Obok akcji Aspiryny

Obrazek użytkownika Budyń78

Dziś ruszyła druga akcja Aspiryny, tym razem pod hasłem dymisji rządu PO. Pierwszą akcję - bojkot mediów - poparłem, dorzucając kilka swoich uwag. Tym razem ograniczę się tylko do uwag :)Całkowicie zgadzam się z opisem sytuacji, zawartym w apelu. Zgadzam się także z oceną pracy rządu, w nim zawartą. Dlatego nie zamierzam krytykować twórców, ani tym bardziej poświęcać im żadnych złośliwości. Rozumiem przesłanki, które nimi kierują i nie wątpię w dobre intencję.Czemu więc tylko uwagi? Już tłumaczę. Apel o bojkot mediów miał, wbrew rozmaitym komentarzom, całkiem spore znaczenie. "Dziennik", "TVN24 czy "Gazeta Wyborcza", czyli najczarniejsze charaktery (wg twórców apelu) naszego rynku medialnego kupowane są również przez osoby, które z ich linią się nie zgadzają, jednak z braku wyboru lub po prostu przyzwyczajenia - sięgają po gazetę lub włączają telewizor. Do takich osób apel ten mógł dotrzeć, a odpływ tej grupy czytelników - choć nie znamy jej liczebności – mógłby być dla mediów odczuwalny. Sam pod wpływem akcji zrezygnowałem z oglądania TVN i TVN24. Do tego zarówno "GW", jak i "Dziennik" przeżywają pewne trudności, więc apel był odpowiednim ruchem w odpowiednim czasie. Chociaż nie byłem zachwycony częścią użytych w nim sformułowań, pod jego ideą podpisuję się i dziś. Dzisiejszy apel, zawierający trafną analizę sytuacji, kończy się wezwaniem do natychmiastowej dymisji rządu Donalda Tuska. Brak jednak konstruktywnej, lub choćby realnej propozycji dalszego działania. W obecnym parlamencie nie ma szansy na inną koalicję (chyba, że znów z udziałem PO, więc żadna to zmiana jakościowa), zaś w przypadku rozpisania teraz wyborów, wyniki nie gwarantowałyby PiSowi powrotu do władzy. Nawet, gdyby większość oszołomionych medialną nagonką wyborców Platformy z roku 2007 została w domu, Platforma w chwili obecnej miałaby duże szanse na wygranie wyborów, choć mniej spektakularnie, niż w roku 2007. Dlatego oczekiwana przez blogerów dymisja Tuska nie zmieniłaby niczego. PiS nie ma siły, by powrócić do władzy, zaś w POnie istnieje żadna realna opozycja wobec Tuska, która mogłaby przeprowadzić działania zmierzające do realizacji nowej wersji POPiS.Co gorsza, wzywanie do dymisji rządu w rok po wyborach przypomina mi podobne nawoływania ze strony wyborców PO w czasach, gdy rządził Jarosław Kaczyński. Oni też nie chcieli czekać, chcieli natomiast szybkiego powtórzenia wyborów, by uzyskać wynik po swojej myśli. Przypomina to sytuację z Irlandią i referendum. Spektakl pogardy dla wyboru (po raz kolejny) niedojrzałego do demokracji społeczeństwa przyniósł skutek i Platformie udało się doprowadzić do nowych wyborów, tym razem z prawidłowym wynikiem. PO miała jednak poparcie mediów,gwiazd i autorytetów. My zaś nie dysponujemy tym kapitałem. Pomijając więc wątpliwości etyczne (powtarzamy krytykowane przez nas zachowania naszych przeciwników), nie mamy szansy na osiągnięcie celu. Jeszcze nie teraz.Jeśli wszystkie prognozy zawarte w apelu się sprawdzą, sytuacja może się szybko zmienić. Koniec koniunktury, drożyzna, to zjawiska, które ludzie odczują na własnej skórze. W przypadku polityki zagranicznej czy wewnętrznej, zaklęcia medialne mogą pomagać dłużej, lecz równieżnie w nieskończoność. Dlatego spadek popularności Tuska jest nieunikniony. Nie zmienią tego coraz ciężej pracujący moderatorzy forów gazety czy wirtualnej polski nie przepuszczający już żadnych komentarzy krytycznych wobec PO, tolerujący za to wszelkie wyzwiska i groźby karalne wobec drugiej strony. Wyborców, zwłaszcza młodszych, czeka rozczarowanie. Obawiam się jednak, ze jeszcze długo, lub nawet nigdy, osoby te nie staną się elektoratem PiS. Raczej poczują się oszukane i pozbawione realnego wyboru i na następne głosowanie po prostu nie pójdą. Na Podkarpaciu już nie poszli.Może więc się okazać, że PO czeka los, jaki teraz przypisywany jest Jarosławowi Kaczyńskiemu, czyli utrzymanie poparcia jedynie najtrwardszego elektoratu, nazywanego "wyznawcami". Bardzo silnego w internecie, lecz nie na tyle licznego, by wygrać wybory. Dlatego należy poczekać i spokojnie obserwować dalsze zgrywanie się rządu. Gdy negatywne zjawiska staną się odczuwalne dla wszystkich, w następnych wyborach szanse będą równiejsze, choćby nie nastąpił żaden liczący się przepływ elektoratu między PO a PiS. Osoby, które poszły do urn, by bronić Polskę przed zagrożeniem kartoflaną dyktaturą, nadal wierzą w bzdury, którymi karmiły i karmią je media. Przestają natomiast wierzyć tylko w to, ze obecny rząd zmieni ich życie na lepsze. Na razie wystarcza im pocieszenie, ze Tusk jest ładniejszy niż Gosiewski. Tego paliwa do wyborów terminowych raczej jednak nie starczy. Dlatego warto na razie obserwować działania rządu, punktować je, pracować u podstaw. Należy się skupić na opisywaniu zjawisk, którepomijają media. Nagłaśniać porażki, oszustwa i niekonsekwencje. Docierać do jak największej ilości osób i zasiewać w nich wątpliwości wobec medialnej bajki. Słabo idzie to politykom PiS, wiec musimy robić to za nich, może kiedyś ich to w końcu zainspiruje.Żeby domagać się dymisji rządu, musimy tworzyć realną alternatywę, możliwą do realizacji. Do tego potrzebne są nowe wybory, lub pozyskanie zdolności koalicyjnej w obecnym parlamencie. Takowej na dzień dzisiejszy nie ma. Obawiam się więc, że rządy Po są pigułką, którą musimy przełknąć i przeczekać, w myśl hasła "Przeżyliśmy Ruska - przeżyjemy Tuska". Czas, który nam został, poświęcić można na wspomnianą wyżej pracę u podstaw i lepsze przygotowanie się (plandziałania, a przede wszystkim pewne zaplecze personalne, bez Kaczmarków i Kornatowskich) do ewentualnego objęcia władzy. To tyle.***W związku z tym, ze zgadzam się z opisem sytuacji zawartym w apelu, wklejam jego treść na blogu, proszę jednak ten post potraktować jako życzliwą krytykę, nie zaś akces. Pozdrawiam.

Brak głosów