Nie ma czasu na fair-play

Obrazek użytkownika Budyń78

Irlandia nie doceniła, nie dorosła, co więcej - wykorzystała i odrzuciła. Na szczęście, Europa jest jak ta dobra matka, która wie, co dla dziecka dobre i nie ulega jego kaprysom. Gdy dziecko wyjdzie z domu bez czapki, zwiedzione pierwszymi promieniami wiosennego słonka, wybiegnie za nim na dwór i szalik na szyi zawiąże, bez zbędnych ceregieli. I choć Irlandczycy chcą sobie na złość mamie odmrozić uszy, mama cierpliwie przeczeka krótkotrwałą niesubordynację i założy traktatową czapę. By żyło się lepiej. Wszystkim. Taką przynajmniej nadzieję wyrazili dziś politycy w Trójkowym śniadaniu. Okazało się też, że irlandzkie weto można obrócić na swoją korzyść na krajowym podwórku. Skoro Irlandczycy czapy nie chcieli, pojawiły się nowe okoliczności. Choć mniej rozsądni obserwatorzy mogliby uznać, że sprawa traktatu jest zakończona, ponieważ w swoim czasie postanowiono, że aby zafunkcjonował, muszą przyjąć go wszystkie kraje, polscy politycy uznali, że tym bardziej polski prezydent traktat musi podpisać. Jednocześnie zaś zapomnieć o warunku uchwalenia ustawy kompetencyjnej, gdyż trzeba się bardzo spieszyć. Jak najszybciej przyklepać dokument tak, by jedność pozostałych krajów zrobiła na Irlandczykach odpowiednie wrażenie, by zrobiło im się wstyd i pokornie dali sobie czapkę włożyć. Warto przypomnieć sobie, że gdy u nas przyjęcie traktatu jeszcze nie było pewne, słyszeliśmy, że już cała Europa podjęła decyzję i wszyscy czekają tylko na nas. Jak się okazuje, było jednak trochę inaczej. Teraz ten sam kit próbuje się zdaje się wciskać Irlandczykom, gdy tymczasem ratyfikacja traktatu nie jest pewna również w Czechach, we Włoszech, a może nawet u nas, zależy, czyje racje przeważą. Tak więc pośpiech opiera się na fałszywych przesłankach, mając nadzieję - zapewne słusznie - że nikt nie będzie zwracał uwagi na drobiazgi. "Demokracja rządy ludu, raczej rządy elit" śpiewał w swoim czasie Włochaty i coraz bardziej zdanie to opisuje sytuację w Unii. Irlandzka choroba może być jednak zaraźliwa, przy okazji doniesień z Irlandii Polacy mogli się ze zdziwieniem dowiedzieć, że jednak są jakieś argumenty przeciw (wcześniej ich nie poznaliśmy), a co więcej, że przyjęcie traktatu nie jest aż taką oczywistością. Politycy chcą więc załatwić sprawę jak najszybciej, by ta niepotrzebna refleksyjność nie udzieliła się zbyt wielu obywatelom. Czytali zapewne komiks o Wilq i przyswoili sobie mądrości przypisywane przez jego bohaterów trenerowi Piechniczkowi, takie jak "Nie ma czasu na fair-play" i "Przegraliśmy mecz, ale mamy piłkę". Nie dość, że Irlandczycy nie dorośli do demokracji, to okazuje się, że brytyjskie media nie dorosły do standardów polityki miłości. Nasz premier, dla którego całym życiem jest piłka nożna, chciał powiedzieć polskim kibicom - "Czuję to samo, co wy. Jestem jednym z was". Było to ważne, zwłaszcza w kontekście niewybrednych sugestii, że podczas pierwszego meczu naszej reprezentacji Donald Tusk kibicował Niemcom. Potrzebny więc był szczey głos solidarności z Polską, polskimi kibicami i naszą reprezentacją. Taki głos padł i zamiast krytykować premiera, należy cieszyć się, że odkrył wreszcie płaszczyznę, na której polskość moze być jednak normalnością, a płaszczyzną tą jest piłka nożna. Mocne słowa można więc przypisać gorliwości neofity. Nie zmienia to jednak faktu, że brytyjskie media atakują naszego premiera, nie zauważając, że poslużył się on przenośnią, pewnym skrótem myślowym. Donald Tusk jest osobą łagodną, w oczach Polaków - sympatyczną i nie skrzywdziłby nawet muchy. Chyba, że mucha ta głosowałaby na PiS, wtedy oddałby ją Niesiołowskiemu do pokrojenia.

Brak głosów