Młodzi podmiejscy część I

Obrazek użytkownika Rzeczy Wspólne
Kraj

   

    Przedmieścia polskich miast to „tabula
rasa”, którą deweloperzy zapełniają blokami i rządkami domów nie według
jakiegoś spójnego planu, lecz na zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy” (a
pierwszy często ten, kto lepiej potrafi wykorzystać sieć nieformalnych
kontaktów). 

 

Struktury osiedleńcze, jakie powstają w
rezultacie tego procesu, w warunkach normalnego, konkurencyjnego rynku mogłyby
wcale nie znaleźć nabywców, a z całą pewnością nie po tak wygórowanych cenach.

 

 

Wielką karierę robi
w Polsce w ostatnim czasie określenie „młodzi, wykształceni z dużych miast”.
Można by sądzić, że doczekaliśmy się wreszcie w naszym kraju rodzimych
„yuppies”, czyli „młodych wielkomiejskich profesjonalistów”, których do
niedawna znaliśmy tylko z krajów zachodnich. Z doświadczeń Europy Zachodniej i
Ameryki Północnej wiemy, że to właśnie ludzie młodzi, którym odpowiada miejski
styl życia, są siłą sprawczą wielu spontanicznych, oddolnych przemian w
miastach. Natomiast polscy „młodzi wielkomiejscy” zdają się częściej
wybierać życie na przedmieściach. W ich przypadku właściwsze byłoby określenie
„młodzi podmiejscy”.
Tymczasem na Zachodzie pod miasto wyprowadzają się
głównie stateczne rodziny z klasy średniej. Osoby te są ukształtowane przez
pewne wzorce miejskiego życia i dlatego przykładają pewną wagę do
ukształtowania otaczającej ich przestrzeni, podczas gdy polskie przedmieścia
sprawiają wrażenie tworów przejściowych, które ich mieszkańcy prędzej czy
później porzucą. Fakt, że Polacy są społeczeństwem na dorobku, rzutuje zatem na
sposób zagospodarowania otaczającej nas przestrzeni.

            Pochylmy się najpierw nad miastami
zachodnimi, aby na ich tle móc następnie lepiej zrozumieć przypadek polski.

 

Wielka
ucieczka

 

Jak doszło do
tego, że mieszkańcy miast zaczęli masowo wyprowadzać się na przedmieścia?
Najogólniej rzecz ujmując, złożyły się na to dwa czynniki: wspieranie przez
państwo budownictwa mieszkaniowego i motoryzacji (w ramach polityki
upowszechniania dobrobytu) oraz pojawienie się dużej, zamożnej grupy społeczno-zawodowej,
określanej jako klasa średnia.

Już w latach
trzydziestych amerykański architekt Frank Lloyd Wright przewidywał, że
tradycyjne miasta zanikną, a ich mieszkańcy przeniosą się do rozległych
„broadacre cities”, gdzie każda rodzina będzie miała własny dom z dużym
ogrodem. Jednak dopiero w latach powojennych zaistniały opisane powyżej
uwarunkowania, które stały się impulsem przestrzennej ekspansji miast na
nieznaną wcześniej skalę. Proces ten określa się mianem suburbanizacji, lub
„rozlewania się miast”, czyli „urban sprawl”.

            Oczywiście, zdania na temat
przedmieść są podzielone – to, co dla jednego jest oazą spokoju, dla innego
będzie po prostu nudne. Jednak kto widział przedmieścia w Niemczech czy
Wielkiej Brytanii przyzna, że jest w nich pewien rodzaj ładu, nawet jeśli do
niego osobiście ład ten nie przemawia. (Pewien kłopot może być z przedmieściami
amerykańskimi, które z reguły złożone są po prostu z rzędów jednakowych domów z
garażami, ale przyjmijmy, że i to przy niewygórowanych wymaganiach może się
podobać.) Taki sposób organizacji przestrzeni, aby była ona estetyczna i
funkcjonalna, nazywamy ładem przestrzennym. Generalnie rzecz ujmując, w
zachodnich „welfare states” zarówno miasta, jak i wyrosłe wokół nich
przedmieścia są efektem realizacji określonych reguł, które można by nazwać
planowaniem przestrzennym. Reguły te, choć ujęte w pewne ramy formalno-prawne,
tak naprawdę nie są narzucone odgórnie, lecz odzwierciedlają społeczny
konsensus odnośnie do sposobu zagospodarowania przestrzeni. Osiągnięcie
takiego konsensusu było możliwe między innymi dzięki temu, że istnieje tam
klasa średnia (wcześniej klasa mieszczańska) i coś, co ogólnie nazywa się
społeczeństwem obywatelskim
. To, co tak naprawdę różni miasta od
przedmieść, to różne założenia urbanistyczne przyjęte na wstępie, a nie sposób
realizacji tych założeń. Zarówno jedna, jak i druga przestrzeń na swój sposób
zaspokaja potrzeby zamieszkałej w niej społeczności.

            Nie zmienia to faktu, że rozwój
przedmieść odbywał się poniekąd kosztem miast, bowiem „wysysały” one zarówno
silną gospodarczo ludność, jak i środki publiczne związane z inwestycjami
infrastrukturalnymi. Po pewnym czasie musiało to doprowadzić do zachwiania
równowagi
i kryzysu miast, i w latach siedemdziesiątych kryzys taki rzeczywiście
nastąpił. Osłabione rozwojem przedmieść miasta, a w szczególności ich
najstarsze, śródmiejskie dzielnice, stawały się gospodarczo coraz słabsze.

Zabudowa mieszkaniowa ulegała dekapitalizacji, w starych, zaniedbanych
dzielnicach koncentrowały się ubóstwo i problemy społeczne.

 

Młodzi
ożywiają miasto

 

Mimo wszystko
wizje świata, w którym tradycyjne miasta znikły, a ludzkość żyje w rozległych
miastach-ogrodach, okazały się jedynie utopią. Nie wszystkim przecież odpowiada
podmiejski tryb życia, choćby z tej pragmatycznej przyczyny, że nie każdy chce
spędzać wiele godzin, dojeżdżając samochodem do pracy, na zakupy, do znajomych,
odwożąc dzieci do szkoły itd. Miasto, ze względu na swoją zwartość, okazało się
pod wieloma względami wygodniejszym miejscem do życia – zwłaszcza w epoce, gdy
żyje i pracuje się w szybkim tempie. Równocześnie niedogodności życia w
mieście, takie jak hałas czy zanieczyszczenia, zostały znacząco ograniczone
dzięki ochronie środowiska.

            W USA i Europie Zachodniej już w
latach siedemdziesiątych zaczęto dostrzegać pierwsze oznaki powtórnego
ożywienia miast
. Inicjatywa nie wyszła tu bynajmniej od władz (które do
pewnego momentu forsowały pomysły tzw. „slum clearance”, czyli wyburzania
starych budynków, a nawet całych kwartałów i zastępowania ich modernistycznymi
klockami), lecz miała jak najbardziej charakter oddolny. Młodzi, początkujący
artyści, poszukujący przestrzeni, w której mogliby nie tylko zamieszkać, ale
też rozwijać swoje talenty, znaleźli takie miejsce w starych, opuszczonych mieszkaniach
i na strychach kamienic. Dzięki pojawieniu się bohemy powstawały kawiarnie,
bary i kluby, a dzielnica do niedawna uznawana za miejsce, którego należy
unikać, z dnia na dzień stawała się modna. Był to właśnie ten moment, gdy na
arenie gry o miasto pojawili się młodzi wielkomiejscy, czyli „yuppies” –
młodzi, ambitni pracownicy wielkich korporacji, chcący zakosztować miejskiego
stylu życia.
Równocześnie pojawili się wiedzeni chęcią zysku deweloperzy,
którzy kupowali stare kamienice, aby je wyremontować i sprzedać lub wynająć
mieszkania. W pewnym momencie w proces ten włączyły się także władze publiczne,
stopniowo kierując strumień nakładów inwestycyjnych z przedmieść w stronę
śródmieścia.

            Wyżej opisany proces określany jest
mianem gentryfikacji (od angielskiego gentry – szlachta, można więc nazwać go
„uszlachetnianiem”, choć pierwotnie słowo to miało wydźwięk ironiczny). Jest to
przykład jednego z wielu procesów ożywienia miast, jakie obserwuje się na
Zachodzie, gdzie częściej mówi się dziś o renesansie, niż o kryzysie miast.
Mieszkanie w śródmieściu staje się coraz popularniejsze, nie tylko wśród ludzi
uważanych za „yuppies”, singli i bezdzietnych, ale także wśród młodych rodzin i
klasy średniej. Zdarza się nawet, że w sąsiedztwie starej zabudowy kamienicznej
powstają domy szeregowe, zwane domami miejskimi („town houses”) – dom
jednorodzinny przestaje więc być wyłączną domeną przedmieść. Podczas gdy XX
wiek okazał się stuleciem ucieczki z miasta, XXI wiek może okazać się czasem
powrotu.

 

Koniec części
pierwszej.

 

 

 

Adam Radzimski (ur. 1983), adiunkt w
Instytucie Geografii Społeczno-Ekonomicznej i Gospodarki Przestrzennej UAM. W
latach 2009-2010 stypendysta niemieckiej Fundacji Federalnej Środowisko (DBU) w
Centrum Badań nad Środowiskiem w Lipsku. Jego zainteresowania naukowe obejmują
problematykę rozwoju miast i planowania przestrzennego. Ma żonę i syna.

 

 

 

 

Kwartalnik „Rzeczy Wspólne” – http://www.rzeczywspolne.pl/

„Rzeczy Wspólne” na Facebooku

Prenumerata i zakup pojedynczych
egzemplarzy wersji papierowej:
http://www.rzeczywspolne.pl/gdzie-kupic/

 

Fundacja Republikańska - http://www.republikanie.org/

Fundacja Republikańska na
Facebook-u

Zostań
darczyńcą Fundacji Republikańskiej

 

Brak głosów