O tym, jak NFZ niszczy lekarzy. Przypadek dr. Kwiatkowskiego

Obrazek użytkownika Mieszczuch7
Blog

Dzisiejszy lekarz został postawiony przez ten system, przez obecne rządy, przed trudnym wyborem: poświęcić kolejne pięć minut na badanie chorego i wypisanie recepty, która być może uratuje komuś życie, czy wypisywać urzędowe formularze? Życie czy rachunek?

Narodowy Fundusz Zdrowia nałożył na lekarza karę 665 tys. zł. Co ukradł, co nawywijał, czy zrobił jakiś przekręt, czy za łapówki dorobił się mercedesa? Nie, doktor Jacek Kwiatkowski popełnił wielki, niewybaczalny, karygodny błąd: skupił się na leczeniu chorych, zamiast na wypełnianiu papierków dla NFZ. Badał chorych i wypisywał recepty, pomocy chorym poświęcając sto procent swego czasu i sił. Był tam, gdzie więcej jest potrzeb, niż środków. Był po prostu lekarzem, nie urzędasem, nie księgowym. Nie pracował w luksusowej spółdzielni dla bogaczy, ale w zwykłej państwowej przychodni w podwarszawskich Włochach i Domu Pomocy Społecznej dla psychicznie chorych. Jeśli nie tworzył podkładek i nie mnożył dupokrytek dla NFZ, to nie z lenistwa i nie dlatego, że mu się we łbie poprzewracało, tylko dlatego, że po trzydziestu latach harówki musiał mieć dość. Może myślał, że lepiej zrobi pomagając tym najbiedniejszym z biednych?

Inaczej wyglądają sprawy lekarzy z różnych "LUX"-ów: tam lekarze mają czas, formularze wypełniają komputery, są pomoce i nowoczesny sprzęt. Młode wilki współczesnej medycyny. mają wszystko i chcą jeszcze więcej. W ich filozofii nie ma miejsca na poświęcanie się dla innych. Przypominają się "Ludzie bezdomni" Żeromskiego: "Zamiast ująć w ręce ster życia, zamiast według praw nieomylnej nauki wznosić mur, ogradzający życie od śmierci, wolimy doskonalić wygodę i ułatwiać życie bogacza, ażeby pospołu z nim dzielić okruchy zbytku. Lekarz dzisiejszy – to lekarz ludzi bogatych."

Czy doktor Jacek Kwiatkowski nie mógłby pracować w takiej przychodni? Mógłby przecież! Był cenionym, świetnym lekarzem, robił drugi stopień specjalizacji, pracował w jednym ze znanych warszawskich szpitali. Potrafił w ciągu kwadransa przejechać na drugi koniec miasta, by ratować chorego - człowieka czy kota przybłędę. Nigdy nie odmawiał pomocy, porady. Nie sądzę, by bardzo się zmienił. Pragmatyk raczej - nie romantyk. Chyba by mnie wyśmiał, gdybym chciał go porównywać do doktora Judyma.

Tak, znam go z dawnych czasów, lecz nasze drogi dawno się rozeszły. Pamiętam, że to on pierwszy powiedział mi wiele lat temu o tym, jak ordynatorzy tłuką forsę na prowadzeniu eksperymentalnych badań na pacjentach i testowaniu nowych leków. To uczciwy facet, rzadka roślina. Nie mógł się przebić wśród gąszczu chwastów. Nie należał do ich gatunku. Ale czy NFZ zajmie się takimi ordynatorami, profesorami? Nie, NFZ zajmie się poczciwym "Kwiatkiem"!

Maria Wysocka, dyrektor DPS "Leśny" mówi o Kwiatkowskim: "Pan doktor pracował u nas z pełnym zaangażowaniem. To dzięki niemu nasi pacjenci jakoś funkcjonują". Dla NFZ to nieważne. Jednym z zarzutów wobec Kwiatkowskiego jest to, że wypisywał on recepty bez każdorazowego badania pacjentów, jedynie na prośbę pielęgniarek, gdy kończyły się tabletki przewlekle chorym, np. insulina dla cukrzyków. W opinii Marzeny Piotrowskiej, dyrektor poradni we Włochach, NFZ orzeka dowolnie, raz uznaje, że osobiste badanie pacjenta przed wypisaniem recepty na leki refundowane jest konieczne, a innym razem wydaje komunikat (z lutego 2012 r). , w którym podaje, że warunkiem wydania recepty jest rozpoznanie schorzenia "ustalone samodzielnie lub przez innych lekarzy ".

Dowolność urzędników skarbowych i urzędników ZUS-u niszczy przedsiębiorców, a dowolność NFZ-u niszczy lekarzy. Raz tak, raz inaczej, zawsze cię mogą uznać za przestępcę, a ty lekarzu nie ruszaj się z domu bez adwokata!

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/2029020,114871,11778728.html

Brak głosów