[recenzja]Akurat gra Kleyffa

Obrazek użytkownika Budyń78
KawiarNIA
W październiku ukazała się, z błogosławieństwem głównego bohatera, płyta zespołu Akurat z piosenkami Jacka Kleyffa.
Głupia sprawa – Kleyffa (mimo różnic ideowych) lubię, brzmienie zespołu na tej płycie mi się podoba, a jednak złożone w jedną całość niespecjalnie mnie przekonuje. O wiele lepiej i autentyczniej wypadła wydana wiele lat temu płyta „Źródło”, na której piosenki Jacka Kleyffa wykonywał Kuba Sienkiewicz. Wersje Sienkiewicza były w zasadzie dość wierne oryginałowi i zachowały jego swobodny klimat. Raz jazzowa, raz rock’n’rollowa sekcja rytmiczna była naturalnym rozwinięciem oszczędniejszych Kleyffowych aranżacji. Akurat gra ostrzej, rockowo, czasem nawet punk rockowo. Muzycznie wypada to dobrze, bo sprawni muzycy wykonują tu ciekawe i dające pole do popisu kawałki… Tylko, cholera, nie za bardzo to wszystko pasuje. O ile jeszcze sprawdza się w takich kawałkach jak „Życie jak zwierciadełko” czy "Kochanakochanakochana”, o tyle jest zabójcze dla „Jak Bruno Schulz”. Co w oryginale było wstrząsające, tu jest zaledwie nijakie, ot, rockowa piosenka. Do tego z niebezpiecznie wesołą muzyką. Trochę mało. Dużo psuje powtarzanie kończących zwrotki linijek, których sobie z oryginału nie przypominam. Lepiej wypada Kelusowo-Kleyffowski „Słoiczek Tienanmen”, na płycie pojawiający się dwa razy (drugi raz w lepszej chyba wersji radiowej). Kilka lat temu, gdy akurat wszedłem w etap odkrywania Kleyffa koniecznie chciałem zarazić nim swoją kilka lat młodszą znajomą. Pamiętam, że siedziała, słuchała i kompletnie nie rozumiała o co chodzi, zarówno mi, jak artyście. W końcu, całkiem rozsądnie, stwierdziła, że chyba pan dużo pali i tyle było z młodzieżowej percepcji twórczości legendy. Choć akurat Akurat nie sięgnął po moje dwa ulubione kawałki, które wtedy puszczałem („Jak zapałka płonąca” i „Z drzewcem” – a szkoda, bo może im by bardziej to rockowe przebranie pasowało), to myślę, że dla całkiem sporej grupy młodszych słuchaczy Kleyff może być już trochę niezrozumiały. Również w nowszych piosenkach, które nawet dla mnie zdają się być trochę bełkotliwe i to nie tylko dlatego, że pojawia się w jednej z nich, niby przewrotna, ale jednak mi niemiła polityczna deklaracja. Co gorsza obawiam się, że taki „Sejm kalek” ktoś uznać może po prostu za politycznie niepoprawną kpinę z niepełnosprawnych – tak, to karkołomna teza, ale kto da sobie cokolwiek więcej niż paznokcie uciąć, że nie zdarzy się ani jeden taki wypadek? A najbardziej aktualna z tego wszystkiego „Telewizja”? Znowu coś jest nie tak, może to ta trochę zmieniona melodia, a może po prostu nie pasuje tu reggae? Co gorsza i w „Huśtawkach” gotowy przebój zespół nie wiedzieć po co pozmieniał, pogmatwał – a lepsze jest wrogiem dobrego, wiec wyszło mało przekonująco, niestety. Po drodze mamy jednak największe dla mnie nieporozumienie tej płyty – „Źródło”. Osobisty manifest Kleyffa, pełen odniesień do realiów i smaczków późnych lat 60-tych, tu został… beznamiętnie wyrapowany do przebojowej, funkowo-rockowej, „jadącej” muzyki. Naprawdę fajnej, ale to kompletnie nie siedzi. Czy coś się a tej płycie broni w pełni? Punkowo zagrane „Jestem z Tobą”, w oryginale dość wolny, reaggujący numer Orkiestry Na Zdrowie. Mocny, zarazem taneczny i ciężki „Świat przeciwieństw”. Wymienione na początku „Kochanakochanakochana” i obie wersje „Słoiczka”. Niby więc prawie połowa płyty, jednak akurat ta, na którą trochę mniej liczyłem. Oczywiście fajnie, że po tego Kleyffa w ogóle ktoś sięga i ktoś przypomina. Niemniej mam nadzieję, że jeszcze komuś uda się zrobić to lepiej. Że można zagrać te piosenki odważniej od zachowawczego Kuby Sienkiewicza i nie wpaść w pułapkę sztuczności bądź wyprania z emocji, w jaką kilka razy wpada Akurat. * Od kilkunastu lat marzy mi się nagranie swoich wersji utworów Kelusa. Mam nadzieję, że jeśli w końcu mi się to uda, sam w te pułapki nie wpadnę.
Akurat, "Akurat gra Kleyffa i jedną Kelusa", Mystic 2012
Brak głosów