byli i sprawdzić, co kto widział). Podobnie nie można uznać, że badania wraku niepotrzebne, bo jakby wpadł do oceanu to byłby niedostępny. A jak jest to trudno.

Pouczająca tu jest wymiana zdań na Twitterze między expertem Zespołu Parlamentarnego Markiem Dąbrowskim a Wiesławem Jedynakiem (przeredagowałem dla czytelności - scaliłem kilka tłitów w jedno).
 

       

Marek Dąbrowski @Marek_Dabrowskl

 A jaką przyczynę katastrofy nad Lockerbie podałby Pan korzystając tylko z rejestratorów?

                     Wiesław Jedynak ‏@Jedynak_Wieslaw

Nie znajduję tu żadnych analogii. Każdy wypadek jest inny, ale też w każdym FDR jest podstawowym żródłem wiedzy.           Marek Dąbrowski ‏@Marek_Dabrowskl

To nie kwestia analogii-czyli ja niestety muszę sobie odpowiedzieć. Korzystając tylko z FDR NIC BY PAN NIE WYJAŚNIŁ. A z FDR ze Smoleńska jest niestety problem. Oczywiście wiadomo Panu że sygnał dźwiękowy ABSU w CVR włączył się kilka sekund przed odłączeniem kanału wg FDR i QAR? Chodzi o ostatni z odłączanych kanałów. Potrafi Pan wyjaśnić ten fenomen? Między poprzednimi kanałami była b.ładna korelacja czasowa CVR z FDR- a ostatni zadźwięczał za wcześnie. Przedziwne.           Wiesław Jedynak ‏@Jedynak_Wieslaw

Nie mam w tej chwili możliwości odniesienia się do podniesionych wątpliwości. Muszę to sprawdzić w Raporcie.        

Jedno źródło wiedzy okazuje się wątpliwe i nie ma wsparcia w innych i jest poważny problem. Mam nadzieję że to jest jasne więc wracam tu do wypowiedzi forumowo-lotniczej (z poprzedniej notki): "Zajrzalem na twojego bloga, i tam widac, ze chodzi o to, zeby jakos poskladac do kupy rozne hipotezy (bez zadnych zreszta dowodow) o tym co moglo sie stac tuz nad ziemia." Nie chodzi o pożenienie hipotez tylko o prostą zgodność z faktami. Jeśli po bliższym zbadaniu okazuje się, że samolot nie uderzył w brzozę to nie uderzył. Jeśli nie uderzył to skrzydło w tym miejscu odpaść nie mogło (uwagi, że odpadło tak sobie odrzucam jako niezorganizowane - ale tylko na razie) a jak nie mogło to czemu odpadło? Nie można odrzucać faktów apriorycznie. Czemu pisze on "bez żadnych dowodów"? Są dowody na nieuderzenie w brzozę i na wybuchy w powietrzu.

Cofnijmy się teraz do początku, wspomnieć muszę o wstępnym standardowym sprawdzeniu możliwych przyczyn, Wstępnym rutynowym, czyli czy podstawowe zasady zostały zachowane we wszystkich sferach:

  1. Awaria samolotu. - Mogła być, trudno wykluczyć od razu.
  2. Błąd załogi. - Może i był, zeszli, może nie powinni, zbyt lakoniczne ustalenia zasad lądowania, z wieżą się nie dogadali właściwie.
  3. Błędne naprowadzanie. - Było, nie ta ścieżka, kontrolerzy nawaleni, urządzenia niesprawne.
  4. Zamach. - Zaniedbania BORu wskazują, że normy bezpieczeństwa były naruszone czyli możliwość zamachu istniała. Był on ułatwiony.

Widzimy zatem, że na pierwszym etapie sprawdzenia znaleźliśmy potencjalne przyczyny katastrofy. Ale nie wiemy dalej, które spowodowały katastrofę. Trzeba więc dalej ciągnąć to wszystko równolegle. Czyli oglądamy filmy z Okęcia aby sprawdzić, czy nikt niepowołany nie kręcił się w pobliżu samolotu. Przesłuchujemy świadków, szukamy niedomagań tam. Szukamy śladów materiałów wybuchowych. Analizujemy podejście samolotu itp. A są analizy z których wynika, że katastrofę mogło spowodować błędne naprowadzanie, piloci sądzili, że są o ok. kilometr bliżej pasa, mieli świadomość, że jar minęli. A nie fiksujamy na pilotach. Zważcie, że ten etap nie został jeszcze zakończony, ostatecznej odpowiedzi co do materiałów wybuchowych nie mamy. Analiza zapisów skrzynek niezakończona. A Komisja Millera wydała raport nie mając stosownych danych.

Jawnie zlekceważyli stan wraku. Choć przyznam się, że daliśmy się wkręcić w rozważania, czy samolot się sam z siebie mógł tak rozbić czy nie? Otóż nie mamy wiedzieć, mamy podejrzewać (na tym etapie). I okazuje się, że raczej samoloty podobne katastrofy przetrwały w lepszym stanie. Stąd zakładamy, że prawdopodobniejszym jest, że zadziałało coś jeszcze.

O prawdopodobieństwie muszę teraz coś napisać, tradycyjnie z przykładem. Otóż na grupie  pl.misc.militaria ktoś podał historią wypadku: jednemu człowiekowi udało się wbić sobie siekierę w plecy i Policja/prokuratura miała duże problemy z wykluczeniem zabójstwa. W końcu wykluczyli. Ale to nie znaczy że za każdym razem Policja widząc zwłoki z wbitą siekierą w plecy ma zakładać, że to wypadek, sam sobie wbił. A tamci zachowują się podobnie: skoro raz się samolot sam z siebie roztrzaskał podobnie jak Tutka to na pewno Tutka tez się sama z siebie roztrzaskała. Fałszywa generalizacja na podstawie wyjątku a nie normy. Żenada.

Na razie kończę, postaram się w następnym wpisie pokazać zakres rutynowego sprawdzania podstawowych hipotez. Pamiętajcie jednak, że prawidłowy wynik nie świadczy o stosowaniu poprawnej metody. Wyobraźcie sobie, że dodajemy sobie w zakresie od jeden do sześciu, dwa plus trzy, jeden plus cztery,trzy plus jeden - i stosujemy metodę liczenia poprzez rzut kostką. Raz na jakiś czas trafimy ale nie znaczy to, że metoda jest poprawna i sensowna. Podobnie jest z Komisją Millera - mimo że nic konkretnego nie zrobili to może akurat trafili? Trafiło się ślepej kurze ziarno?

PS: Na koniec jeszcze jedna wypowiedź Wildsteina walcującego Śmiłowicza

http://youtu.be/6rFMCgaP5Bo

 

Brak głosów