Zielone i kolorowe

Obrazek użytkownika Krzysztof J. Wojtas
Blog

Jest sporo tematów, które czasami wydają się godne poruszenia, ale jakoś ostatnio pojawia się u mnie coraz częściej nieuzasadniona niechęć do pisania. Są też tematy, których nie ruszałem – z różnych względów. To głównie te związane z uprawianym zawodem. Bo to jakoś głupio tak pisać o codziennych zajęciach.

Tyle, że piszą o swoich przemyśleniach a to psychologowie, a to fizycy, czy inni dziennikarze. To może i ja o ogrodnictwie?
Pomysł naszedł mnie pewnie z racji wiosennego spóźnienia. Ale może być przydatny w zakupach roślin .

Od razu zaznaczę, że to nie poradnik. Raczej własne uwagi tyczące tych odmian, które „przewinęły” się przez moje ręce; nie zawsze z pozytywnym wynikiem.
Raz, że warunki jakimi dysponuję nie zapewniają możliwości hodowli wielu z ciekawych roślin. Dwa, że nie byłem kształcony w tym fachu, zatem opieram się raczej na praktyce niż na wiedzy teoretycznej.

Może to i dobrze, bo pewnie wielu z odmian nawet bym nie „próbował” – a tak przynajmniej wiem, czego nie dotykać w tych warunkach.

Moje podejście do wyboru roślin polegało na próbach zdobycia i utrzymania tych odmian, które mi (albo żonie – ona też „z branży” tyle, że mechanik precyzyjny) się podobały.
Druga, już później ustanowiona zasada, to hasło „posadź i zapomnij” – czyli rośliny nie wymagające nadmiernego „starunku”.

Bo podstawowym błędem robionym przy zakupach jest kierowanie się urodą w chwili kupna.
Tymczasem, zwłaszcza byliny – czyli rośliny wieloletnie, nie muszą być od razu pełne krasy. Lepsze wyniki są z roślinami mniej okazałymi, a nawet lekko „zagłodzonymi”. Takie w nowym miejscu szybko „przyjmują się” i zaczynają pięknie prezentować. Ważne jest jednak zapewnienie właściwych warunków wegetacji i odpowiedniego miejsca na działce. No i żeby były odmianowo zgodne z deklaracją. Różnie to bywa.

Warto pamiętać, że założenie ogrodu nawet na przydomowej, kilkusetmetrowej działce, jest sporym wydatkiem, albo też wymaga dużego wkładu pracy i to przez kilka lat. Co kto lubi (i może).
Przynajmniej początkowo polecam usługę fachowców, którzy przygotują podłoże nadając mu stosowną strukturę. Ale odradzam, nawet tym zasobnym, nadawanie od razu pełnego kształtu – bo raz, że zawsze może trafić się jakaś super roślina, którą „musimy mieć”, a tu nie ma gdzie jej posadzić, dwa, że rośliny się rozrastają , przeszkadzają sobie wzajemnie – a szkoda takie, wykarmione „własną krwawicą”, karczować.

Tak więc będzie trochę o tych wszystkich aspektach w odniesieniu do tych odmian, które mam, bądź miałem, u siebie. Notki będą pisane sukcesywnie, jak tylko mi się któreś „zielsko” przypomni, albo które będzie aktualnie „obrabiane”.
No to tych notek trochę będzie – obym do jesieni zdążył. Obiecuję, że czasami będę odpowiadał na pytania.

Brak głosów