Do końca świata i jeden dzień dłużej (political fiction)

Obrazek użytkownika Budyń78
Humor i satyra
- Nie zapomnę wam tego, bydlaki! - czerwieńszy od oprawki swoich własnych okularów szef Pomocy Zimowej krzyknął w słuchawkę, po czym wściekle rzucił ją na widełki telefonu. - Dół pierwszej strony, pod jakimś wieśniakiem trzymającym kredens - dodał już bardziej do siebie, niż do otoczenia, po czym padł na kanapę.

- Szefie, mamy większe zmartwienie - powiedział jego asystent, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Zbliżył się i długo mówił coś do ucha coraz bardziej zdenerwowanemu pryncypałowi.

*

Gdy w telewizyjnym studiu, mimo nastroju głównego dobroczyńcy, trwała w najlepsze zabawa, w jednym ze szpitali w południowej Polsce dwie zamaskowane postacie po cichu przemierzały korytarze oddziału dziecięcego.

- Leżą tutaj - powiedział niższy z dwóch mężczyzn. - Dzieci uratowane przez Pomoc Zimową - splunął z obrzydzeniem.
- Wiesz, nie wiem, czy powinniśmy... Co dzieci winne... - zawahał się drugi, gdy jego towarzysz stanął już pod drzwiami sali małych pacjentów.
- Nie pamiętasz, co mówił ojciec dyrektor? Przypomnieć ci? Światła do nieba, symboliczna manifestacja siły Lucyfera, anioła światła, rzucona w twarz Bogu - mówił niższy głosem cichym, lecz stanowczym. - Te dzieci nie mają już duszy... Zresztą - poświecił latarką - masz, przeczytaj wydruki z bloga Warzechy, jeśli same czynniki duchowe nie mogą cię przekonać.
Chwilę postali pod drzwiami i weszli, niosąc śmierć w spokojny sen niewinnych istot.

*

- Pomoc Zimowa zebrała w tym roku rekordową kwotę sześćdziesięciu sześciu milionów i sześciuset tysięcy złotych - rozpoczął czytanie Wiadomości młody prezenter, pochodzący z rodziny z komunistycznymi tradycjami, żyjący jednak w dobrych stosunkach z każdą z szybko zmieniających się ekip. - Niestety, nie możemy przeżywać w pełni tej radości. Od kilku dni w rozsianych po całym kraju szpitalach w tajemniczych okolicznościach giną dzieci, wcześniej uratowane przez Pomoc Zimową. Policja podejrzewa, że za tymi, aż trudno uwierzyć, morderstwami, stoi jeden, lub nawet kliku psychopatów. Oddajmy głos Jurkowi Owsiakowi, szefowi Pomocy Zimowej.

- Obawiam się, że to fanatycy, związani z pewną, wszystkim znaną stacją radiową. Kościelną stacją radiową. Oni przegrywają walkę o rząd dusz i nie cofną się przed niczym. Dlatego musimy razem przeciwstawić się nietolerancji, widzimy, do czego ona prowadzi. Przeciwstawiajmy się! Oj, będzie się działo! - skończył Owsiak.

*

Policyjna zasadzka w kolejnym szpitalu musiała zakończyć się sukcesem. Gdy dziennikarze przypomnieli sobie, że istnieje ktoś taki, jak Jerzy Miller, a co więcej, jest on szefem MSWiA, ten musiał zrobić coś ze sprawą, którą żył cały kraj. Ogłosił więc we wszystkich stacjach telewizyjnych, że wszystkie dzieci uratowane przez Pomoc, przewiezione zostały do jednego ośrodka. Równocześnie oświadczył ponurym głosem, że z powodu oszczędności budżetowych, szpital ten nie będzie mógł być chroniony przez dodatkowe siły policji. Było to jednak pół prawdy.

*

Kolejna noc, kolejny szpital. Obaj mężczyźni czuli podświadomie, że to koniec ich drogi. Jednak musieli wypełnić swoją misję. W dzień byli u spowiedzi, wieczorem ucałowali żony i dzieci, założyli też pożegnalne wątki na forum Frondy. Misja musi zostać wypełniona. Weszli do ciemnej sali. "Co jest, tylko jedno łóżeczko?" - zdążyli pomyśleć, gdy nagle zapaliło się światło. Noc, która miała być koszmarem niewinnych dzieci, stała się nim dla dwójki katolickich fanatyków. Usłyszęli za sobą kroki, po chwili zaś w drzwiach stanął Jerzy Dziewulski. Co gorsza, nie sam, bo tuż za nim zjawił się Gromosław Czempiński. Patrzyli przerażeni na dwóch najwybitniejszych polskich specjalistów od wywiadu i walki z przestępczością, którzy, jak zjednoczeni bohaterowie, jak Kapitan Bomba i Chorąży Torpeda pojawili się, by zniszczyć zło. "Już nigdy nie zabiją panowie nikogo" - te słowa nie padły jednak od strony drzwi. A więc byli otoczeni.

- Róbta, co chceta, czyli kochaj i rób, co chcesz - powiedział biskup Życiński, wyszedłszy spod łóżka. - W was zaś nie ma miłości, która jest choćby w panu Jerzym. Święty natychmiast! - zawołał, zaś Czempiński z Dziewulskim wycelowali broń w dzieciobójców. Gdy padły strzały, wszyscy mieli poczucie wielkiego triumfu dobra.

*

Gdy u Jerzego Owsiaka zadzwonił telefon, była już prawie 12 w nocy. Szybko zawołał swojego asystenta, sytuacja bowiem z jednej strony opanowana, z drugiej mogła za chwilę znów wymknąć się spod kontroli. Nikt poza asystentem nie wiedział bowiem, że Owsiakowi zawsze o północy wyrastają rogi i diabelski ogon.

- Kurwa, pilnuj, żeby nikt mi tu nie właził co najmniej do pięć po. Czapka nie pomoże, trzeba spiłować, prędzej, bo będzie, kurwa, po nas - popędzał asystenta. Tymczasem na monitorach, przekazujących obraz z ulicy przed domem, pojawił się samochód z karykaturalnym orzełkiem WSI.

- Kurwa, TVN już tu jest! Szybciej... - krzyczał już prawie na asystenta, jednak, gdy rozległ się dzwonek domofonu, sytuacja była już w miarę opanowana. Gdy do pomieszczenia wkroczyła Monika Olejnik, był już w pełni odprężony.

- Stokrota, jak dobrze Cię widzieć! O, i Olechowski jest z Tobą, a skąd on tutaj?

Dziennikarka nie odpowiedziała, gdyż pierwszy odezwał się Andrzej Olechowski.

- Przechodziłem, z tragarzami - omiótł ręką pokój, a stojący za nim Czempiński i Dziewulski uśmiechnęli się. Później, do rana, śmiali i bawili się już wszyscy.

*

Znany reżyser, jedyny człowiek godny, by nakręcić film o tych kilku dniach, które wstrząsnęły Polską, podjechał od strony Marriotta pod obrzydliwą bryłę Dworca Centralnego. Dobro trzeba mnożyć, więc postanowił tutaj właśnie poszukać małych aktorów do filmu, który będzie zwieńczeniem jego kariery i życiowej drogi. Wysiadł z samochodu i, zasłaniając twarz szalem, zanurzył się w cuchnący świat dworcowego podziemia.

styczeń 2010

tekst dedykuję wszystkim ścierającym swoje klawiatury w walce lub obronie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Brak głosów

Komentarze

szczerze pisząc nie doszedłem do dna - do sedna...

może jestem tak niedojrzały...

choć z prądem rzeki popłynąłem i...

nie czułem oporu...

może czasami trzeba nieraz jak krowie na granicy ?

tylko której ?

Vote up!
0
Vote down!
0

... to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...

#43046

Lubię malować obrazy, więc sobie namaluję:

Mafia bucha z kieszeni Cześka stówę, potem jeden gość z towarzycha prosi Cześka o dwie dychy, i każą mu się cieszyć, że jego dom się wzbogacił, bo za dwie dychy kupiono nowy wazon wart 15 złotych.

/:

Vote up!
0
Vote down!
0
#43049